Duża dawka szczęścia ekipy Massimiliano Allegriego w pierwszym półfinałowym meczu, z golem strzelonym w ostatniej akcji, wydawała się trwać w Sevilli. Szczególnie wtedy, gdy arbiter Danny Makkelie nie gwizdnął jedenastki dla Hiszpanów, gdy jak się wydawało na linii pola karnego faulowany był Oliver Torres. Sędziowie VAR uznali, że przewinienie było poza polem karnym, w co jeszcze do tego momentu niektórym trudno jest uwierzyć. O szczęściu niekoniecznie musiał mówić Wojciech Szczęsny. Polak w stolicy Andaluzji zaprezentował się fantastycznie, a wszystkie interwencje były zasługą jego klasy i umiejętności, a nie uśmiechu losu.
- Może i był to jeden z lepszych meczów Szczęsnego w tym sezonie – zastanawia się Piotr Dumanowski z Eleven Sports. - W Sevilli miał kilka fenomenalnych interwencji. To, co wyjął przy strzale Lucasa Ocamposa, przy stanie 0:0 to czapki z głów – przypomina sytuację, gdy piłka szybko leciała pod poprzeczkę. Innym razem Polak interweniował tak, że zatrzymał piłkę na linii pola karnego, gdzie do gola Hiszpanom zabrakło kilkunastu centymetrów. Jak puentuje jednak Dumanowski takiej klasy mogliśmy się spodziewać. - W tym sezonie Szczęsny naprawdę nie zawala Juventusowi meczów, więc powiem, że on zagrał na wysokim poziomie, ale swoim poziomie. Był najlepszym piłkarzem Juve w tym meczu – przyznaje Dumanowski.
To zresztą potwierdzają statystyki i wszelkie serwisy oceniające piłkarzy. Polak był w nich najwyżej notowanym graczem jeśli chodzi o dwie jedenastki. Zapisał na swym koncie 9 znakomitych interwencji. Przy precyzyjnym i mocnym strzale Suso z kilkunastu metrów nie miał szans. To on był tym, który miał największy wkład w trzymanie Włochów przy życiu i doprowadzenie do tego, że Sevilla nie cieszyła się już po 90 minutach. Po nich było bowiem ciągle 1:1 i doszło do dogrywki.
Szczęsny w meczu z Sevillą przez 105 minut na boisku był jedynym Polakiem. Chociaż włoskie media obstawiały, że Allegri postawi w rewanżu na kogoś z dwójki Dusan Vlahović - Arkadiusz Milik, to w Sevilli w ofensywie od początku zagrał Moise Kean.
- Allegri przeczuwał, że w tym spotkaniu Włosi będą zepchnięci do defensywy, więc szybki Kean był tu logiczny. On tego gracza zresztą lubi. Trener pewnie też kalkulował, że może dojść do dogrywki i będą potrzebne zmiany - tłumaczy to Dumanowski. Kalkulował dobrze, bo dogrywka była. W efekcie na boisku zaprezentowali się wszyscy najważniejsi napastnicy Juventusu. Keana jeszcze w drugiej połowie regulaminowego czasu gry zmienił Vlahović, który po minucie, dostał piłkę niedaleko pora karnego gospodarzy i wykazał się sprytem, techniką. Minął dwóch rywali i zdobył bramkę.
Milik wszedł na boisko na ostatnie 15 minut dogrywki. Allegri chciał dać sygnał zawodnikom, że przechodzą do zdecydowanej ofensywy. Polski napastnik piłkę dotknął jednak tylko 6 razy, zanotował jedno kluczowe podanie, ale sam okazji na strzał nie miał. Niedosyt na pewno był. Czy Milik spada w rankingu Allegriego? Nie ma takich obaw.
- Juventus w tym momencie ma trzech równorzędnych napastników. Wiadomo, że od Vlahovicia wymaga się najwięcej, że czasem można ponarzekać na Keana czy Milika, ale takiego komfortu trzech równorzędnych graczy w ofensywie nie mają inne włoskie drużyny: choćby Milan, Roma, czy Lazio – obrazuje tę sytuację Dumanowski. Dla komentatora jasne jest, że Juve powinien wydać 7 czy 8 mln euro i Milika z Marsylii po sezonie wykupić. To jest gwarancja pewnego poziomu za rozsądne pieniądze.
- To jest jego niezły sezon. W lidze ma 7 bramek, ale warto pamiętać też o nieuznanym, choć prawidłowym golu z Salernitaną. Ostatnio Milik zdobył bramkę z centymetrowego spalonego. On jest więc blisko dwucyfrowego wyniku w liczbie bramek na sezon. Jak na drugiego napastnika, to całkiem dobrze. Drugiego, bo raczej jasne, że w takim klubie Milik nie będzie pierwszą "dziewiątką". Jako drugi napastnik sprawdza się jednak znakomicie - podkreśla Dumanowski.
W dogrywce lepsi o jedną bramkę byli gospodarze. Przy precyzyjnej główce Erika Lameli Szczęsny nie mógł nic więcej zrobić. Juventus nie awansował do finału Ligi Europy. Być może też dlatego, że zabrakło mu liderów i stabilizacji składu.
- Część tych ważnych piłkarzy czy dużych nazwisk, albo ma kontuzje, albo nie jest w formie. W praktyce to był sezon bez Leonardo Bonucciego. Vlahović przez długi czas nie strzelał. Nie zawsze zdrowy był Angel di Maria. Juan Cuadrado powinien z wiekiem mądrzeć, ale nie bardzo to widać. W Sewilli nie zachwycił też Federico Chiesa, który stracił piłę przy prowadzeniu Juventusu 1:0. Być może była to kluczowa akcja meczu czy też dwumeczu?- zastanawia się Dumanowski. - Widać, że Chiesa chciał, ale kontuzja i okres rehabilitacji źle na niego wpłynął. To nie jest gracz z ostatniego Euro. Takim liderem we włoskim zespole może być Danilo, nie bez powodu ma opaskę kapitana i to tyle - mówi nam Dumanowski.
W sezonie 2022/23 Juventus nie zdobędzie mistrzostwa (te zapewniło sobie Napoli), ani nie będzie miał szans na puchar Ligi Europy. To dla kluby był jednak dziwny i trudny rok z przyznaniem i potem zawieszeniem ujemnych punktów za nieprawidłowości w transferach czy wspomnianymi kontuzjami kluczowych graczy.
- Jakby grali swym najlepszym składem to inaczej by to wyglądało - twierdzi Dumanowski. Ale podkreśla, że w klubie jest sporo młodych piłkarzy i talentów, co dobrze prognozuje na przyszłość.
- To jest, jak dobrze pamiętam, drużyna, która w Serie A ma najwięcej bramek w lidze strzelonych przez graczy z rocznika 2000 i młodszych. To zatem ekipa z potencjałem - zapewnia nasz rozmówca.
Chociaż z Ligą Europy Juventus się pożegnał, to do jej finału awansowała AS Roma, z Nicolą Zalewskim. Polak zagrał prawie godzinę w rewanżowym meczu z Bayerem Leverkusen (0:0). Włosi mieli jednak nad Niemcami jednobramkową przewagę z Rzymu i to oni 31 maja zagrają o drugie najważniejsze w klubowej piłce trofeum.