11 kwietnia 2017 roku, przed ćwierćfinałem Ligi Mistrzów między Borussią Dortmund i AS Monaco doszło do ataku na autokar niemieckiego zespołu. Nikt nie zginął, jednak mocno poszkodowany został hiszpański obrońca Marc Bartra, który miał złamany nadgarstek i liczne rany od odłamków materiałów wybuchowych. Pięć lat po tym wydarzeniu piłkarz wspomina ten feralny dzień.
Dla Bartry zdarzenia sprzed pięciu lat były traumatyczne i odcisnęły piętno na jego psychice. Były obrońca Borussii wspomina pobyt w szpitalu i obawę o swoje życie - Nigdy nie zapomnę niepewności, że jak zasnę, to już nigdy nie otworzę oczu. Ciągle myślałem o mojej córce i mojej żonie. Nigdy w życiu nie czułem się tak bezbronny. Bardzo bałem się, że umrę - mówi Hiszpan.
Więcej artykułów o podobnej treści znajdziesz na portalu Gazeta.pl.
Obrońca Realu Betis wspomina także sam moment ataku. Dla Bartry i jego kolegów z zespołu było to dramatyczne przeżycie. - Byłem w szoku, nic nie rozumiałem, ból był nie do zniesienia, całe ramię bolało, jakby płonęło w środku, a szok sparaliżował moje ciało. Głośne dzwonienie w uszach nie pozwoliło mi usłyszeć krzyków moich towarzyszy. Silny zapach prochu strzelniczego, dym oznaczał, że mógł zobaczyć spanikowane twarze swoich towarzyszy tylko metr dalej. Leżeliśmy na ziemi i ze strachem patrzyliśmy przez okna - zaznacza piłkarz.
Atak na autokar nie tylko spowodował obrażenia fizyczne byłego piłkarza Borussii, ale także wpłynął w kolejnych miesiącach na jego psychikę. Zawodnik wspomina, że był to dla niego bardzo trudny okres. - Bez wątpienia było to najtrudniejsze wydarzenie w moim życiu. Nie chodzi mi tylko o fakt, o bomby, które eksplodowały, docierając do autobusu, którym drużyna jechała grać z Monako, ale też o to, jak wyglądało moje życie w kolejnych miesiącach - mówi Bartra
Piłkarz występujący obecnie w Realu Betis dodaje, że pierwsze pół roku po ataku miał problemy ze snem i bał się myśleć o tym, co jeszcze mogło się wydarzyć feralnego dnia. - W ciągu pierwszych sześciu miesięcy miałem koszmary przez kilka nocy. Odłamek z eksplozji trafił mnie bezpośrednio w nadgarstek, niszcząc kości: nawet nie chcę sobie wyobrażać, czy poleciał kilka centymetrów wyżej w szyję lub głowę - kończy obrońca.