Lech Poznań w czwartek zakończył wyjątkowo długą przygodę w europejskich pucharach. Mistrzowie Polski pożegnali się w pięknym stylu i do końca pokazali pazur. Wygrywali już z Fiorentiną 3:0, co dawałoby im dogrywkę, ale w końcówce stracili dwie bramki i mimo zwycięstwa 3:2 odpadli w ćwierćfinale Ligi Konferencji Europy. Ich występ na pewno zapamiętamy na długo. Zapewne zapamiętają go również we Florencji, ale z nieco innego powodu.
Wszystko dlatego, że po wizycie poznańskiego klubu na Stadio Artemio Franchi pojawił się nieoczekiwany, nowy element. To sympatyczny biały koziołek, ubrany na niebiesko, namalowany na murku na jednej z trybun. Taką oto pamiątkę zostawił po sobie kibic Lecha, a zarazem słynny uliczny artysta znany pod pseudonimem "Kawu". "Duma" - podpisał krótko dzieło, którym pochwalił się na Instagramie.
Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl.
Koziołek nie od dziś jest symbolem Poznania, choć ten przypomina raczej bajkowego Koziołka Matołka. Nic dziwnego, skoro na Instagramie artysty można znaleźć wiele innych postaci z kreskówek, malowanych na poznańskich murach. Kawu na pomysł z pozostawieniem koziołka wpadł zresztą nie po raz pierwszy. Już przy okazji meczu 1/8 finału Ligi Konferencji Europy przeciwko szwedzkiemu Djurgardens stworzył podobnego. Ten w Sztokholmie dla odmiany siedzi sobie w łodzi i ma odpaloną racę.
O ile "szwedzki koziołek" został namalowany w miejscu publicznym, o tyle ten we Florencji - na samym stadionie. Jak zatem Kawu zdołał wykonać swoją pracę? Po prostu zakradł się na ten obiekt po zmroku, kiedy nikogo na nim nie było. Uwiecznił to na swoim Insta Stories.
Obrazek na pewno budzi sympatyczne skojarzenia i u nas w kraju odbierany jest bardzo pozytywnie. Pytanie tylko, jak zagregują na niego władze stadionu. Stadio Artemio Franchi podlega bowiem specjalnej ochronie UNESCO, a graffiti może zostać uznane za naruszenie jego wartości kulturowych i historycznych.