- UDOWODNILIŚMY, ŻE NIEMOŻLIWE JEST MOŻLIWE! - w czwartkowy wieczór Vaduz oszalało z radości. I o ile stwierdzenie "niemożliwe jest możliwe" jest wyświechtane i często dalekie od prawdy, o tyle w przypadku Vaduz jest bliżej prawdy niż w wielu innych przypadkach. Tym bardziej, że - cytując "Kickera" - mówimy o "piłkarskim karle".
Drugoligowiec ze Szwajcarii w drodze do Ligi Konferencji Europy wyeliminował słoweński Koper (1:0 i 1:1 po dogrywce), a potem sprawił jeszcze większe sensacje: wyeliminował turecki Konyaspor (1:1 i 4:2) oraz austriacki Rapid Wiedeń, czyli pogromcę Lechii Gdańsk (1:1 i 1:0). Co ciekawe, Vaduz wygrywał wszystkie mecze na wyjazdach, a u siebie remisował. - Gdy mówiliśmy, że fajnie byłoby zagrać w fazie grupowej, wszyscy się śmiali. A my to naprawdę zrobiliśmy i zasłużyliśmy na to. Na tym polega piękno piłki nożnej. To cudowne, że outsider może wygrać i tak się stało w naszym przypadku - powiedział Manuel Sutter, napastnik Vaduz.
Bo tak, to możliwe, by być członkiem FIFA i UEFA i nie mieć własnej ligi. Prawie 40-tysięczne Księstwo Liechtenstein jest ewenementem w świecie futbolu. Ma zaledwie siedem klubów, czyli o jeden za mało, by w ogóle myśleć o stworzeniu ligi krajowej (minimum osiem zespołów to wymóg UEFA; np. gdy Gibraltar zostawał członkiem UEFA w maju 2013 roku, musiał powiększyć ligę z sześciu do ośmiu zespołów, by móc myśleć o grze w pucharach).
Wszystkie siedem klubów gra w ligach sąsiedniej Szwajcarii. To:
I tyle. Gdyby Liechtenstein chciał stworzyć ligę, to miałby aż cztery miejsca w pucharach, ale trudno wyobrazić sobie, by np. Vaduz zgodziło się na takie rozwiązanie. Dla tego klubu byłaby to degradacja sportowa: nie byłby w stanie utrzymać swojego składu i przyciągać piłkarzy na odpowiednim poziomie, gdyby grał o mistrzostwo Liechtensteinu, a nie w drugiej lidze szwajcarskiej. Poziom jest zdecydowanie wyższy i dobre występy od razu przyciągają uwagę klubów z tamtejszej Superligi.
Jedyną drogą do pucharów dla zespołów z Liechtensteinu jest krajowy puchar. A tam dominacja Vaduz jest nieprawdopodobna: od 1997 roku nie wygrał tylko raz (w 2012 przegrał w finale po rzutach karnych; dodatkowo edycje 2019/20 i 2020/21 odwołano przez pandemię, ale to Vaduz reprezentował Liechtenstein w pucharach). A w finałach padały takie wyniki jak 9:0, 8:0, 6:0, 5:0 czy nawet 11:0. Biorąc pod uwagę całą historię (puchar jest rozgrywany od 1945 roku), na 77 edycji Vaduz grało w finale 61 razy, wygrywając aż 48 z nich. Dominacja.
Trzeba jeszcze dodać, że puchar ma zdecydowanie nietypowy przebieg: bierze w nim udział kilkanaście drużyn (zazwyczaj 15 lub 16). A to dlatego, że dopuszczone do gry są również drugie, a nawet trzecie zespoły. W ten sposób w sezonie 2021/22 Vaduz wystawiło do gry swoją trzecią ekipę (odpadła w 1. rundzie), drugą ekipę (awansowała do ćwierćfinału) oraz pierwszą. Ale teoretycznie nic by nie stało na przeszkodzie, żeby w półfinale Vaduz zagrało z Vaduz III, a Vaduz II grał o finał z jeszcze inną ekipą.
Specyficzna jest również sytuacja Vaduz w szwajcarskiej piramidzie rozgrywkowej. To unikalna i niespotykana sytuacja. I nie mogą się z nią równać AS Monaco czy Swansea: Monaco gra w lidze francuskiej i jest francuskim klubem, który ma po prostu siedzibę w innym kraju. Tak samo jest ze Swansea czy Cardiff City: oba kluby są położone w Walii, ale z perspektywy gry w pucharach są angielskie i niczym nie różnią się od Manchesteru City, Liverpoolu, itd. Gdyby Swansea działało na takich zasadach jak Vaduz, to mogłoby występować nadal w Championship, ale nie mogłoby grać w Pucharze Anglii, tylko rywalizowałoby w Pucharze Walii z innymi walijskimi ekipami.
