Absurd. Niewiarygodne, do czego UEFA "zmusiła" ich przed meczem LE

Mecze w europejskich pucharach rządzą się swoimi prawami. Przekonało się o tym norweskie FK Bodo/Glimt. Drużna bierze udział w rozgrywkach Ligi Europy i na dzień dobry niespodziewanie ograła FC Porto. W Norwegii głośna stała się jednak inna sprawa. Okazuje się, że zawodnicy na mecz musieli przyjechać wspólnie autobusem. Aż trudno uwierzyć, jaki dystans pokonali i w jakim czasie.

FK Bodo/Glimt przerwało w tym sezonie marzenia Jagiellonii Białystok o grze w Lidze Mistrzów. Pokonało ją w III rundzie eliminacji. Samo również nie awansowało do piłkarskiej elity, bo w decydującym dwumeczu lepsza okazała się Crvena Zvezda Belgrad. Na pocieszenie mistrzowie Norwegii grają w Lidze Europy, gdzie już sprawili ogromną niespodziankę. W pierwszym spotkaniu sensacyjnie pokonali FC Porto 3:2. W kraju poza pochwałami sporo mówi się także o absurdzie, jaki na drużynie wymusiła UEFA.

Zobacz wideo Kosecki: Od Ljuboi nauczyłem się pewności siebie i luzu

UEFA nie zrobiła wyjątku. Norwegowie nie mogą uwierzyć. "Chodzi o poczucie wspólnoty"

Jak ujawniła stacja NRK, piłkarze Bodo/Glimt w rozgrywkach Ligi Europy - podobnie jak w przypadku wszystkich innych drużyn - muszą przyjeżdżać na stadion specjalnym klubowym autobusem. Dzięki temu widzowie mogą obejrzeć w telewizji, jak wspólnie z niego wysiadają i udają się do szatni. Problem w tym, że w przypadku domowych meczów tego zespołu jest to kompletnie zbędne. Autobus ma bowiem do przejechania... 220 metrów.

Bodo to niewielkie miasteczko za kołem podbiegunowym, liczące niespełna 53 tys. mieszkańców. Większość zawodników mieszka na co dzień na miejscu i na mecze przychodzi pieszo, ewentualnie przyjeżdża samochodem. W przypadku Ligi Europy wymogi UEFA są jednak nieubłagane. Wszyscy muszą więc zjawić się przy budynku starostwa i stamtąd przemierzają niewielki dystans na Asmpyra Stadium. Taki przejazd nie trwa dłużej niż 30 sekund.

Sami piłkarze do przepisów europejskiej federacji odnoszą się z dystansem. - Chodzi o poczucie wspólnoty, wspólne stawienie się do walki. Myślę, że podróż autobusem może być trochę nudna, ale my możemy tylko się trochę zabawić przez te 30 sekund - śmiał się obrońca Villands Nielsen. - Jest w porządku. Mówi się nam, że tak ma być, więc nie robimy problemów. Parkujemy, wskakujemy do autobusu i przygotowujemy się do bitwy - stwierdził. Z kolei Jens Hauge. Na pytanie, czy nie uważa, że jest to zabawne, przyznał: "Tak, właściwie to jest". Na szczęście w drugą stronę przepis już nie obowiązuje i po meczu mogą rozejść się bez zbędnej przejażdżki.

Więcej o: