Liga Europejska. Lech pokonał Kozaków znad Dniepru

Bardzo dobra pierwsza połowa, gorsza druga i fatalna końcówka. Lech Poznań wygrał jednak nieoczekiwanie na Ukrainie z Dnipro Dniepropietrowsk 1:0 i ma szansę na awans do fazy grupowej Ligi Europejskiej. To najlepszy wynik osiągnięty dotąd przez polską drużynę w tym sezonie europejskich pucharów. Rewanż z Ukraińcami już za tydzień w Poznaniu.

Bez Bartosza Bosackiego, Grzegorza Wojtkowiaka, Sławomira Peszki i Artura Wichniarka (złapał kontuzje tuz przed meczem) trudno sobie w ogóle wyobrazić Lecha, a co dopiero Lecha, który ma przełamać zła passę i kiepską formę i dać sobie radę na Dnipro Arenie. Tam, gdzie gra lider ligi ukraińskiej i zespół, który wygrał w niej pięć meczów z rzędu. Zespół bogatszy, wydający lekką ręką w przededniu meczu 7 milionów dolarów na wzmocnienie Ołeksandrem Hładkym.

- Wbrew pozorom i wbrew tym wygranym meczom Dnipro wcale nie jest w dobrej formie - niemal niezauważenie przemknęły te uwagi ukraińskich dziennikarzy, wygłoszone przez nich przed meczem. Na boisku okazało się, że to ... prawda! Dnipro okazało się zespołem o dużym potencjale ofensywnym, z piłkarzami takimi jak Maksym Kałynyczenko, u którego można się bać wszystkiego - podania, dryblingu, zrywu, a już chyba zwłaszcza strzału. Jednakże ukraiński lider był też zespołem chaotycznym, do bólu nieskutecznym, wyznawca prostych zasad - piła do Jewhena Sełezniowa bądź Hładkiego i dawaj!

Stosujcie pułapkę ofsajdową do diabła!

Gra dwójką napastników (Sełezniow, Hładki), czego trener Władimir Biessonow dotąd nie robił (nie miał jednak dotąd Hłądkiego) na niewiele się zdała, gdyż akurat w obronie Lech wielkich błędów nie popełniał. Poza może sytuacjami, w których wybijał piłkę miast jej podawać, choć rywal nie naciskał. To z pewnością był przejaw stresu, w jakim znalazł się mistrz Polski w Dniepropietrowsku - tak osłabiony, tak krytykowany, tak pod ścianą.

Wreszcie nie stosował się też do nawoływań trenera Jacka Zielińskiego, który wyraźnie nakazywał nie cofanie się pod bramkę przy rzutach wolnych Ukraińców. - Jest w piłce nożnej coś takiego jak pułapka ofsajdowa. Stosujcie ją, do diabła! - zdawał się krzyczeć trener. Lech pod koniec meczu doprowadził do oblężenia swej bramki po serii rzutów rożnych, gdy długo nie mógł opanować sytuacji.

Wtedy prowadził już 1:0, gdy to jemu rzut wolny przyniósł gola. Manuel Arboleda jest mistrzem gry głową, fachowcem od takich wejść w pole karne, by zamknąć wrzutkę, specem od zaskakiwania przeciwnika nagłym "akuku". Wbiegł, uderzył szczupakiem i ustawił mecz.

Kluczem do wygranej z Dnipro była gra Stilića!

Zdecydowany szturm rywali

Gdyby Lech miał w tym meczu na boisku tych piłkarzy, których zabrakło, może wtedy prowadziłby nawet ... wyżej! Grał bowiem bardzo dobrze, uważnie i z głową rozdzielał piłki, nacierał a nie kulił się pod bramką. Stwarzał nawet okazje bramkowe, których dotąd brakowało. Nie miał jednak dość dobrych wykonawców. Joel Tshibamba nonszalancko i nieodpowiedzialnie zmarnował szansę z końca pierwszej połowy. Jacek Kiełb, który zastępował zdyskwalifikowanego Sławomira Peszkę zmarnował dwie. Na dodatek po jego stracie i kontrze Ukraińców Dimitrije Injac musiał faulować rywala. Dostał kartkę, która wyklucza go z rewanżu.

Lech nie wykorzystał swych okazji i dobrej gry przed przerwą, a po niej Ukraińcy ruszyli do zdecydowanego szturmu. Zmienili taktykę, teraz oskrzydlali Kolejorza. Umożliwiło to zdjęcie z boiska kiepsko dysponowanego i na dodatek uskarżającego się na kontuzję Argentyńczyka Osmara Ferreyry. Trener Władimir Biessonow wiedział, że tam, na flankach można Lecha ustrzelić - grający tam Jacek Kiełb i Siergiej Kriwiec robili błędy. Za to zaskakująco dobrze grał Semir Stilić. Zaskakująco, bo dotąd był bez formy. - Wystawiam go, gdyż wierzę, że on jednym podaniem może czasem rozstrzygnąć mecz - mówił jednak trener Zieliński.

Gladiator w przerwie

W przerwie Biessonow zmotywował tez swych piłkarzy, którym już przed meczem gospodarze puszczali na telebimie sceny z filmu Gladiator, motywu wiodącego na tutejszym stadionie, który miał w 2012 r. organizować z Polska Euro, ale został z niego wykluczony jak Kraków czy Chorzów.

10 minut po przerwie Jasmin Burić cudem uratował Lecha przed stratą gola, gdy nie wiadomo jakim cudem obronił dwa strzały z bliska Serhija Krawcznki i Ołeksandra Hładkiego. Wejście Krawczenki było kluczem do rozpoczęcia szturmu przez Dnipro. Potem Biessonow rzucił jeszcze na szalę kolejnego napastnika, Wołodymira Homeniuka.

Trener Lecha Jacek Zieliński takiego pola manewru nie miał. Grał tymi, którym ma, w myśl wygłoszonej niedawno zasady: "Wszyscy żywi na boisko". Gdy Biessonow dokonał trzeciej zmiany, on nawet żadnej nie planował.

W końcówce Dnipro gniotło

Ta połowa należała już do Dnipro, ale od 70 minuty Lech bronił się coraz bardziej, przedłużał grę, szukał przerw. Dnipro zamykało go w polu karnym i strasznie gniotło. A mistrzowie Polski nie mogli wyjść z kontrą z własnej połowy. Do tego już przywykliśmy - ostatnie 20 minut w wykonaniu Kolejorza to najczęściej najgorsze chwile każdego meczu. Tak samo było i tym razem. Dnipro było jednak nieskuteczne i nie umiało tego wykorzystać.

W doliczonym czasie gry Ukraińcy mieli dwie wymarzone szanse na wyrównanie. Wpierw Szakhov trafił w słupek, a kilka minut później w poprzeczkę uderzył Sełezniow. Lechowi udało się jednak zakończyć mecz z czystym kontem i jest to ogromny krok do Ligi Europejskiej.

Lech pokonał Dnipro na wyjeździe - relacja Z czuba i na żywo ?

Więcej o: