Aaron Ramsey - piłkarz przeklęty? Może dobrze, że w finale nie strzelił karnego

Antoni Partum
Choć Aaron Ramsey osiągnął zdecydowanie więcej, niż większość jego rodaków, to w Walii stał się symbolem pecha. Ale może dobrze, że w finale Ligi Europy zmarnował rzut karny. Bo - jak kpią angielskie tabloidy - jeśli już Ramsey trafia, to potem umiera ktoś sławny.

Eintracht Frankfurt pokonał po rzutach karnych Rangers 5:4 i wygrał Ligę Europy. W serii jedenastek pomylił się tylko Aaron Ramsey, który na murawie pojawił się dopiero w 117. minucie, właśnie po to, by wykorzystać karnego. Ale wielkiego zdziwienia nie było, bo Ramsey przyciąga kłopoty jak magnes.

Zobacz wideo Vuković jest pewny: Runjaić trenerem Legii. "Większego potwierdzenia nie trzeba"

Ale najpierw wychowanek Cardiff City wyrobił sobie renomę w Arsenalu, dokąd trafił w 2008 r. Arsene Wenger tak bardzo chciał go mieć w drużynie, że wysłał prywatny samolot po Aarona i jego rodziców, by ich przywieźć do Szwajcarii, gdzie pracował jako ekspert Euro 2008, i przekonać rodziców Aarona, że ich syn nigdzie się tak nie rozwinie jak u niego. Ale Ramsey długo nie mógł się rozkręcić. Wpływ na to miał Ryan Shawcross ze Stoke, który w 2010 r. złamał Walijczykowi nogę w dwóch miejscach. Później kontuzje nadal go nękały.

W barwach londyńskiej drużyny Ramsey rozegrał 371 meczów, strzelił 65 goli i zanotował 65 asyst. W trakcie kariery tylko jeden sezon zakończył z minimum 30 występami (rozgrywki 15/16). To liczne urazy sprawiły, że choć Walijczyk był ważnym ogniwem Arsenalu, to trudno było z niego zrobić lidera na stałe.

Mając 28 lat wszechstronny pomocnik uznał, że zmieni otoczenie. Do tej pory z Arsenalem wygrywał jedynie mniej prestiżowe puchary (trzy razy FA Cup oraz dwa superpuchary Anglii), dlatego oferta od Juventusu, który świętował ósme mistrzostwo Włoch z rzędu, zdawała się niezwykle atrakcyjna.

Walijczyk trafił do Juventusu latem 2019 r. jako wolny zawodnik, bo wygasła jego umowa z Arsenalem. A z reguły tak bywa, że gdy przychodzi piłkarz bez klubu, to może liczyć na solidny kontrakt. I właśnie dlatego Ramsey zarabiał we Włoszech aż 7,5 mln euro netto rocznie. Dzięki temu stał się jednym z najlepiej zarabiających piłkarzy w całej Serie A.

- Miał pięć miesięcy na przygotowanie się i rozmawia już trochę po włosku. Gdy spotkaliśmy się na obiedzie, powiedział więcej niż proste "cześć". Rozumiał też, co do niego mówię, więc ma solidne podstawy. Gdy jest zdrowy, jest jednym z najlepszych piłkarzy i pomoże nam w osiągnięciu naszych celów, strzela wiele goli i zapewnia wiele asyst. To, czy będzie grał jako pomocnik, czy jako ofensywny pomocnik, zależy od nowego trenera. Jak dla mnie może grać również jako prawy obrońca, bo broni bardzo dobrze - wychwalał go Wojciech Szczęsny, kumpel z Arsenalu, który stał się jego przewodnikiem po Turynie.

Gdy Polak oprowadzał go po nowym mieście, były pomocnik Kanonierów nie mógł uwierzyć, że Szczęsny nie ma kłopotu, by palić papierosy w miejscu publicznym. W Anglii od razu trafiliby na okładki brukowców.

Ale wróćmy na boisko. Większość kibiców Juventusu nie dowierzała, że ten, który miał być wielkim wzmocnieniem, okazał się kompletnym niewypałem. Ramsey w dobrej formie biega po całym boisku. Ale choć zwiedził każdy metr boiska w koszulce Juventusu, to nie odnalazł swojego miejsca. Nie znalazł, a był próbowany i jako ofensywny gracz, i jako defensywny pomocnik, a nawet biegał po obu skrzydłach.

Walijczyk nie potrafił przebić się do składu, choć konkurował m.in. z Rodrigo Bentancurem, Blaisem Matuidim czy Adrianem Rabiotem. O ile w pierwszym sezonie przynajmniej zdobył scudetto z trenerem Maurizio Sarrim, o tyle za kadencji Andrei Pirlo cieszył się tylko z Pucharu Włoch.

Ramsey droższy od Ronaldo

Swego czasu dziennikarze "Tuttosport" wyliczyli, że minuta gry Aarona Ramseya w koszulce Juventusu jest droższa od minuty gry Cristiano Ronaldo! Walijczyk mało grał, a jak już występował, to z reguły zawodził. Włoski dziennik wyliczył, że w 2021 r. Ramsey rozegrał 840 minut, co kosztowało Juve ok. 8,928 euro za każdą minutę gry, podczas gdy koszt gry Ronaldo (w ciągu trzech lat) wyniósł 7,921 euro za minutę.

Oczywiście, takie wyliczenia trzeba przyjmować z przymrużeniem oka. Powyższe liczby mają jedynie zobrazować, jak ściągnięcie Ramseya okazało się błędną decyzją.

Jego najlepszym wspomnieniem pewnie będzie Euro 2016, na którym Walia sensacyjnie dotarła do półfinału, a Ramsey znalazł się w jedenastce turnieju "Guardiana". Pięć lat później - na Euro 2020 - Ramsey rozegrał cztery mecze, ale Walia odpadła tuż po wyjściu z grupy, rozbita przez Duńczyków 0:4. Dlatego to już niemożliwe, by Ramsey rozkochał w sobie fanów jak Ryan Giggs czy Gareth Bale. 

Ramsey strzela, ktoś sławny ginie

W obecnym sezonie Massimiliano Allegri, który wrócił latem do Juve, dał Ramseyowi 98 minut w Serie A w ciągu pół roku, dlatego zimą Walijczyk udał się na wypożyczenie do Rangers. Ale nawet w szkockim klubie nie był w stanie zostać liderem. Plamę mógł zmazać w środowym finale, ale przez jego pomyłkę z 11 metrów Rangersi stracili szansę na pierwsze międzynarodowe trofeum od 50 lat.

Może dobrze, że Ramsey nie trafił? Kilka lat temu angielskie tabloidy kpiły z jego nieskuteczności i wyliczały, że jeśli już Ramsey trafiał, to zawsze potem umierał ktoś sławny: od Osamy bin Ladena, przez Muammara Kadafiego, po Whitney Houston. Powstała nawet grupa na Facebooku: "Obronić strzał Ramseya - uratować ludzkie życie".

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.