24 października w Eindhoven miał miejsce upadek wielkiego klubu. Mało kto stawiał wtedy na Feyenoord, ale nikt nie spodziewał się rekordowej porażki. 0-10 z PSV na zawsze pozostanie czarną kartą w historii klubu. Trener Mario Been od razu zaoferował swoją rezygnację (nie została przyjęta).
Blisko bankructwa
Co gorsze, to wcale nie musiała być najgorsza wiadomość dla fanów z Rotterdamu. Jak to możliwe? Cztery dni później Feyenoord mógł zbankrutować. Wielkie problemy finansowe - dług na poziomie 35-40 mln euro! - miały swoje korzenie w nieodpowiedzialnej polityce. Klub wydał sporo pieniędzy na pozyskanie takich piłkarzy jak Roy Makaay, Giovanni Van Bronkhorst czy Kevin Hofland. Wzmocnienia nie pozwoliły jednak na awans do Ligi Mistrzów, a w sezonie 2008/09 klub zajął dopiero 7. miejsce i nie awansował do pucharów w ogóle.
Feyenoord miał mało pieniędzy na wzmocnienia, ale z pomocą inwestorów ściągał kolejnych piłkarzy. Wychodzenie z kryzysu finansowego poprzez wydawanie pieniędzy, których się nie miało nie było zbyt rozsądnym posunięciem. W 2010 roku KNVB (Holenderska Federacja Piłkarska) umieściła klub w pierwszej kategorii. Oznacza ona problemy finansowe. Takie kluby muszą opuścić pierwszą kategorię w ciągu trzech lat, inaczej grozi im utrata licencji. Feyenoord musiał pożyczać pieniądze, by wypłacić piłkarzom pensje.
To mógł być koniec pięknej, 102-letniej historii. Feyenoord to nie jest klub, jakich wiele - wygrał Puchar Europy, dwa razy triumfował w Pucharze UEFA, 14-krotnie był najlepszy w Holandii. Ostatecznie kwestię finansowania zespołu rozwiązano na dzień przed terminem. Grupa Vrienden van Feyenoord (Przyjaciele Feyenoordu) przejęła 49 proc. udziałów w klubie biorąc na siebie długi.
Wyjście z dołka
Słaba kadrowo ekipa dokończyła sezon na 10. miejscu. Od powstania Eredivisie w 1956 roku Feyenoord był niżej tylko dwa razy - w obu przypadkach na 11. miejscu, co pokazuje skalę upadku. Punktem zwrotnym było zatrudnienie Ronalda Koemana. Znakomicie poradził sobie w bardzo trudnych warunkach. 2., 3. i znowu 2. miejsce w kolejnych sezonach to imponujące osiągnięcia biorąc pod uwagę, że niemal każdy wyróżniający się piłkarz był sprzedawany - tak było w przypadku Leroya Fera, Georginio Wijnalduma, Luca Castaignosa, Rona Vlaara czy Karima El Ahmadiego. Dzięki tym transferom klub wyszedł z pierwszej kategorii, choć 18,33 proc. przychodów zgarnęli inwestorzy, "Przyjaciele Feyenoordu".
Koeman zbudował na tyle ciekawą ekipę, że reprezentacja Holandii, która w 2014 roku zdobyła brązowy medaly mistrzostw świata, była w ogromnej mierze oparta na piłkarzach Feyenoordu. To z tego klubu pochodziło najwięcej kadrowiczów (pięciu), a aż dziewięciu było wychowankami. Wpływ Feyenoordu na ten sukces był tak naprawdę jeszcze większy. Louis van Gaal skopiował ustawienie ekipy Koemana z piątką obrońców. Na MŚ w obronie grało trzech piłkarzy Feyenoordu (Bruno Martins Indi, Stefan de Vrij i Daryl Janmaat). Każdy z nich odszedł z Rotterdamu od razu po mundialu, podobnie jak i Koeman skuszony przez Southampton (obecnie pracuje w Evertonie).
Powrót legend
Nowy rozdział został otworzony w 2015 roku. Freda Ruttena po nieudanym sezonie i 4. miejscu zastąpił Giovanni van Bronckhorst, klubowa legenda. Do Feyenoordu wróciła również inna legenda, ale w roli piłkarza - z Fenerbahce przyszedł Dirk Kuyt. I już na wejście obiecał kibicom mistrzostwo. W pierwszym sezonie Feyenoord zdobył Puchar Holandii, pierwsze trofeum od 2008 roku.
W lidze klub z Rotterdamu zajął 3. miejsce, w dużej mierze przez fatalną passę siedmiu porażek z rzędu. W wielu zespołach trener - zwłaszcza początkujący jak van Bronckhorst - zostałby zwolniony. Ale władze Feyenoordu wytrzymały ciśnienie.
I to się opłaciło. W tym sezonie Feyenoord był liderem od pierwszej (5-0 z Groningen) do ostatniej kolejki. Ale niewiele zabrakło, by wielka radość zamieniła się w wielką rozpacz. Feyenoord miał zapewnić sobie tytuł 7 maja, na kolejkę przed końcem. Rywalem był Excelsior - lokalny rywal i drużyna ze środka tabeli. Excelsior często nazywany jest "małym Feyenoordem", klubem filialnym - ale wygrał z Feyenoordem aż 3-0. Kibice lidera byli zszokowani i wściekli, musiała ich uspokajać policja.
Aż przez tydzień fani Feyenoordu musieli bać się najgorszego. Tego, że ich ulubieńcy nie wygrają w ostatniej kolejce z Heraclesem Almelo i stracą wydawałoby się pewne mistrzostwo. Tak się jednak nie stało dzięki hat-trickowi Dirka Kuyta. Ta historia nie mogła mieć lepszego zakończenia.
- Przyszedłem tu, by wygrać ligę, bo wierzyłem w siebie i klub. Kibice napędzają nas, nigdy nie poddali się przez te 18 lat. Ten tytuł jest dla nich i dla nas wszystkich, nadal nie mogę w to uwierzyć - powiedział Kuyt, który po końcowym gwizdku padł na kolana. Mógł wybrać lukratywny kontrakt w Chinach, ale wolał wrócić do klubu, z którego wypłynął na szerokie wody. Mimo 36 lat na karku strzelił 12 goli, a Nicolai Jorgensen - napastnik Feyenoordu, król strzelców Eredivisie z 21 bramkami - powiedział, że "Kuyt jest w takiej formie, że młodsi piłkarze jak ja wyglądają przez niego głupio".
Oczekiwanie na to mistrzostwo było jak wieczność. W tym czasie PSV sięgało po tytuł dziewięć razy, Ajax sześć, a okazję do radości mieli również fani AZ Alkmaar czy Twente Enschede. Fani Feyenoordu już w lutym wykupili bilety na wszystkie mecze do końca sezonu, co tłumaczy dlaczego klub chce wynieść się z legendarnego De Kuip. Po dogadaniu się z miastem w sprawie pożyczki postawi nowy stadion na 63 tys. miejsc. Będzie on największy w Holandii, w jego budowie pomogą również pieniądze z Ligi Mistrzów - to co najmniej 25 mln euro!
Na razie jednak w Rotterdamie trwa euforia. Feyenoord nie zapomniał przy tym o Jerzym Dudku - Polak najpierw wręczył mistrzowską paterę piłkarzom Feyenoordu, a następnie świętował ten sukces wraz z kibicami.