Mateusz Borek wpadł w ekstazę. Delegat UEFA płakał. Cud na stadionie Wisły Kraków

Paweł Karpiarz
Komentatorzy oszaleli, trener nie wierzył, piłkarz "olał" kontrolę antydopingową, a delegat UEFA popłakał się - tak wyglądał ostatni awans Wisły Kraków w europejskich pucharach. 10 lat temu zdarzył się cud, dzięki któremu "Biała Gwiazda" zagrała w 1/16 finału Ligi Europy.

Dzisiaj wydaje się to nieprawdopodobne, ale Liga Europy 2011/2012 była dla Wisły Kraków jedynie nagrodą pocieszenia. Celem po zdobyciu mistrzostwa Polski była jak zawsze Liga Mistrzów i rzucono na nią wszystkie środki, także finansowe. Mecz z APOEL-em w Nikozji tak naprawdę do dzisiaj odbija się Wiśle czkawką, bo to od tamtej pory wiślacy przestali się liczyć w walce o mistrzostwo kraju. Wtedy nikt w Krakowie nawet w najczarniejszych snach nie wyobrażał sobie, jak będą wyglądały kolejne lata.

Zobacz wideo "Różnica między zapytaniem a ofertą jest płynna"

W Lidze Europy Wisła trafiła do grupy z holenderskim Twente, angielskim Fulham i duńskim Odense. Już pierwsze spotkanie pokazało wiślakom, że o awans z grupy będzie niezwykle ciężko. Odense wygrało w Krakowie 3:1 i na "dzień dobry" sytuacja Wisły się skomplikowała. Potem doszła wyraźna porażka 1:4 z Twente na wyjeździe, a na koniec pierwszej rundy Wisła pokonała 1:0 Fulham po golu Dudu Bitona. Niedługo później Fulham zrewanżowało się i wygrało 4:1, a w przedostatniej kolejce Wisła wygrała na wyjeździe z Odense 2:1.

Wisła potrzebowała cudu

W ostatniej kolejce Wisła podejmowała Twente i żeby awansować musiała ten mecz bezwzględnie wygrać. To była wbrew pozorom łatwiejsza część – holenderski zespół był już pewny awansu i do Krakowa przyjechał rezerwowy skład. Ale był jeszcze jeden warunek – Fulham nie mogło wygrać u siebie z Odense. Duńczycy nie mieli już szans na awans, a angielska ekipa doskonale wiedziała, że za ich plecami czai się Wisła. Przed spotkaniem ewentualne wyjście z grupy rozpatrywano więc w kategoriach cudu.

Oba spotkania rozpoczęły się o 21:05. Pierwszy gol padł w Krakowie. W 11. minucie Łukasz Garguła trafił do siatki, choć przy sporej pomocy bramkarza rywali. Przez kilkanaście minut wiślacy byli w 1/16 finału Ligi Europy, bo w Londynie nadal było 0:0. Niestety, tylko przez kilkanaście minut. Bramki Clinta Dempseya i Kerima Freia z 27. i 31. minuty praktycznie obdarły wiślaków ze złudzeń. Na domiar złego na sam koniec pierwszej połowy bramkę dla Twente zdobył Luuk de Jong. Do przerwy wszystko było więc nie po myśli Wisły – krakowianie remisowali z Twente, a Fulham prowadziło 2:0.

Druga połowa w Krakowie zaczęła się od mocnego uderzenia. Już w pierwszej akcji po wznowieniu Cwetan Genkov wyprowadził Wisłę na prowadzenie 2:1. Natomiast w 64. minucie gola kontaktowego dla Odense strzelił Hans Henrik Andreasen i od tego czasu zaczęło się nerwowe wyczekiwanie, czy cokolwiek jeszcze się wydarzy. Jak wspominają piłkarze Wisły, którzy grali w tamtym meczu, nasłuchiwali oni reakcji trybun. Te w pewnym momencie wprowadziły piłkarzy w błąd.

- Do końca nie wiedzieliśmy, jaki był wynik meczu Fulham z Odense. W 80. minucie usłyszeliśmy tylko radość w zachowaniu kibiców i wtedy pomyśleliśmy, że coś musiało się wydarzyć w Londynie. Jak się okazało później, to był falstart, ale dla nas był to bodziec, aby walczyć do końca – mówił po meczu Sergiej Pareiko, bramkarz Wisły cytowany przez oficjalną stronę klubu.

Komentatorzy oszaleli. "To jest awans mistrza Polski, coś nieprawdopodobnego!"

Wisła ostatecznie zrobiła swoje. Wygrała 2:1 i mogła jedynie czekać na to, co stanie się w Londynie. Obrazki po końcowym gwizdku sędziego w Krakowie pamięta każdy kibic Wisły. Najpierw piłkarze Kazimierza Moskala podziękowali rywalom za grę. Komentujący spotkanie dla Polsatu Mateusz Borek powiedział, że wiślacy czekają na jakieś informacje ze stadionu Fulham. Nagle, w tle widzowie mogli usłyszeć jak kilka osób wydaje z siebie okrzyk radości, który zaczął rozlewać się po stadionie.

- Proszę państwa, niesamowita sytuacja! Właśnie dostajemy informację – gol na 2:2 dla Odense i to oznacza, jeśli tam się nic nie zmieni, że Wisła będzie grać wiosną w europejskich pucharach! – krzyczał do mikrofonu Borek.

- Gdy się kończył mecz w Krakowie, to zapytałem się wydawcy, co się dzieje w Londynie. Powiedział, że jest dziewięćdziesiąta minuta, sędzia doliczył trzy, dalej jest 2:1 dla Fulham. W zasadzie mieliśmy schodzić z anteny, bo emisja na nas pokrzykiwała, żeby już oddać głos, natomiast ja się uparłem, żeby zatrzymać się do końca na tej antenie. Mówię: "Nie schodzimy, dopóki nie skończy się mecz tam, w Londynie". Trzymałem wydawcę na guziku, dzięki któremu mogę "zniknąć" z anteny w momencie, kiedy głos ma drugi komentator, i prosiłem, żeby co 15 sekund mnie informował, co tam się dzieje, czy się nic nie zmienia. No i nagle słyszę w słuchawkach jakiś szok, że jest siedem sekund do końca w Londynie i że padł gol! Tej informacji postanowiłem przez kilka sekund nie przekazywać, tylko trzymałem wydawcę na tym guziku, żeby mnie poinformował, kiedy jest ostatni gwizdek. Kiedy dostałem taką informację, to wtedy mogłem się nią podzielić i puścić wodze fantazji – opowiadał dziennikarz w rozmowie z oficjalną stroną klubową.

W telewizji zaś kamery złapały Sergieja Pareikę. Estończyk patrzył na kogoś, kto stoi za kamerą, a z ruchu ust można było wyczytać pytanie: "dwa-dwa?". Kiedy bramkarz upewnił się, że w Londynie jest remis, odwrócił się do kolegów i wykrzyknął im tę informację. Cały stadion już się trząsł, a chwilę później eksplodował, kiedy spiker ogłosił, że w Londynie jest remis. Awans Wiśle dał Senegalczyk Djiby Fall. Napastnik Odense wyskoczył do dośrodkowania z prawej strony i głową pokonał golkipera Fulham.

 

- Niesamowity obrót spraw, Djibi Fall! Dwa do dwóch, Fulham remisuje z Odense i to jest awans Wisły Kraków. To jest awans mistrza Polski, proszę państwa! Coś nieprawdopodobnego! – krzyczał komentujący to spotkanie Przemysław Pełka.

- Wydawało się, że czeka mnie mecz do odfajkowania, bo Fulham zrobi swoje, a różnych uwarunkowań dających Wiśle awans było tak dużo, że mało kto w to wierzył. Co się okazało? Że jest taki gościu jak Djiby Fall, który – nawet nie wiem, gdzie dziś gra – a dał Wiśle awans. Co mogę powiedzieć? Są takie momenty, kiedy ponoszą cię emocje. Zrobiłem to spontanicznie, a nie jestem komentatorem, który emocje ukrywa. Jeżeli coś mi się podoba, daję to odczuć – mówił Pełka w rozmowie z weszło.com.

- Dźwiękowiec dał mi znać na słuchawki, że Wisła, która skończyła wcześniej, wygrała. Bramka Odense padła już po ostatnim gwizdku w Krakowie, ale już chwilę wcześniej wiedziałem, czym ona „grozi". Sytuacja w ogóle była dość zabawna, bo w kręgu kibiców Wisły stałem się może nie kultowym, ale bardzo ważnym komentatorem. Do tego stopnia, że oficjalna strona klubu nawet przeprowadziła ze mną wywiad. Powiem szczerze – dla mnie ten mecz był nagrodą. Skomentowałem setki innych wydarzeń sportowych, ale akurat wtedy przydarzył mi się taki bonus – dodał.

Moskal nie dowierzał, Jirsak wolał się cieszyć niż pójść na kontrolę

W Krakowie rozpoczęła się feta. Cieszyli się kibice, piłkarze, sztab szkoleniowy, a nawet delegaci UEFA. - Pięć minut przez zakończeniem meczu w europejskich pucharach muszę być przy zejściu do szatni, gdzie Polsat przekazuje mi informację, z którym piłkarzem chce przeprowadzić wywiad zaraz po zakończeniu spotkania. Tym razem sytuacja była bardziej skomplikowana, bo zawodnik, który był wybrany do wywiadu, był także wylosowany do kontroli antydopingowej. Był to Tomas Jirsak. Tuż po zakończeniu meczu musiałem szybko ściągnąć Tomasa z murawy, bo zgodnie z przepisami UEFA zawodnik nie ma prawa przed kontrolą udać się do szatni. Może jedynie przy mnie i osobie z UEFA szybko, w pierwszej kolejności, udzielić wywiadu, a potem zaraz iść na kontrolę. W momencie, gdy schodziłem z Tomasem po schodach, Kuba Jarosz, który rozmawiał przez telefon ze swoim tatą, zaczął krzyczeć do mnie, że Odense strzeliło gola na 2:2. To był jeszcze ten moment, kiedy stadion nie wybuchł z radości. Ja od razu przekazałem tą informację Tomasowi, który odwrócił się na pięcie i było jasne, że nie idzie do żadnego wywiadu ani na żadną kontrolę, bo pobiegł szybko na boisko cieszyć się z kolegami. W momencie, gdy on dobiegał do reszty zawodników, do kibiców dotarła informacja o bramce w Londynie. Szybko zacząłem wołać do Kazia Moskala, Andrzeja Bahra i Pawła Primela, że w Londynie jest remis. Oni przez dłuższą chwilę nie mogli w to uwierzyć. Patrząc na Kazia widziałem, że ta informacja szybko do niego nie dociera, chociaż na stadionie zaczęło się już szaleństwo. Skakaliśmy trochę z Kubą Jaroszem, Grzesiem Halatem, Kaziem Antkowiakiem. Przy tunelu stali też z nami Bruno i Tim z UEFA, którzy cieszyli się razem z nami. Bruno nawet popłakał się ze wzruszenia – opowiadał Adrian Ochalik, ówczesny rzecznik prasowy Wisły Kraków.

- Bezpośrednio po zakończeniu meczu widziałem reakcje niektórych zawodników, którzy pokazywali sobie na palcach, że jest 2:1 dla Fulham. Pierwsza reakcja była taka, że my zrobiliśmy swoje, ale cud w Londynie się nie zdarzył. Przyjąłem to spokojnie. Po chwili jednak zaczął się dziwny ruch na stadionie, dziwne zamieszanie. Adrian Ochalik krzyknął do mnie, że jest 2:2, pojawiły się podobne okrzyki z trybun. Do końca nie wiedziałem, co o tym myśleć. Nie bardzo w to wierzyłem, wydawało mi się, że ktoś kogoś podpuścił i później okaże się, że to jest nieprawda, tym bardziej, że stał przy mnie kierownik drużyny, który sprawdzał na telefonie wyniki na żywo i cały czas było 2:1 dla Fulham, a mecz trwał. Nie docierało to do mnie – wspominał trener Wisły, Kazimierz Moskal.

Odense zapisało się w historii Wisły

- Kraków nie położy się dziś długo spać, oj, nie położy się! – takimi słowami Mateusz Borek kończył transmisję z Krakowa. Miał rację – Kazimierz Moskal przyznał, że po meczu miał problemy ze snem. - Przesiedziałem całą noc w domu, przełączałem kanały w telewizji, bo nie miałem jeszcze nagranego naszego meczu, żeby go obejrzeć jeszcze raz. Przez całą noc nie zmrużyłem oka i to chyba był ten moment, kiedy dotarła do mnie myśl, że to jest prawda. Dalej jednak, kiedy wracam myślami do momentu zakończenia meczu, to wszystko wydaje mi się nieprawdopodobne – mówił.

Odense z miejsca stało się ulubionym zagranicznym klubem wszystkich kibiców Wisły. Profil facebookowy duńskiego klubu zalały wiadomości z podziękowaniami od polskich fanów. "Dziękujemy ci Odense, bo przecież ten mecz był dla ciebie meczem o pietruszkę. Ale była to najpiękniejsza, najsmaczniejsza i najważniejsza pietruszka świata" - pisaliśmy wtedy na Sport.pl. Nawet sam klub pozwolił sobie wystosować oficjalne podziękowania. Do Danii powędrowała sześciolitrowa butelka wódki, klubowe pamiątki i list z podziękowaniami za pomoc w awansie.

To był ostatni jak do tej pory awans Wisły Kraków w europejskich pucharach. W 1/16 finału Wisła trafiła na belgijski Standard Liege. Rywal był w zasięgu, ale awansował dzięki zasadzie goli na wyjeździe (1:1 w Krakowie i 0:0 w Liege). Rewanż w Liege, rozegrany 23 lutego 2012 roku był ostatnim spotkaniem Wisły Kraków w europejskich pucharach.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.