Artur Boruc rzadko rozmawia z dziennikarzami. Znacznie częściej dzieli się swoimi spostrzeżeniami w mediach społecznościowych. Podobnie było po czwartkowej porażce Legii ze Spartakiem (0:1), która sprawiła, że mistrz Polski - choć wygrał dwa pierwsze mecze w fazie grupowej Ligi Europy - wiosną nie zagra w pucharach.
"Realizuj swoje marzenia i dostrzegaj możliwości w życiowych niepowodzeniach" - w języku angielskim. A do tego dopisek w języku polskim: "Nic k**a więcej". I hasztag #jeszczebedzienormalnie.
Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl
"Artur szkoda mi Ciebie jako sportowca i człowieka, że na koniec tak bogatej kariery musisz mieć takich kompanów z boiska, co po prostu nie mają ambicji i nie zdają sobie sprawy, w jakim są miejscu" - to jeden z komentarzy pod wpisem Boruca na Instagramie.
Boruc pod koniec listopada wrócił do składu Legii po kontuzji pleców, której nabawił się po wrześniowym meczu ze Spartakiem. Po jego powrocie mistrz Polski przełamał fatalną serię siedmiu ligowych porażek z rzędu - wygrał 1:0 z Jagiellonią.
W czwartek Boruc nie zachował czystego konta, ale przy golu Zielimchana Bakajewa był bez szans. Bronił nieźle. To on w 35. minucie utrzymał Legię przy życiu, kiedy odbił strzał Michaiła Ignatowa. Więcej okazji do interwencji nie miał, bo i Spartak w Warszawie nie zagrał wielkiego meczu (więcej tutaj). A nie zagrał, bo nie musiał. Rosjanom do awansu potrzebny był remis. I nawet Legia była blisko, by pożegnać się z Europą nie porażką, a właśnie remisem, bo w doliczonym czasie do drugiej połowy rzut karny zmarnował Tomas Pekhart, który kilka minut wcześniej też trafił w poprzeczkę.
- To był bardzo dobry wieczór dla mojej drużyny. Szczególnie że to było trudne spotkanie, a mimo wszystko odnieśliśmy ważne zwycięstwo. Zagraliśmy dobre spotkanie pod względem taktycznym, choć w drugiej połowie brakowało nam koncentracji. Niemniej jednak zespół pokazał solidarność i zasłużył na wygraną. Remis byłby niesprawiedliwy - powiedział po meczu trener Spartaka Rui Vitoria.