Ave Cezar! Dziwna decyzja Michniewicza okazała trafna. Bez Miszty byłaby katastrofa

Konrad Ferszter
Chociaż Legia Warszawa była od Napoli zespołem o kilka klas gorszym i przegrała 0:3, to jej młody bramkarz - Cezary Miszta - może opuszczać Włochy z podniesioną głową. Do 76. minuty 19-latek bronił jak w transie i dopiero fenomenalny strzał Lorenzo Insigne sprawił, że i Legia, i Miszta pękli. Nie zmienia to jednak faktu, że gdyby nie Miszta, mistrzowie Polski przegraliby dużo wyżej.

Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl.

Była 76. minuta meczu w Neapolu, gdy w pole karne Legii zagrał Matteo Politano, a mistrzowie Polski zostawili Lorenzo Insigne samego. Włoch huknął z pierwszej piłki tak, że nawet Cezary Miszta nie mógł tego obronić. Nawet, bo 19-letni bramkarz w Neapolu dwoił się i troił, długo chroniąc Legię przed utratą gola. Mimo że później kolejne bramki zdobyli Victor Osimhen i Politano, to do Miszty nie można mieć żadnych pretensji.

Zobacz wideo Maciej Skorża zobaczył skład Legii i nagle zmienił plan. Piłkarz Lecha ujawnia

Młody bramkarz Legii zagrał najlepszy mecz w seniorskiej karierze i tylko kwadransa zabrakło, by jego doskonałe interwencje dały mistrzom Polski kolejny punkt w Lidze Europy. Choć legioniści w Neapolu byli zespołem o kilka klas gorszym, to dzięki Miszcie przegrali "tylko" trzema golami.

Michniewicz zaskoczył

Jeśli po niedzielnym meczu z Lechem Poznań (0:1) trzeba byłoby wskazać zawodnika, który zasłużył na miejsce w podstawowym składzie na spotkanie z Napoli, to zdecydowanie byłby to Kacper Tobiasz. 18-letni bramkarz był najlepszym piłkarzem w drużynie Czesława Michniewicza, broniąc m.in. rzut karny wykonywany przez Mikaela Ishaka w doliczonym czasie.

W Neapolu, tak samo jak w meczu z Leicester City, trener Legii Warszawa postawił jednak na Cezarego Misztę. Chociaż decyzja, jaką Michniewicz podjął już kilka dni temu, po spotkaniu z Lechem mogła wydawać się nieco dziwna, to po meczu z Napoli na pewno można określić ją jako trafną. Miszta był najlepszym z legionistów na stadionie imienia Diego Maradony i mistrzowie Polski ponownie nie musieli się martwić kontuzją i nieobecnością Artura Boruca.

Miszta dwoił się i troił

- Nie mówię, że na Misztę trzeba chuchać i dmuchać, ale nie można wytwarzać na nim presji i szukać problemu, który być może nie zaistnieje. Równie dobrze może się okazać, że Miszta zagra świetnie i będzie to dla niego przełomowy mecz w Legii - przed meczem z Leicester City mówił nam Maciej Szczęsny. 

Były bramkarz Legii miał rację, bo Miszta w meczu z Anglikami nie zawiódł. Chociaż wiele pracy nie miał, to w najważniejszych momentach stawał na wysokości zadania. W Neapolu 19-latek rozwiał za to wszystkie wątpliwości, jakie pojawiły się po jego przeciętnym występie w ligowym meczu z Rakowem Częstochowa (2:3).

Już w 3. minucie Miszta wykazał się pełnym skupieniem, pewnie interweniując na skraju pola karnego. Bramkarz Legii przechwycił prostopadłe podanie Elifa Ełmasa za linię obrony. Był to jednak tylko wstęp do tego, co czekało Misztę w kolejnych fragmentach meczu.

W 9. minucie bramkarz Legii złapał strzał głową Hirvinga Lozano. Dwie minuty później Miszta popisał się kapitalnym refleksem, odbijając przypadkowe uderzenie Filipa Mladenovicia po niefortunnej interwencji we własnym polu karnym. Raptem kilkanaście sekund później bramkarz Legii znów błysnął. Tym razem obronił bardzo mocny strzał Driesa Mertensa w bliższy róg.

Miszta miał też trochę szczęścia. W 21. minucie sprzed pola karnego minimalnie niecelnie strzelał Mertensa, a osiem minut później bramkarz Legii instynktownie odbił nogą płaskie uderzenie Lozano. Jeśli przed przerwą którykolwiek z legionistów zasłużył na szczególne wyróżnienie, to był to zdecydowanie Miszta. 19-latek był niezwykle pewny w bramce, a jeśli można byłoby się do czegoś przyczepić, to jedynie do zbyt wolnych decyzji przy wznawianiu gry.

Przy golach bez szans

Szczęście nie opuściło Miszty po przerwie. W 53. minucie sprzed pola karnego minimalnie niecelnie strzelił Diego Demme. Trzy minuty później bramkarz Legii niepewnie piąstkował piłkę poza 5. metrem, ale od razu popisał się świetną interwencją po uderzeniu Insigne, pod którego nogi spadła piłka.

W 61. minucie Legia znów mogła mówić o wielkim szczęściu. Z prawej strony pola karnego piłkę głową strącił Giovanni Di Lorenzo, a o ułamek sekundy spóźnił się do niej Mertens. Minutę później na mocny strzał z pola karnego zdecydował się Insigne, ale i tym razem Miszta odbił piłkę, posyłając ją na rzut rożny.

Chociaż Miszta odbił jeszcze kolejne strzały Insigne i Ełmasa, to wreszcie musiał wyciągnąć piłkę z bramki. Strzał Insigne, który dał Napoli pierwszego gola, był tak dobry, że chyba tylko najlepsi bramkarze na świecie mieliby przy nim jakiekolwiek szanse. A i to wcale pewne nie jest. Cztery minuty później Miszta puścił kolejnego gola, ale i tu trudno mieć do niego pretensje, bo Osimhen znalazł się z nim w sytuacji sam na sam. W doliczonym czasie Misztę pokonał też Politano, ale i tu trudno winić 19-latka, bo strzał Włocha sprzed pola karnego był niesamowicie precyzyjny.

Jeśli ktoś wierzył, że mecz Legii w Neapolu będzie wyglądał podobnie do tych ze Spartakiem i Leicester City, to w czwartek mocno się rozczarował. Gospodarze byli zespołem o kilka klas lepszym, a mistrzowie Polski mieli problemy z utrzymaniem się przy piłce i oddaleniem gry od własnego pola karnego. Lider Serie A, zespół, który wygrał wszystkie ligowe mecze w tym sezonie, po prostu był zbyt silny. 

Legia, by urwać punkty w Neapolu, musiała zagrać bezbłędnie i liczyć na dużą dawkę szczęścia. O ile to drugie miała, o tyle tego pierwszego w końcówce meczu zabrakło. Na swoje szczęście miała jednak Misztę, który Neapol może opuszczać z podniesioną głową. Bez 19-latka wynik byłby nieporównywalnie gorszy. To niejedyny pozytyw po czwartkowym meczu. Legioniści wciąż są liderem grupy i mają szanse nawet na awans do 1/16 finału Ligi Europy.

Więcej o: