W normalnych okolicznościach nikt nie usłyszałby o meczu Maccabi Raanana z Maccabi Kiryat Motzkin. Drugą ligą izraelskiej koszykówki interesują się w końcu wyłącznie pasjonaci tego sportu. Ale w ubiegłym tygodniu ujęcia z tego spotkania obiegły cały świat. Gra musiała zostać przerwana, bo nagle rozległy się syreny alarmowe. Zszokowani koszykarze, trenerzy czy sędziowie w popłochu uciekali z parkietu. Jedni chowali się pod konstrukcją trybun, inni, nie mając czasu, ukrywali głowy w rękach, a wynik... Wynik już nikogo nie interesował, bo gra toczyła się o życie.
"Pokazaliście światu, że rozrywka jest ważniejsza niż bezpieczeństwo"
W konflikcie między Izraelem a Palestyną strony wystrzeliwały dziesiątki rakiet dziennie. Łączna liczba ofiar w Strefie Gazy spowodowana majową wymianą ognia przekroczyła 200. Po izraelskiej stronie zginęło kilkanaście osób. Pomimo zagrożenia życia mieszkańcy Izraela próbują żyć normalnie. Do wyjących syren są przyzwyczajeni. Spory strach jest za to wśród przyjezdnych, w tym sportowców, którzy na taką "normalność" się nie godzą. Zagraniczni koszykarze występujący w lokalnej ekstraklasie (Super League) wydali komunikat, w którym apelowali o przerwanie sezonu. "Ze względów bezpieczeństwa, mentalnego zdrowia i z uwagi na nasze rodziny najlepszym rozwiązaniem jest natychmiastowe zakończenie rozgrywek" – pisali w liście gwiazdorzy ligi. I choć mecze zostały przełożone, to nikt w Izraelu nawet nie myślał o przerwaniu ligi. Rozgrywki zostaną wznowione w "bańce" w Ejlacie. "Gdy sytuacja w Izraelu się poprawi, liga wróci do normy" – czytamy w komunikacie.
To rozwiązanie nie spodobało się zawodnikom, którym liga groziła karami za opuszczenie klubów w trakcie rozgrywek. A "poszkodowane" drużyny dostały od władz możliwość dokonania transferów, by uzupełnić braki w składach. – To poje***e, że szefowie ligi uważają, iż zawodnicy wyjeżdżający, by dbać o swoje bezpieczeństwo, działają na szkodę klubów. Zachowują się tak, jakby ludzkie życie było mniej ważne niż dokończenie rozgrywek – grzmiał DJ Stephens. "Raz jeszcze pokazaliście światu, że rozrywka jest ważniejsza niż bezpieczeństwo" – narzekał Othello Hunter z Maccabi Tel Awiw, który z CSKA Moskwa wygrał Euroligę. Jego klubowy kolega, Rishon Darryl Monroe, dodał tylko: "To niemożliwe".
"Stamtąd trzeba uciekać"
Ostrzał rakietowy sparaliżował też rozgrywki piłkarskie. Zgodnie z pierwotnym kalendarzem najwyższa klasa rozgrywkowa powinna kończyć sezon w ten weekend. Od 9 do 19 maja nie rozegrano w niej jednak żadnego spotkania. - Plan jest taki, by zakończyć rywalizację do końca maja, ale może okazać się to trudne. W grupie mistrzowskiej pozostały nam jeszcze trzy kolejki. W niektórych miastach próbują już grać, ale w innych może być problem - mówi Sport.pl Dani Porath, dziennikarz telewizji Sport5.
Niektóre drużyny ten sezon będą kończyły bez swych zagranicznych graczy. Jedni poprosili o możliwość "ewakuacji", innym kluby same zaproponowały powrót do ojczyzny. Drużyną, która puściła swoich piłkarzy jest choćby walczące o mistrzowski tytuł Maccabi Tel Awiw. Niewykluczone, że kilku zawodników straci. Aleksandar Pesić, serbski napastnik Maccabi, jak tylko bezpiecznie wylądował w swojej ojczyźnie udzielił wywiadu krajowym mediom. Zasygnalizował, że nie zamierza w najbliższej przyszłości wracać do Ziemi Świętej.
- Złapałem samolot w ostatniej sekundzie i do Serbii poleciałem przez Dubaj. Najpierw mówiono nam, że po paru dniach wszystko się uspokoi, ale potem Tel Awiw znów został zaatakowany, tym razem z Libanu. Kto wie co stanie się dalej? Wrócę tam, a rakiety znowu będą spadać na miasto? Stamtąd trzeba uciekać. Nie czuję się bezpiecznie. Mam trzyletnie dziecko i żonę, która zaczyna się o mnie martwić, nawet jak przez 5 minut nie odbieram telefonu. Piłka nożna po prostu mnie teraz nie interesuje - wyznał Pesić. Jeden z jego kolegów, Izraelczyk Avi Rikan zdecydował się już zakończyć sezon. - Mimo prób i pragnień, zwyciężył ból i cierpienie" - napisał.
Serbski pomocnik Uros Nikolić też ze smutkiem opisywał swoje ostatnie dni w Izraelu. - Moje mieszkanie jest wysoko, na 37 piętrze. Widać z niego cały Tel Awiw. Patrzyłem więc z okna jak miasto płonie. Jak na ulicach, w parkach, czy dzielnicach, gdzie mieszka większość obcokrajowców, nagle pojawia się ogień. U mnie wszystko się trzęsło, jakby okna i drzwi miały wyjść z futryn. Nie mogłem normalnie spać - relacjonował.
- Gdy o trzeciej nad ranem rozległy się alarmy, z żoną i dzieckiem musieliśmy uciekać, spać w bunkrze. Byliśmy przerażeni i jedynym, o czym myśleliśmy, była ucieczka z Izraela – dodawał Enric Saborit, piłkarz Maccabi, który wyjechał do rodzinnego Bilbao. – Wyjechać nie było łatwo. Anulowali nam dwa loty, bo samoloty nie mogły wylądować w Tel Awiwie. Ale moi koledzy z drużyny zostali w Izraelu. Są na północy kraju, trenują. Kompletnie tego nie pojmuję - dziwił się.
"Mój dom płonie. Czy ktoś mógłby pomóc?"
Emocje i relacje sportowców można lepiej zrozumieć, przeglądając ich wpisy na portalach społecznościowych. Szokujące wideo na Instagramie zamieścił Higor Vidal, piłkarz drugoligowego Hapoelu Petach Tikwa. Rakiety spadły tuż obok jego mieszkania. Wybuchł pożar.
"Mój dom płonie. Czy ktoś mógłby mi pomóc? Zadzwońcie proszę na pogotowie" - napisał najpierw na klubowej grupie na WhatsAppie. Koledzy wiedzieli, że ma ciężarną żonę. Szybko zareagowali. Następnego dnia bardziej uspokajający komunikat wydał klub.
"Vidal i jego ciężarna żona zastosowali się do instrukcji i udali się na ostry dyżur. Żonę zatrzymano na obserwacji w szpitalu. Została już z niego wypisana" - przekazał Hapoel.
"Tak wygląda teraz moje mieszkanie po ataku Hamasu. (...) Oni zachowują się jak zwierzęta, atakując niewinnych ludzi jak ja, moja żona i dziecko" – pisał piłkarz, który winą za cały konflikt obarczał Palestyńczyków i który kolejnego dnia wyjechał do ojczystej Brazylii. Zresztą do swoich krajów wróciło też jego dwóch klubowych kolegów z zagranicy.
"Co dwie godziny ląduje tu pocisk. Po co biegać po boisku?"
Choć w minionym tygodniu wstrzymano mecze, zawodnikom trudno było też przygotowywać się do tych przełożonych. W ostatni weekend nie udał się na przykład powrót do treningów zawodnikom Hapoelu Beer Szewa. Kilka minut przed zajęciami rozległy się syreny alarmowe. - Co dwie godziny ląduje tu pocisk - mówili potem mediom rozzłoszczeni gracze. - Po co w takiej sytuacji próbować biegać po boisku? - dodawali. Ich mecz i tak przełożono.
