Tak zostanie zapamiętany Śląsk Wrocław w Szwajcarii. "Skończyło się najgorszą karą"

Jeśli Szwajcaria kojarzy się z precyzją, choćby przy mechanizmach zegarków i bankową pewnością, to drużyna St. Gallen w meczu ze Śląskiem Wrocław uosabiała te najlepsze krajowe cechy. Problem w tym, że pokazywała je, dostając od Śląska nieoczekiwane prezenty. Wicemistrzowie Polski po fragmentami bardzo dobrym meczu el. Ligi Konferencji zostaną zapamiętani w Szwajcarii przez głupie błędy, które doprowadziły do wyniku 0:2.

3. runda eliminacji Ligi Konferencji i wyjazdowy mecz z St. Gallen okazał się dla Śląska Wrocław gorzki. Choć czwarta drużyna poprzedniego sezonu Swiss Super League nie jest cyklicznym bywalcem europejskich pucharów, to jednak zgodnie z przewidywaniami pokazywała inteligentną, ładną, ofensywną grę i co najważniejsze futbol bardzo skuteczny. W wyniku meczu brzmi to 2:0.

Zobacz wideo Leszczyński: Jest niedosyt, ale we Wrocławiu wszyscy są zadowoleni

Polskie błędy

Jeden z najstarszych piłkarskich klubów w Europie (data założenia to rok 1879) to drużyna, która dużo strzela, często trafia, ale też sporo przyjmuje. W meczu ze Śląskiem sprawdziły się niestety tylko początkowe zdania tego opisu. Sprawdziły się szybko, bo gospodarze wyszli na prowadzenie już w piątej minucie. Oczywiście w tej akcji trzeba było ich pochwalić za grę na jeden kontakt i pomysłowość jej rozgrywania, ale też warto zauważyć, że, bilard w polu karnym i jego okolicach sprowokowali obrońcy Śląska, wcześniejszym złym wyprowadzeniem piłki.

Jednak po chwilowym wstrząsie wrocławianie ruszyli do odrabiania strat i napędzili rywalom sporo nerwów. Stworzyli dwie stuprocentowe sytuacje. Tą pierwszą miał Sebastian Musiolik, który wyszedł sam na sam z reprezentantem Ghany, bramkarzem Lawrencem Atim Zigim. Po 30 minutach gry podwójną znakomitą okazję miał Piotra Samiec-Talar. Raz zamiast głową trafił barkiem, a i tak piłka odbiła się od poprzeczki, przy dobitce z kilku metrów futbolówkę odbił już bramkarz St. Gallen.

Obrona? Szwajcarski ser z dużą liczbą dziur

Tę sytuację warto przytoczyć i zapamiętać, bo, Śląsk w meczu z wyżej notowanym rywalem naprawdę potrafił stworzyć sobie znakomite sytuacje. Był groźny po wrzutkach piłek z bocznych sektorów boiska i nie klękał przed rywalem, gdy ten stosował wysoki pressing.

Przez moment wydawało się, że straty zaraz uda się odrobić i wtedy Śląsk popełnił poważny błąd przy prostym wyprowadzaniu piłki ze swego pola karnego. Przy rozegraniu źle zagrał kapitan wrocławian Aleks Petkow. Podał piłkę do kolegi z drużyny tak, że bliżej do niej miał rywal co w polu karnym skończyło się najgorszą karą. Śląska defensywa, najlepsza w zeszłym sezonie w całej ekstraklasie w St. Gallen przypominała szwajcarski ser, z dużą liczbą dziur. W ofensywie było lepiej, ale wciąż nieskutecznie.

Do momentu straty drugiego gola Śląsk miał dwa razy więcej sytuacji bramkowych. Do tego dwie stworzył jednak przeciwnikom. Oni swoje wykorzystali z zimną krwią. Ekipa Jacka Magiery biła niestety głową w mur, mimo że patrząc na styl, zaangażowanie i okazje, biła w ten mur dość efektownie. Wydawało się, że dłuższymi fragmentami grał lepsze spotkanie niż z Rygą.

Nabili statystyki, tylko wynik nie ten

Oczywiście przy tej momentami niezłej grze było też sporo niepotrzebnych prostych strat, niedokładności czy złych podań. Śląsk jednak warto pochwalić za ambicje. Polska drużyna do końca starała się strzelić w St. Gallen choćby jednego gola. Mógł go zdobyć choćby Mateusz Żukowski, po pięknej główce z rzutu rożnego. Te stałe fragmenty gry były zresztą solidną bronią Śląska. Czasem wydawało się, że do tego wszystkiego przydałoby się jeszcze trochę szczęścia.

Trudy i dobre tempo spotkania, odczuło zresztą kilku graczy gospodarzy, którzy po ostatnim gwizdku arbitra, usiedli na murawie, odpoczywali i naciągali zmęczone mięśnie.

Z jednej strony St. Gallen gra w innej lidze, jest faworytem dwumeczu, z drugiej wynik przywieziony ze Szwajcarii trochę boli. Boli jeśli popatrzy się też na statystyki. Wrocławianie mieli w tym spotkaniu niemal dwa razy więcej sytuacji bramkowych, więcej celnych strzałów na bramkę rywala (siedem) i przewagę w stałych fragmentach gry. W drugiej połowie to oni dłuższymi fragmentami prowadzili grę i neutralizowali ataki rywali. Jeśli w rewanżu 15 sierpnia, sami dodadzą do swego arsenału trochę szwajcarskiej precyzji i ominą akcję rozdawania prezentów, przy wsparciu własnych kibiców Śląsk nie będzie stał w na straconej pozycji.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.