Legia zrobiła ważną rzecz dla Polski. Ten wynik ma znaczenie dla rankingu UEFA

Kacper Sosnowski
To było jedno z najbardziej wyrównanych, pewnie też dramatycznych, zapewniających sporo goli i chyba najmocniejszych zestawień 3. rundy el. Ligi Konferencji (LK). Być może też jeden z mniej sprawiedliwych meczów tej rundy, ale mecz bardzo ważny dla całej polskiej piłki. Legia po remisie z Broendby 1:1 awansowała do 4. ostatniej rundy kwalifikacji rozgrywek.

Przy tym wymęczonym w Warszawie remisie i zwycięstwie w dwumeczu (4:3), można też zaryzykować tezę, że Legia Warszawa, eliminując Broendby Kopenhaga z europejskich pucharów, zrobiła w tych kwalifikacjach najważniejszy krok, by cieszyć się grą w Europie aż do końca roku. Bo tak trudnego rywala w Europie w wakacje nie miała i mieć nie będzie. Tak przynajmniej brzmi teoria.

Zobacz wideo Malarz: Feio jest konkretnym i wymagającym trenerem

Najbardziej elektryzująca para tej rundy i najtrudniejszy rywal?

Patrząc na zestaw par 3. rundy el. Ligi Konferencji, zapewne niejeden nawet nieźle obeznany z futbolem kibic musiał sprawdzać skąd jest Larne FC, Noah, czy Ilves (kolejno z Irlandii Północnej, Armenii i Finlandii). Rywalizacja tej fazy kwalifikacji, w trzecim pod względem rangi europejskim pucharze powiedzmy sobie delikatnie, większych emocji nie wzbudza. Wyniki starć Sabah Baku z St. Patrick czy Mornaru z Paksem interesowały pewnie głównie miłośników zakładów bukmacherskich.

W 26 meczach tej rundy oczywiście można było znaleźć kilka większych marek, czy ekip grających nawet niedawno w Lidze Mistrzów (FC Kopenhaga, KAA Gent), ale generalnie zestawienie Legii i Broendby rzucało się w oczy i to mimo rozstawienia Polaków w tej rundzie. To było zestawienie 15-krotnego mistrza Polski z 11-krotnym mistrzem Danii, drużyn, których nikt w Europie w Google'u sprawdzać nie musi. Spotkanie ekip z dużych ośrodków i z lig, które rywalizują o pierwszą 15 rankingu UEFA. Duńczycy kręcą się wokół niej od lat, Polacy systematycznie się do niej zbliżają. Przypomnijmy, że TOP 15 daje prawo do wystawienia dodatkowej drużyny w el. Ligi Mistrzów, czyli łącznie pięciu drużyn w grze o Europę.

Wagę tej rywalizacji wyrażała też walka o wynik. Pierwszy mecz tych drużyn w Kopenhadze był tym, w którym najczęściej zmieniało się rozstrzygnięcie rywalizacji ze wszystkich meczów i drugim, w którym padło najwięcej goli ze wszystkich spotkań kwalifikacji do LK. Siedem goli w pierwszym starciu Paide – Hacken (1:6) prezentowało różnicę klas ekip z Estonii i Szwecji.

Drugie starcie polsko-duńskie jednak przyjemne dla Legii nie było. Może przez chwilową zapaść warszawian, którą widać też w Ekstraklasie. Goście po kilku pierwszych minutach, gdzie piłkę poddawali sobie warszawianie, przejęli inicjatywę. Całkowicie. Tylko oni mieli patent na strzały na bramkę (w tych było 10 do 1 w pierwszej połowie), tylko oni tworzyli groźne sytuacje i wydawało się, że tylko oni potrafią... celnie podać. Straty, jakie notowali legioniści w tej części meczu, były karygodne. Brylował w tym Claude Goncalves i to niestety niedaleko własnego pola karnego. Poza tym powszechne były długie wybicia obrońców do nikogo, czy wykopy piłki przez Tobiasza na połowę rywala do przyjezdnych, których obrońcy tam stali. To był długimi momentami dla kibiców smutny mecz, a przez 96 minut mecz bardzo nerwowy. 

PublikujLegia wydawała się być dalej bezradna. Uratowała skórę po jedynym stałym fragmencie gry, Gdy w bardzo trudnej sytuacji tor lotu piłki tyłem głowy zmienił Radovan Pankov.

Legia wykreśliła jedną drużynę Danii, z którą w rankingu rywalizuje Polska

Podkreślmy to jeszcze raz, to nie był dobry mecz Legii. To było wręcz momentami denerwujące spotkanie, pokazujące brak sprawczości, rozkojarzenie, ale też mniejsze zaangażowanie i chęć bitwy o Europę - szczególnie w 1. połowie. Tak jakby Legia żyła w przeświadczeniu, że skoro Broendby nie wygrało na wyjeździe w pucharach żadnego z 11 ostatnich spotkań, to w Warszawie nic zaskakującego się nie przytrafi.  W drugiej połowie po stronie gospodarzy było ciut lepiej, z szansą na zwycięską bramkę po kontrataku Ryoyi Morishity. Bardziej aktywni byli też choćby Bartosz kapustka, czy Luquinhas, ale trudno po tym spotkaniu chwalić kogoś poza bramkarzem Legii Kacprem Tobiaszem, który wybronił wszystko, co trzeba poza karnym. Na Europę to na razie wydaje się jednak ciut mało. To teraz nie jest istotne.

Najważniejsza w tym starciu była sprawa awansu. Ta zakończyła się udanie nie tylko dla Legii, ale też całej Polski. Ekipa Goncalo Feio odłączyła Danii jedną z drużyn, która mogła tej jesieni zbierać punktu dla duńskiej ligi. Z tą ligą Polska w perspektywie dwóch lat będzie rywalizować o TOP 15 rankingu. Tym bardziej że niepewne bytu w Europie były inne duńskie drużyny (FC Kopenhaga awansowała dopiero po karnych z Banikiem).

Oczywiście, dla Legii nie oznacza to jeszcze końca tych eliminacji, ale oznacza duży krok, by europejskie puchary jesienią w Warszawie były.

W 4. rundzie el. Legia wpadała na lepszego z pary Auda Kekava (Łotwa) - Drita Gnjilane (Kosowo). Ostatecznie skończyło się na tym drugim rywalu. Rywalu mało znanym tak, że pewnie większość kibiców w Polsce będzie sprawdzać go w wyszukiwarkach. Tu jednak, przed 4. rundą też trzeba postawić gwiazdkę. Bo np. ten nieco tajemniczy Noah z Armenii, o którym pisaliśmy na początku właśnie wyrzucił AEK Ateny z eliminacji Ligi Konferencji. 

Warto by Legia o takich rzeczach pamiętała przy dwóch kolejnych meczach.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.