Liga Europejska. Lech wraca na polskie podwórko

Mistrzowie Polski byli wczoraj cieniem drużyny, która jesienią podbiła Ligę Europejską. Przegrali w 1/16 finału w Bradze ze Sportingiem 0:2 i w marnym stylu skończyli pucharową przygodę.

Czytaj relację z meczu na Zczuba.tv

- Możemy mieć pretensje tylko do siebie, Braga była do ogrania, ale zagraliśmy za mało dojrzale. Druga sprawa to brak dynamiki, którą moglibyśmy zniwelować różnice w technice. Nie udało nam się wygrać z Portugalczykami nawet dynamiką, szybkością - mówił po meczu w Polsacie pomocnik Lecha Marcin Kikut.

Lech roztrwonił wczoraj jednobramkową przewagę z Poznania zanim wszyscy jego kibice zdążyli wejść na trybuny. Hugo Viana strzelił silnie, Krzysztof Kotorowski tylko odbił piłkę przed siebie i Alan kopnął ją pod poprzeczkę. Bramkarz zawinił, ale obrońcy nie asekurowali go.

W kolejnych minutach cały zespół grał nerwowo, niedokładnie, w niczym nie przypominał ekipy, która radziła sobie jesienią na stadionach w Dniepropietrowsku, Turynie, Manchesterze czy Salzburgu. Nie do poznania był nawet filar obrony Manuel Arboleda. Kiedy w 23. min była przerwa w grze, trener Jose Bakero zza linii bocznej udzielał szybkich korepetycji Kolumbijczykowi, jak ma się ustawić i jak uderzać piłkę głową.

Niewiele to pomagało, bo w 27. min Braga mogła prowadzić wyżej. Kotorowski znów odbił piłkę po silnym kopnięciu Miguela Garcii, ale Helder Barbosa nie był tak skuteczny jak Alan trafił piłką w Wołąkiewicza.

Z wynikiem, który dawał w Portugalii dogrywkę, Lech wytrwał do 36. min. To był szczyt nerwowości, niepewności i zwykłego gapiostwa w szeregach mistrzów Polski. Koszmarny błąd popełnił Bosacki. Ostatni obrońca poznaniaków tak przyjął piłkę, że uciekła mu na kilka metrów. Barbosa w parze z Silvą pokonali bezradnego Kotorowskiego, choć sędzia przymknął oko na spalonego strzelca gola. Bramkarz Lecha miała za to szczęście, że 5 min później arbiter uznał, że jego starcie z Barbosą poza polem karnym było faulem Portugalczyka, bo w przeciwnym razie poznaniacy zostaliby na boisku w dziesiątkę.

Dopiero w końcówce pierwszej połowy Lech znów znalazł się w polu karnym Bragi. Znów, bo dobrą szansę miał już w 5. min, po dobrym kontrataku. Dobre było w nim tempo i podanie Siergieja Kriwca, ale marny okazał się strzał Semira Stilicia. Bośniak ustawiony w roli napastnika zupełnie się nie sprawdził, więc Bakero po dwóch kwadransach, zmienił pozycje Stilicia i Artjomsa Rudnevsa.

Braga - Lech. Alan (1:0)

Braga - Lech. Lima (2:0)

To jednak nie Łotysz, najgroźniejszy napastnik Lecha, a Seweryn Gancarczyk oddał w 45. min jedyny przed przerwą celny strzał.

- Rudnevs to wyjątkowy napastnik, ma wytrzymałość i siłę na poziomie znacznie przewyższającym naszych ligowców. Wystawienie go po raz kolejny z tyłu było błędem Bakero - mówił po meczu w studio Polsatu Andrzej Juskowiak, zwolniony zimą trener napastników Lecha. - Dziwne ustawienie? Trener nakreślił je już kilka dni temu, znaliśmy je od dawna. Trudno teraz powiedzieć, czy my nie umieliśmy go zrealizować, czy było nietrafione - dodał Marcin Kikut.

Po zmianie stron Lech nie miał wyjścia - jeśli myślał o marcowych meczach z Liverpoolem, musiał strzelić choć jedną bramkę. Bakero zdjął jednego z defensywnych pomocników, Injaca, i wpuścił skrzydłowego Jakuba Wilka. Lechici zaczęli wreszcie atakować, ale szybko okazało się, że gospodarze są zwinniejsi i szybsi, a do tego piłka bardziej ich słucha. Słuchać nie chciała za to Stilicia czy Kikuta, których błędy techniczne były zagraniami rzadko spotykanymi na tym poziomie w Europie. W pierwszym meczu na śniegu w Poznaniu Lech potrafił zniwelować atuty Portugalczyków. Wczoraj nie był w stanie, tym bardziej, że to jemu przypadło trudne zadanie budowania akcji w ofensywie.

Wymarzone okazje poznaniacy mieli dopiero w doliczonym czasie, gdy zaryzykował i rzucił się na Portugalczyków niemal całym zespołem. Zresztą już bez Marcina Kikuta, który po brutalnym faulu wyleciał z boiska. Najpierw Rudnevs wybiegł zza pleców obrońców, ale w sytuacji sam na sam jego strzał obronił Artur. Chwilę później Wilk strzelał z dystansu i trafił w poprzeczkę. Zrobiły się wreszcie emocje. Za późno...

Tak Liverpool ograł Spartę ?

Więcej o: