Gdy już wydawało się, że gorzej w Legii być nie może, powiedział: sprawdzam. Mioduski mistrz teorii

Kiedy wydawało się, że w Legii Warszawa nie może być już gorzej, czwartek przyniósł bezdyskusyjne 1:3 w Leicester i kuriozalny wywiad Dariusza Mioduskiego. A do tego spadek na ostatnie miejsce w grupie Ligi Europy i chuligańskie wybryki na trybunach. Mistrzowie Polski pożar gaszą benzyną.

Nawet gdy Legia Warszawa przegrywała mecze w europejskich pucharach z Dinamem Zagrzeb czy dwukrotnie z Napoli, za każdym razem można było mieć poczucie, że w tych spotkaniach może wydarzyć się coś dobrego.

Zobacz wideo LEICESTER - LEGIA. Absurdalny wywiad Mioduskiego. A na boisku WSTYD!

W drugiej połowie meczu z Dinamem Legia była zespołem lepszym i niewiele zabrakło jej do wyrównującego gola, który dałby jej dogrywkę i wydłużyłby nadzieje na awans do kolejnej rundy eliminacji Ligi Mistrzów. W Neapolu, chociaż to gospodarze byli zdecydowanie lepsi, zespół Czesława Michniewicza długo umiejętnie się bronił i miał Cezarego Misztę, który rozegrał, jak na razie, mecz życia. W rewanżu w Warszawie drużyna Marka Gołębiewskiego prowadziła do przerwy 1:0, dając i sobie, i kibicom dawno nie wyczuwalny, pozytywny impuls.

W czwartek w Leicester takiej nadziei w ogóle nie było. Od pierwszego gwizdka czuć było, że mistrzowie Polski nie nawiążą walki z będącym w kryzysie rywalem z Premier League. Po 21 minutach, gdy gospodarze prowadzili 2:0, poczucie zamieniło się w pewność. Nie zmieniła tego ani bramka kontaktowa, ani druga połowa, która zakończyła się bezbramkowym remisem.

Mecz na King Power Stadium w wykonaniu Legii był nijaki. Mistrzowie Polski zaprezentowali się słabo i trudno wskazać, jaki był ich plan, by z Anglii wywieźć choćby punkt. Błędy w obronie i chaotyczna gra sprawiły, że Leicester City nie musiało się napocić, by ograć legionistów. Wieczór do zapomnienia.

Czy Legia ma plan B?

Wydawało się, że w Legii nie może być już gorzej. Tymczasem zespół Gołębiewskiego w czwartek spadł na ostatnie miejsce w Lidze Europy i mimo doskonałego początku jego szanse na grę w europejskich pucharach na wiosnę mocno zmalały. Na domiar złego na King Power Stadium przypomnieli o sobie chuligani.

Na dodatek wszystko, co złe w Leicester, poprzedził kuriozalny wywiad właściciela i prezesa Legii Dariusza Mioduskiego, który na oficjalnej stronie klubu pojawił się niespełna godzinę przed meczem. Abstrahując na razie od jego treści, trudno było nie unieść brwi ze zdziwienia, widząc właśnie porę publikacji. Mioduski, który w potężnym kryzysie Legii ani razu nie zabrał głosu, pojawił się nagle, bez zapowiedzi, tuż przed bardzo ważnym meczem w europejskich pucharach. Trudno było oprzeć się wrażeniu, że właściciel i prezes klubu zaprosił kibiców do dyskusji, jakby chciał przykryć ewentualne niepowodzenie i zły wynik.

A dyskutować było o czym, bo w wywiadzie pojawiło się co najmniej kilka dziwnych wypowiedzi. Jedynym konkretem była zapowiedź sprowadzenia z Rakowa Częstochowa trenera Marka Papszuna. Mioduski w wywiadzie mówił o szkoleniowcu z taką pewnością, że aż trudno nie zadać pytania, co będzie, jeśli Papszun ostatecznie do Legii nie trafi. Czy klub ma jakikolwiek plan B, czy nawet latem przyszłego roku zostanie postawiony pod ścianą i znów będzie działał po omacku? Warto przypomnieć, że Mioduski mówł z wielką pewnością o trenerze, który obecnie ma pracę i wcale nie jest wykluczone, że z obecnym klubem przedłuży umowę.

Takich samych konkretów ze strony Mioduskiego zabrakło w kontekście rozliczenia samego siebie. Właściciel i prezes klubu powiedział jedynie, że kryzys "bierze na klatę", ale nie mówi, co on i jego doradcy zrobili źle. Winnych Mioduski widział w piłkarzach i byłym już trenerze, Michniewiczu.

Winny Michniewicz. A dlaczego nie Mioduski?

- Można stwierdzić, że potencjalnym błędem, który biorę na klatę, było zatrudnianie trenerów przede wszystkim pod wynik, pod presją czasu, mediów i różnego typu ekspertów. Podejmowaliśmy takie decyzje, bo zawsze najważniejsze było zdobycie mistrzostwa Polski i zazwyczaj ten cel osiągaliśmy - powiedział Mioduski.  

Zastanawiające jest, którzy dokładnie "różnego typu eksperci" doradzali prezesowi zatrudnienie takich trenerów jak Romeo Jozak czy Ricardo Sa Pinto? Kto podpowiedział prezesowi, by w roli trenera Legii osadził byłego dyrektora akademii, czy portugalskiego furiata, który niemal w każdym miejscu pracę tracił bardzo szybko? Kto też nakazał Mioduskiemu uwierzyć w niedoświadczonego Deana Klafuricia, który w kilka tygodni uratował klubowi sezon?

- Choć zatrudniani trenerzy gwarantowali nam krótkotrwały sukces, to w dłuższej perspektywie drużyna się nie rozwijała. Tak też było przy trenerze Czesławie Michniewiczu, który miał przecież odpowiedni warsztat i doświadczenie - uderzył Mioduski.

I dodał: - Rozmawialiśmy z trenerem regularnie. Przekazywałem mu swoje uwagi i sugestie, bo wszyscy widzieliśmy, co się dzieje, że nie idziemy we właściwym kierunku. (...) Natomiast najważniejsza z przyczyn, to nieodpowiednie przygotowanie do sezonu oraz nieodpowiednie przygotowanie fizyczne oraz mentalne do rywalizacji na trzech frontach. 

Mioduski zarzucił Michniewiczowi, że jego drużyna się nie rozwijała. W tym prezes ma trochę racji, ale z drugiej strony, kto dopuścił do mnóstwa zmian w pierwszym zespole latem? Kto przeprowadził kiepskie transfery w pierwszej części okienka i dlaczego na kolejne Michniewicz czekał aż do końcówki sierpnia? Kto sprowadził część piłkarzy bez wiedzy i akceptacji trenera? Mioduski, zamiast przekazywać doświadczonemu trenerowi "uwagi i sugestie", mógł w odpowiednim czasie dostarczyć mu piłkarzy tak, by Michniewicz zdążył zbudować drużynę gotową do walki na trzech frontach. 

To nie przygotowanie fizyczne, którego kwestia zawsze pojawia się w czasie kryzysu, czy też mentalne było największym problemem Legii. W kilka tygodni, grając co trzy dni i wysyłając zawodników na zgrupowania reprezentacji, nie da się zbudować nowej drużyny. Nowej, bo latem do klubu trafiło aż 10 piłkarzy! Warto dodać, że dziewięciu z nich to obcokrajowcy.

Czyny, nie słowa

Nie jest jednak tak, że cały wywiad z Mioduskim nadaje się do kosza. Pada w nim kilka ciekawych zapowiedzi na temat budowy zespołu, jego przyszłego funkcjonowania, wzmocnienia sztabu szkoleniowego czy zmian w pionie sportowym. Krytyczne słowa padły też pod kątem piłkarzy. W teorii wygląda to na niezły plan na wyjście z potężnego kryzysu.

Ale prezes Mioduski to mistrz teorii. Podobne słowa z jego ust padały już w kilku wcześniejszych wywiadach. Na zmiany zapowiadane przez Mioduskiego kibice czekają od kilku lat. Zamiast silnej, rozwijającej się Legii otrzymali natomiast klub, którzy przez kilka lat nie potrafił awansować do europejskich pucharów. A gdy już to zrobił, to musi drżeć, by zimy nie spędzić w strefie spadkowej. Czyny, nie słowa. Wyniki, nie wizje.

Więcej o:
Copyright © Agora SA