Vaduz w XXI w. zazwyczaj gra na drugim poziomie rozgrywkowym, choć pięciokrotnie (2008/09, 2014-2017, 2020/21) grał w Superlidze. To większe osiągnięcie niż się wydaje: mówimy o dość mocnej lidze szwajcarskiej, w której gra zaledwie 10 zespołów. W poprzednim sezonie 2. ligi Vaduz zajęło 4. miejsce, więc było 14. ekipą w Szwajcarii - w naszej ekstraklasie 14. miejsce w poprzednim sezonie zajęła Stal Mielec i spokojnie utrzymała się.
Do jeszcze dziwniejszej sytuacji doszłoby, gdyby Vaduz awansowało do szwajcarskiej Superligi i zostało mistrzem Szwajcarii. Zgodnie z przepisami Vaduz nie mogłoby zagrać w eliminacjach Ligi Mistrzów, bo takie miejsce po prostu nie przypada Liechtensteinowi - wtedy Vaduz byłoby jednocześnie mistrzem Szwajcarii i mogłoby nawet nie zagrać w pucharach (gdyby Puchar Liechtensteinu wygrał ktoś inny).
Można sobie jednak wyobrazić scenariusz, w którym do akcji wkracza UEFA i daje Vaduz miejsce w LM, choć trzeba byłoby rozwiązać kilka szczegółów (czy to dodatkowe miejsce dla Liechtensteinu, czy Szwajcarii - pamiętajmy, że kolejne kluby w tabeli Superligi na pewno czułyby się poszkodowane i trudno byłoby im się dziwić).
Na dziś jedyną drogą do Ligi Mistrzów dla Vaduz (czy każdego innego klubu z Liechtensteinu) wydaje się następująca ścieżka:
Jeśli choć jeden z tych elementów by się nie udał, gra zaczynałaby się od początku. To jedyny taki przypadek w Europie, tak skomplikowanej sytuacji nie ma nawet San Marino, Andora czy Gibraltar. Co ciekawe, mistrz Gibraltaru już w poprzednim sezonie grał w fazie grupowej LKE: ale miał łatwiejszą drogę właśnie dzięki mistrzostwu. To różnica taka, jak między Lechem Poznań a Rakowem Częstochowa: jedna drużyna grała w el. LKE z Dinamem Batumi, Vikingurem i Dudelange, a druga trafiała na Astanę, Spartak Trnawę i Slavię Pragę. Vaduz trafiało właśnie na rywali pokroju Rakowa, bo mistrzem zostać nie może.
Regularna gra Vaduz w pucharach wpływa bardzo korzystnie na rankingi UEFA: zarówno klubowy, jak i krajowy. Zasada w krajowym rankingu jest taka: łączna liczba punktów jest dzielona między liczbę zespołów. Więc np. Lech i Raków zdobyły w tych eliminacjach po 5 pkt, ale Lechia już tylko 2,5, a Pogoń zaledwie 1,5: z tego względu polska liga dopisała sobie na razie 3,5 pkt (14 pkt dzielone na cztery zespoły).
Vaduz takiego problemu nie ma, bo jest jedyną drużyną z Liechtensteinu w pucharach. W tych eliminacjach zdobyło aż 4,5 pkt, czyli najwięcej spośród wszystkich państw w Europie, o czym tutaj pisał Kacper Sosnowski >> Dzięki wynikom Vaduz Liechtenstein jest 39. w Europie na tę chwilę - ma 9 pkt, wyprzedza Litwę, Luksemburg czy Armenię, a jest tuż za Bośnią i Hercegowiną, Białorusią czy Irlandią. Za to w klubowym rakingu klub jest na 154. miejscu ex aequo z Trabzonsporem (mistrzem Turcji), tuż przed Anderlechtem czy... Lechem Poznań.
I to dzięki współczynnikowi Vaduz znalazło się w trzecim koszyku podczas losowania LKE. I trafiło do grupy, w której oczywiście faworytem nie będzie: jego rywale to holenderski AZ, cypryjski Apollon Limassol i ukraińskie Dnipro-1. Ale Vaduz już nie takie sensacje sprawiało w tym roku.
- Nie można mówić, że mieliśmy szczęście, zasłużyliśmy z przebiegu dwumeczu. Teraz musimy się zreorganizować, ale wspaniale jest mieć taki problem - mówi trener Alessandro Mangiarratti. I dodaje, że nie musi bać się o presję: - To nie problem. Kibice przychodzą na stadion, co mecz jest ich około tysiąca. Można pracować w spokoju, nigdy nie mierzymy się z nadmierną presją. Wszystko jest zbalansowane, to Vaduz.
To tym lepsza informacja dla niego. Bo Vaduz nie dość, że jest jedynym drugoligowcem w pucharach, to jeszcze po pięciu kolejkach zajmuje 9., przedostatnie miejsce z zaledwie dwoma punktami. A jak wiemy po przygodach polskich klubów, łączenie ligi z pucharami nie należy do najłatwiejszych zadań.