Świeżo po losowaniu grup Ligi Europy było jasne, że dla Rakowa najważniejsze będą starcia ze Sturmem Graz, gdyż Atalanta i Sporting wydawały się zespołami poza zasięgiem. Potwierdziła to pierwsza kolejka - mistrzowie Polski gładko przegrali 0:2 w Bergamo, co było najniższym wymiarem kary, a Austriacy ulegli u siebie Sportingowi 1:2. Dlaczego więc domowa konfrontacja ze Sturmem była kluczowa dla dalszych losów Rakowa w pucharach? Trzecie miejsce w grupie LE jest bardzo cenne, gdyż pozwala przeskoczyć wiosną do 1/16 Ligi Konferencji Europy. Ale czwartkowy mecz częstochowianom nie wyszedł.
Murawa na stadionie w Sosnowcu - to tam swoje mecze domowe w Europie rozgrywa Raków - już przed meczem pozostawała wiele do życzenia, co z całą pewnością wpłynęło na jakość oraz tempo rozgrywania akcji. "Stan murawy jest dramatyczny. To nie jest poziom Ligi Europy" - mówili komentatorzy TVP Sport.
Pierwsza połowa nie układała się po myśli gospodarzy. Gracze Dawida Szwargi gubili się pod wysokim pressingiem zespołu z Austrii. Trzeba powiedzieć, że był on intensywny oraz dobrze zorganizowany, co powodowało ogromne problemy Rakowa, aby przedostać się na połowę rywala. Początkowo nie przekładało się to na sytuacje pod bramką Vladana Kovacevicia, ale w 24. minucie goście objęli zasłużone prowadzenie.
Z głębi pola z lewej strony w pole karne mistrzów Polski dośrodkował Dante. Piłkę nieczysto wybił Adnan Kovacević, co umożliwiło oddanie strzału stojącemu kilka metrów dalej Williamowi Bovingowi. Skrzydłowy Sturmu uderzeniem w pierwszym kontakcie pokonał golkipera Rakowa.
Fatalnie wyglądał obraz gry z perspektywy gospodarzy, którzy głównie biegali za piłką, przesuwali, ale brakowało w ich poczynaniach agresji czy nawet zalążku pomysłu na to spotkanie. Mogli się cieszyć, że przegrywali tylko jednym golem, gdyż tuż przed przerwą groźny strzał z dwudziestu metrów oddał Wutchrich. Piłka o milimetry minęła słupek bramki Kovacevicia, który nawet nie próbował interweniować. Częstochowianie ewidentnie odczuwali brak Zorana Arsenicia, kapitana i podstawowego defensora.
Ważną pracę w pressingu gości wykonywał napastnik Sturmu Szymon Włodarczyk, którego praca mogła zostać wynagrodzona w 53. minucie. Polak otrzymał podanie z prawej strony boiska, ale jego uderzenie głową obronił bramkarz. Ta sytuacja zdecydowanie otworzyła widowisko. W ciągu kilku minut stuprocentowe sytuacje mieli Boving oraz Tudor, lecz Duńczyk przestrzelił, a Chorwat oddał rachityczny strzał lewą nogą, który wylądował w rękach Scherpena. Na dokładkę w poprzeczkę z dystansu trafił Kiteiszwili.
Po godzinie gry Dawid Szwarga wykonał pierwsze zmiany. Boisko opuścili Marcin Cebula oraz Fabian Piasecki, przez co jedynym Polakiem na murawie był wówczas Szymon Włodarczyk w barwach Sturmu Graz. Goście wciąż napierali, oddając strzały (w sumie 18 w całym spotkaniu), a wynik nie ulegał zmianie jedynie dzięki skutecznym interwencjom Vladana Kovacevicia. Golkiper Rakowa - podobnie jak w Bergamo - był jedyną pozytywną postacią w drużynie mistrzów Polski, choć swoje momenty miał także Fran Tudor.
Druga połowa była już lepsza w wykonaniu mistrzów Polski (trudno było o gorszą niż pierwsza), jednakże nie można powiedzieć, że zasłużyli oni w czwartkowy wieczór na jakikolwiek punkt. Zdecydowanie bliższe prawdy jest stwierdzenie, że wynik 0:1 to najniższy wymiar kary, gdyż bardziej ofensywna wersja Rakowa odsłoniła tyły, dzięki czemu wielokrotnie wspominano nazwisko bośniackiego bramkarza częstochowskiego klubu. Gospodarze w końcówce jeszcze rzucili wszelkie moce, aby doprowadzić do wyrównania, ale poza grą "na chaos" w pole karne gości - de facto - nie mieli nawet do tego dogodnej szansy.
Kolejny mecz w Lidze Europy Raków zagra 26 października. Rywalem mistrzów Polski będzie Sporting.