Tak Lech Poznań zaskoczył Benfikę. Jorge Jesus w tym momencie w panice zmienił swój plan

Lech Poznań przegrał z Benficą 2:4 w pierwszym meczu Ligi Europy. Wynik może jednak mocno mylić, bo polska drużyna była w grze o remis właściwie do przedostatniej akcji meczu. Lech zagrał nadspodziewanie odważnie, dwa razy wyrównywał. Lech na dobre zerwał ze stereotypem, że polska piłka musi opierać się na defensywie, a na 20 minut przed końcem to Jorge Jesus zaczął mocno myśleć o obronie, bo jego zespół ograniczał się tylko do wybijania piłek z pola karnego.

Dariusz Żuraw w poprzednim sezonie był gotowy płacić punktami w lidze za wyrobienie stylu, dzięki któremu uda się awansować do europejskich pucharów. Trener Lecha twierdził, że polskie zespoły tylko grając ofensywnie, są w stanie znaleźć się w fazie grupowej Ligi Europy. I co najlepsze, Żuraw nie odszedł od swojego pomysłu na futbol nawet z faworyzowaną i będącą w znakomitej formie Benfiką. 

Zobacz wideo Lech ma piłkarzy, którzy mogą pobić rekord transferowy ekstraklasy

Lech zaskoczył Benfikę w pierwszej połowie

Lech mógł ustawić podwójne zasieki obronne i czekać na sporadyczne kontrataki. Żuraw zagrał za to zdecydowanie odważniej, co mogło mocno zaskoczyć Jorge'a Jesusa. Benfica wyszła na mecz z Lechem bardzo odważnie, bo na początku widać było jak linia obrony portugalskiego klubu wychodzi do linii środkowej boiska i próbuje zacieśnić pole gry. 

Wysoka linia obrony Benfiki
Wysoka linia obrony Benfiki screen TVP Sport

Lech doskonale wiedział jednak, jak z tego skorzystać i tak padła też pierwsza bramka dla poznańskiej drużyny.

Benfica podjęła to ryzyko, które w początkowej fazie nie do końca się opłaciło, bo te przestrzenie idealnie odnajdował Jakub Moder czy Pedro Tiba. I to właśnie Moder posłał bardzo dobre, otwierające podanie do Czerwinskiego, a ten idealnie wystawił piłkę Ishakowi. Warto tu również zauważyć bardzo ważną rolę Skórasia, który w momencie podania był na pozycji spalonej, ale lekko zaabsorbował uwagę obrońców, którzy nie spodziewali się ruszającego w drugie tempo Czerwińskiego. Był to już trzeci sygnał ostrzegawczy dla Portugalczyków, ale tym razem bardzo skuteczny. 

Podanie za linię obrony
Podanie za linię obrony screen TVP Sport

Lech imponował swoją grą, bo nie ograniczył się jedynie do szukania długich piłek za linię obrony, ale gra była bardziej różnorodna. Wielokrotnie po ataku pozycyjnych strzał oddawał Jakub Moder, który raz trafił w poprzeczkę, a dwa razy był bardzo blisko zaskoczenia bramkarza, który trochę nieporadnie parował uderzenie. 

Lech potrafił też zostać większą liczbą zawodników pod polem karnym Portugalczyków i właśnie to dało drugiego gola. Zdobytego dodajmy po kapitalnym prostopadłym podaniu do Jakuba Kamińskiego. Pierwsze uderzenie obronił jeszcze Vlachodimos, ale liczba atakujących piłkarzy Lecha była tak duża, że mieli ogromne szanse na gola, nawet gdyby piłka odbiła się w inny sposób. W rezultacie na 2:2 wyrównał Ishak.

Drugi gol dla Lecha
Drugi gol dla Lecha screen TVP Sport

Lech doprowadził Jesusa do niepokoju. Niecodzienny obrazek w końcówce

Najbardziej znamienny może być jednak fakt, że w pewnym momencie Jorge Jesus poczuł, że traci kontrolę nad meczem. Po wejściu Kaczarawy i Marchwińskiego Lech przyśpieszył, zepchnął Benficę do defensywy i gdyby Gruzin był bardziej skuteczny, to powinien wykorzystać jedną z trzech lub nawet czterech bardzo dobrych sytuacji. Piłkarze z Portugalii nie grali już też tak wysoko jak wcześniej, bo poczuli prawdziwy respekt i przez kilka minut ograniczyli się do rozpaczliwej obrony. Brzmi to niewiarygodnie, ale tak właśnie było.   

Jesus poczuł, że Lech może odmienić losy tego meczu, bo po jednym z szybkich rozpoczęć akcji przez bramkarza miał do niego duże pretensje, że powinien to zrobić wolniej i bardziej grać na czas. W czasie jednej z przerw, gdy mocno ucierpiał Crnomarković przywołał też do siebie Verthongena i  w 85. minucie długo tłumaczył mu jak ma się ustawiać w swoim polu karnym. Użył do tego nawet tablicy magnetycznej, na której dokładnie pokazywał mu, jak bronić się przed Lechem w ostatnich minutach.  Wtedy też Benfica grała już na trzech środkowych obrońców, bo Portugalczycy w ostatnim kwadransie wprowadzili dodatkowego, stopera - był nim Jardel. 

Benfica pokazała klasę. O problemach w obronie wiedzieliśmy przed meczem

Lech przystąpił do tego meczu osłabiony szczególnie w linii defensywnej i nie da się ukryć, że było widać pewien dysonans w grze poznańskiej drużyny, która im bliżej ataku, tym wyglądała lepiej. Z drugiej strony Benfica dysponuje taką siłą ofensywną, że jest w stanie skruszyć wiele dużo mocniejszych linii defensywnych w Europie. Lechowi zabrakło jednak większej solidności w defensywie, choć wszyscy wiemy, że np. Dejewski nie jest pierwszym wyborem Żurawia i wszyscy musieli się z tym liczyć. Benfica miała również czasem zbyt dużo miejsca w bocznych sektorach Lecha i stąd wzięło się kilka wrzutek na głowę Dawrina Nuneza. Trzeba jednak zrzucić to na karb faktu, że Lech też starał się grać bardzo ofensywnie i czasem obu bocznych obrońców po prostu brakowało z tyłu. 

Można by było zagrać bardziej bojaźliwie i bezpiecznie. Tylko pytanie po co? Piłkarze Lecha i Benfiki stworzyli prawdziwe show. Kibice dostali kilka indywidualnych popisów młodych Lechitów - Tzw. elastico Marchwińskiego już stało się hitem social mediów. 

Kamiński potwierdził, że jest jednym z największych talentów ligi, a Moder tylko potwierdził klasę. Lech grający bardziej bezpiecznie mógłby wyrwać punkt, ale mógłby nie zdobyć szacunku bezstronnych kibiców. A kto wie, czy jeszcze ważniejsza nie była możliwość pokazania się młodych piłkarzy, bo na tle Benfiki wypadli bardzo dobrze i kilku z nich mogło dostać solidnego plusa w notesach skautów.   

Dokładną relację z meczu można przeczytać tutaj.

Więcej o: