Legia Warszawa przegrała na wyjeździe 0:1 z AZ Alkmaar, ale po zakończeniu spotkania więcej mówiło się nie o wyniku, a o wydarzeniach pod stadionem. Piłkarze, sztab oraz prezes Legii Dariusz Mioduski po starciu zostali zaatakowani przez ochronę i policję, a po serii awantur Radovan Petkov i Josue trafili na holenderski komisariat. Długo na sytuację nie reagowała UEFA, ale w zeszłym tygodniu wróciła do spotkania i ukarała kibiców Legii zakazem wstępu na kolejne starcie wyjazdowe. Teraz wreszcie europejska federacja zajęła się wydarzeniami pomeczowymi.
Cała sytuacja odbiła się szerokim echem w piłkarskiej Europie, ale nadal nie rozstrzygnięto, kto ma rację w sporze. Legia uważa, że jest stroną poszkodowaną, a Holendrzy również nie widzą swojej winy. Być może sprawa rozstrzygnie się w szwajcarskim Nyonie, gdzie siedzibę ma UEFA.
Europejska federacja wreszcie zajęła się badaniem spornych wydarzeń. Poinformował o tym Łukasz Wachowski. - W ramach UEFA powołana została grupa do wyjaśnienia tych zdarzeń. To normalna procedura po tego typu incydentach i ma na celu wyjaśnienie wszystkich aspektów tego zdarzenia. Nie będzie to proste, bo sprawa była wielowątkowa - przekazał sekretarz generalny PZPN-u w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
Prawdopodobnie obie strony konfliktu decyzji nie poznają zbyt szybko. - Może minąć kilka tygodni, nim zapadną decyzje. Do przesłuchania jest liczna grupa ludzi. Trzeba przeanalizować materiały wideo z różnych kamer. Do zbadania jest wiele wątków kibicowskich i organizacyjnych - podsumował Wachowski.
Więcej podobnych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Kolejny mecz Legia Warszawa - AZ Alkmaar zaplanowano na 14 grudnia w Warszawie i być może sprawa będzie już wyjaśniona. Na razie mistrzowie Polski muszą zapłacić 15 tysięcy euro kary za zachowanie kibiców i skupić się na przygotowaniach do czwartkowego meczu ze Zrinjskim Mostar. Z kolei Holendrów tego samego dnia czeka wyjazdowe starcie z Aston Villą.