Miał to, czego nie miał Lewandowski. Niestety. Bolesne podsumowanie

Konrad Ferszter
Przez ponad 12 lat, które dzieliły ostatnie występy Roberta Lewandowskiego w Lidze Europy, kapitan reprezentacji Polski stał się jednym z najlepszych piłkarzy na świecie. Wspomnienia z obu meczów będą jednak bardzo podobne. Drużyna Lewandowskiego znów zremisowała 2:2, a Polak w starciu z Manchesterem United nie błysnął.

4446 - tyle dni minęło od ostatniego występu Roberta Lewandowskiego w Lidze Europy. 15 grudnia 2010 r. ówczesny napastnik Borussii Dortmund wszedł na boisko w 68. minucie meczu z Sevillą, zmieniając Jakuba Błaszczykowskiego. Dla drużyny Juergena Kloppa był to mecz o wszystko, bo tylko zwycięstwo dawało jej wyjście z grupy.

Zobacz wideo Minister sportu o zwolnieniach z wuefu. "To patologia. Powinno być odwrotnie"

Mecz w Hiszpanii zakończył się remisem 2:2 i Lewandowski, który rozgrywał pierwszy sezon za granicą po transferze z Lecha Poznań, nie wystąpił wiosną w europejskich pucharach. Od tamtej pory zmieniło się prawie wszystko. Dziś Borussia jest w 1/8 finału Ligi Mistrzów, Klopp odniósł wielkie sukcesy z Liverpoolem, a Lewandowski stał się jednym z najlepszych piłkarzy na świecie.

Przez ponad 12 lat zmienił się też status FC Barcelony i Manchesteru United. Kluby, które w czwartek zagrały już w 1/16 finału Ligi Europy, w sezonie 2010/11 wystąpiły w finale Ligi Mistrzów. Mecz rozegrany na Wembley 3:1 wygrali Katalończycy. Z obu drużyn w klubach zostali tylko Sergio Busquets i Xavi. Pierwszy nie zagrał w czwartek z powodu kontuzji, drugi jest trenerem FC Barcelony.

W cieniu Varane'a

W czwartek nikt nie miał wątpliwości, że Lewandowski znajdzie się w podstawowym składzie. Tak jak wtedy Polak był tylko zmiennikiem Lucasa Barriosa, tak dziś jest niekwestionowaną gwiazdą FC Barcelony. Przed meczem z Manchesterem United Lewandowski zdobył 23 bramki w 27 występach w tym sezonie. Następny w kolejności Ousmane Dembele strzelił osiem goli w 28 spotkaniach.

Czwartkowy występ Lewandowskiego bliższy był jednak jego dawnemu niż obecnemu statusowi. Polak w czwartek nie błyszczał i - tak jak w 1/8 finału mistrzostw świata - pozostał w cieniu Raphaela Varane'a. Tylko w pierwszej połowie Francuz trzykrotnie zatrzymał naszego napastnika.

Po raz pierwszy miało to miejsce w 11. minucie, kiedy Lewandowski próbował obrócić się z Varane'em na plecach, jednak przegrał zapaśniczy pojedynek z rywalem. Kwadrans później Francuz naprawił własny błąd po niedokładnym zagraniu. Stoper Manchesteru United miał szczęście, że Lewandowski źle przyjął błyskawiczne podanie od Frenkiego de Jonga, co pomogło mu w zablokowaniu naszego napastnika. Tuż przed przerwą Varane wygrał z Polakiem kilkunastometrowy sprint na środku boiska.

W pierwszej połowie Lewandowski miał tylko jedną okazję. W dziewiątej minucie Polak poradził sobie z drugim ze środkowych obrońców Manchesteru United Luke'em Shawem, wbiegł w pole karne, ale jego mocne uderzenie w środek bramki odbił David de Gea.

Lewandowski w swoim stylu nie czekał tylko na piłkę w polu karnym. Polak krążył wokół szesnastki, szukając możliwości rozegrania piłki, albo przeprowadzenia indywidualnej akcji. Lewandowski często też pojawiał się na własnej połowie, a nawet we własnym polu karnym, pomagając kolegom w bronieniu przy groźnych atakach zespołu Erika ten Haga.

Rashford miał to, czego nie miał Lewandowski

Druga połowa długo wyglądała na jeszcze gorszą niż pierwsza. Lewandowski przypomniał o sobie dopiero w 68. minucie, kiedy niecelnie uderzał z rzutu wolnego. Osiem minut później wydawało się, że niewidoczny na boisku Polak, i tak zejdzie z niego z golem. Dopiero zbliżenia na powtórkach pokazały jednak, że Lewandowski nie dotknął piłki zagrywanej przez Raphinhę, któremu zapisano bramkę na 2:2.

Jeśli mecz FC Barcelony z Manchesterem United mielibyśmy postrzegać przez pryzmat występu napastników, to zdecydowanie bardziej chwalilibyśmy Marcusa Rashforda. 25-letni wychowanek klubu z Old Trafford po mistrzostwach świata zachwyca formą i zrobił to też na Camp Nou.

W 53. minucie - raptem dwie minuty i 47 sekund po golu Marcosa Alonso - Rashford zdobył bramkę na 1:1. Dla Anglika było to już 14. trafienie po mundialu w Katarze! Rashford w tym czasie zaliczył też pięć asyst, a kolejne kluczowe podanie dołożył w 59. minucie, kiedy po indywidualnej akcji gola samobójczego wbił Jules Kounde.

Anglik w czwartek miał to, czego nie miał Lewandowski: indywidualnymi popisami potrafił pobudzić zespół. Kiedy Rashford brał piłkę i szukał możliwości zagrożenia bramce Marca-Andre ter Stegena, Lewandowski krążył wokół pola karnego i czekał na podania. Polak sporo biegał, szukał sobie miejsca, ale nie miał wsparcia od kolegów z drużyny, przez co pozostawał niewidoczny. A kiedy już otrzymał piłkę, nie radził sobie z agresywnymi atakami Varane'a, Shawa czy Aarona Wan-Bissaki.

Przeciętny występ Lewandowskiego najlepiej podsumowują jego przeciętne statystyki. Napastnik oddał dwa strzały (jeden celny), miał 63 proc. skuteczności podań, wygrał raptem 5 z 16 pojedynków. Lewandowski miał tylko 38 kontaktów z piłką. Z podstawowego składu FC Barcelony mniej miał tylko zmieniony w pierwszej połowie Pedri.

Szansę na poprawę w Lidze Europy Lewandowski będzie miał już za tydzień, w rewanżu na Old Trafford. Wcześniej, bo w niedzielę, FC Barcelona podejmie Cadiz w La Liga.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.