- Ta sytuacja przekracza granicę normalności nawet dla osób tu urodzonych - relacjonował argentyński pomocnik Lucas Bareiro. - Odkąd przyjechałem do Izraela, nie miałem żadnych problemów, nigdy nie odczuwałem strachu. Prowadziłem normalne i dobre życie. Ale ta sytuacja wszystko zmienia - dodawał Bareiro. Tak się akurat złożyło, że jego Hapoel miał grać spotkanie z FC Aszdod. Na portalach społecznościowych jeden z zawodników tej drużyny też umieścił film.
- 15 metrów! Spadła 15 metrów od mojego domu - słychać na nagraniu, na którym Gil Cohen pokazuje jakie spustoszenie wyrządziła rakieta na pobliskim placu. Nikt nie zginął. Ucierpiały tylko samochody i szyby w oknach okolicznych domów.
- To nasza smutna rzeczywistość. Bardzo ważne jest, aby udawać się do schronów w czasie alarmu. Te instrukcje nie mogą być lekceważone, bo ratują życie - opisywał potem w rozmowie z jedną ze stacji. Po kilku niespokojnych dniach jego FC Aszdod skorzystało w końcu z zaproszenia Hajfy i przeniosło się na treningi do tego miasta. W Aszdod zamiast zajęć częściej odbywała się ewakuacja do schronów.
Teraz w Izraelu jest już trochę spokojniej. Po kilkunastu dniach przerwy, piłkarze wracają tam do gry. Mecze zaplanowano w Jerozolimie i Hajfie, poza strefą ostrzału. Działacze liczą na to, że wymiana ognia między Izraelem a Palestyną ma być wkrótce przerwana – takie informacje przekazywane są w mediach.
Palestyna dla Palestyńczyków, a West Ham was w tym wspiera
Większe komplikacje mogą być na razie z rozgrywkami koszykarskimi, bo tam strata kilku podstawowych graczy oznacza wyrwę w połowie składu. Hapoel Jerozolima stracił czterech amerykańskich zawodników. Maccabi Rishon LeZion trzech. Ci zapowiedzieli już, że nie wrócą do klubu. Maccabi prosiło nawet władze ligi, by mecze finałowe przełożyć na czerwiec lub jeszcze dalszy termin. Inne kluby również miały swoje problemy. W związku z tym szefowie ligi zdecydowali się na regulaminowe zmiany – możliwe, że nie spadną dwie drużyny, a tylko jedna, bo w obecnych okolicznościach, ze względów pozasportowych trudno jest zachować jednolitość rozgrywek. Na razie – tak jak w futbolu - mecze przekładane są na północ kraju, gdzie w teorii jest bezpieczniej.
Konflikt w Strefie Gazy budzi też wielkie emocje w Europie. Osoby prowadzące arabskie konta West Hamu i Wolverhampton wsparły Palestynę, a następnie - jak podało "The Athletic" - otrzymały zakaz pisania na ten temat. W artykule czytamy, że choć kluby Premier League wspierały kampanie społeczne wspierające walkę z rasizmem czy homofobią, to angażowanie się w konflikt wojenny nie jest odpowiednim pomysłem.
– Nikt nie oczekuje, że klub z Wielkiej Brytanii zaangażuje się w tę sprawę. A to otwiera drzwi do angażowania się w liczne inne polityczne tematy, które budzą kontrowersje – twierdzi Wael Jabir, dziennikarz specjalizujący się w tematyce Bliskiego Wschodu. West Ham napisał: "Modlimy się do Boga, by dał wam szansę pokonania agresorów. Palestyna pozostanie ziemią dla Palestyńczyków czy wam się to podoba, czy nie. Allah zwycięży, prędzej czy później. A West Ham was w tym wspiera". Wolves? "Nie musisz być Palestyńczykiem, by wypowiadać się na ten temat. Wystarczy być człowiekiem. Nasze serca wspierają Palestyńczyków. Niech Bóg ochroni ludzi z Jerozolimy i Palestyny". W sprawę zaangażowało się wielu zawodników, na czele z Paulem Pogbą, Riyadem Mahrezem czy Mohamedem Elnenym, którzy wspierali Palestynę. Kyrie Irving z NBA powiedział: – Jesteśmy rozbici. Ludzie muszą wybierać między stronami. A ja jestem tu tylko po to, by powiedzieć, że jestem po stronie Boga. Koszykówka dziś nie jest dla mnie najważniejsza.