Rangers FC rywalem Legii na drodze do Ligi Europy! Klub coraz mocniejszy po bankructwie i upokorzeniach

Rangers FC pokonało w rewanżu duńskie Midtjylland 3:1 i awansowało do następnej rundy eliminacji. Dwumecz z Legią Warszawa w fazie play-off będzie dla nich szansą na drugi z rzędu awans do fazy grupowej Ligi Europy. Klub z Ibrox Park, pod wodzą Stevena Gerrarda, robi kolejne kroki naprzód w drodze do odbudowy po latach finansowych problemów i gry w najniższej klasie rozgrywkowej w kraju.

"Cyfrowi atleci", zobacz najnowszy odcinek naszego nowego programu

Zobacz wideo

Była 67. minuta wrześniowego meczu Ligi Europy między Villarrealem i Rangers FC (2:2), gdy gola dla szkockiej drużyny strzelił Scott Arfield. Było to pierwsze trafienie dla klubu z Ibrox Park w fazie grupowej europejskich pucharów od 7 grudnia 2010 roku. Wtedy, w ostatniej kolejce Ligi Mistrzów, bramkarza Bursasporu pokonał Kenny Miller, a ówcześni mistrzowie Szkocji zakończyli rywalizację w grupie na trzecim miejscu, za Manchesterem United oraz Valencią, awansując do 1/16 finału Ligi Europy.

Przez osiem kolejnych lat klub borykał się z samymi problemami - bankructwem, degradacją do najniższej ligi, odbudową, która niemal nie doprowadziła go do kolejnego upadku oraz kompromitacjami w meczach z Celtikiem i w europejskich pucharach w sezonie 2017/18.

Chociaż w poprzednim sezonie zespół prowadzony obecnie przez Stevena Gerrarda nie wyszedł z grupy Ligi Europy (poza Villarrealem grał w niej z Rapidem Wiedeń i Spartakiem Moskwa), to miniony rok był najlepszym od lat. Klub wrócił do europejskich pucharów, ligę ukończył "tylko" 11 punktów za Celtikiem, który wreszcie Rangersi pokonali w Old Firm Derby. Udało im się to po niemal siedmiu latach czekania. 

Obecny sezon ma być jeszcze lepszy, ma być kolejnym krokiem naprzód w rozwoju odbudowującej się legendy. Jednak by tak się stało, zespół Gerrarda musi najpierw awansować do fazy grupowej Ligi Europy. Na razie walczy jednak w kwalifikacjach, po przejściu duńskiego Midtjylland w fazie play-off zagra z Legią. Mecz w Warszawie już w czwartek, rewanż tydzień później w Glasgow.

Upadek legendy

Lata rządów David Murray'a, który zarządzał klubem od 1988 roku, obfitowały nie tylko w sportowe sukcesy w kraju (16 mistrzostw Szkocji!), ale też doprowadziły klub do bankructwa i degradacji do najniższej klasy rozgrywkowej. Wszystko przez szastanie pieniędzmi na rynku transferowym i - przede wszystkim - machlojki przy podpisywaniu kontraktów z zawodnikami.

Reportaż BBC - „Rangers, The Men Who Sold The Jerseys” - dowiódł, że przez lata piłkarze z Ibrox Park podpisywali podwójne umowy. Jedną oficjalną, a drugą z zarejestrowaną w raju podatkowym firmą Employees Benefited, która umożliwiała im wysokie zarobki bez konieczności płacenia podatków.

Omijanie urzędu skarbowego nie mogło jednak trwać w nieskończoność. Sprawą zainteresowali się wierzyciele, szkocki bank, a na końcu komornik. Klubowi nie pomogło przejęcie przez Craiga Whyte'a, który kupił go za symbolicznego funta. Jak się okazało, nowemu właścicielowi bardziej niż na Rangersach, zależało na poprawieniu własnej sytuacji finansowej.

Z powodu stale rosnącego zadłużenia i odmowy zapłaty podatków, w lutym 2012 roku do klubu wprowadzony został zarząd komisaryczny. Ten nie uchronił struktur przed likwidacją, ale w czerwcu sprzedał klubowe aktywa konsorcjum Sevco Scotland Ltd, które po kilku tygodniach zmieniło nazwę na The Rangers Football Club Ltd.

Nowy twór zgłosił się do gry w szkockiej Premier League, jednak zgody na jego udział w rozgrywkach nie wyraziły pozostałe kluby. Rangersi swoją odbudowę musieli więc zacząć od najniższej profesjonalnej ligi - Third Division.

Trudna odbudowa

A ta wcale nie należała do najłatwiejszych. Przynajmniej finansowo, co spowodowane było ponownym, beznadziejnym zarządzaniem klubem. Chociaż "nowi" Rangersi stracili niemal wszystkich najważniejszych i najdroższych piłkarzy, a przed startem rozgrywek w czwartej lidze udało im się zebrać budżet w okolicach 20 mln (!) funtów, to po dwóch latach i dwóch awansach z rzędu, stare problemy wróciły.

Trudno się temu jednak dziwić. Chociaż Rangersi grali najpierw na czwartym, a później na trzecim poziomie w kraju, to ich lista płac była niższa jedynie od lokalnego rywala i mistrza Szkocji - Celticu! Na Ibrox Park nie obawiano się kolejnych drogich transferów, które w ostateczności znów postawiły klub na krawędzi.

Rangersi wciąż zarządzani byli przez ludzi skrajnie niegospodarnych. W drugiej połowie 2014 roku, odpowiedzialny za odbudowę klubu Charles Green, sprzedał prawa do nazwy stadionu za... funta. Nabywcą praw był właściciel Newcastle United - Mike Ashley. We wrześniu tego samego roku klub przetrwał tylko dzięki kolejnej sprzedaży akcji, za które otrzymał ponad trzy miliony funtów.

Upokorzeni przez Celtic i Progres

Ponowne problemy finansowe klubu zbiegły się z pierwszą, poważną przeszkodą w powrocie do Premier League. Po dwóch awansach z rzędu, pierwszy sezon na zapleczu najwyższej klasy rozgrywkowej Rangersi ukończyli na trzecim miejscu ze stratą aż 24 punktów do Hearts.

54-krotnym mistrzom kraju udało się wrócić do elity sezon później, co wg niektórych źródeł, uchroniło klub przed kolejnym upadkiem. Powrót Rangersów do szkockiej Premier League nie oznaczał jednak natychmiastowego powrotu na dawne miejsce. Sezon 2016/17, zespół prowadzony kolejno przez Marka Warburtona, Graeme'a Murty'ego (trener tymczasowy) i Pedro Caixinhę, zakończył na trzecim miejscu ze stratą aż 33 punktów do Celticu.

W sezonie 2017/18 różnicę udało się zmniejszyć do 13 punktów i zostać wicemistrzem kraju. Nie znaczy to jednak, że kibice Rangersów nie najedli się wstydu. W tamtych rozgrywkach "the Gers" przegrali trzy z czterech ligowych Old Firm Derby, z czego ostatnie z nich zakończyło się wyjazdową klęską aż 0:5. Dwa tygodnie wcześniej Rangersi przegrali z Celtikiem w półfinale Pucharu Szkocji 0:4.

Powodem do zakopania się pod ziemię był też powrót do europejskich pucharów. Sześć lat po porażkach z Malmo i Mariborem kolejno w kwalifikacjach LM i LE, Rangersi wrócili do Europy. Nikt jednak nie będzie tego wspominał dobrze, bo drużyna Caixinhy przegrała dwumecz z luksemburskim Progrsem Niederkorn już w pierwszej rundzie kwalifikacji. Do tamtej pory klub ten występował w pucharach raptem sześć razy i zawsze odpadał w pierwszych rundach.

Gerrard nadzieją

Nową jakość Rangersom miał dać Gerrard. Anglik, który nie był dla zarządzających klubem menedżerem nr 1 na liście życzeń (tym miał być David Moyes), pracę na Ibrox Park rozpoczął od spotkania z Walterem Smithem. Nowy szkoleniowiec Rangersów chciał poznać kulturę i DNA klubu, a nikt nie przedstawi mu tego lepiej niż jego trenerska legenda, 10-krotny mistrz kraju. Gerrard mocno postawił na ludzi związanych z Rangers. Swoim asystentem mianował Gary’ego McAllistera, do drużyny ściągnął m.in. Allana McGregora i Kyle’a Lafferty’ego, którzy pamiętają grę na Ibrox Park jeszcze sprzed czasów bankructwa. Bramkarz i napastnik dołączyli do lewego obrońcy - Lee Wallace’a - który na Ibrox Park grał nieprzerwanie od 2011 roku i przeszedł z klubem całą odbudowę (w czerwcu został zawodnikiem londyńskiego QPR).

39-letni szkoleniowiec odrzucił większość portugalskiego zaciągu Caixinhy, wymienił niemal pół kadry, stawiając też na graczy, których np. znał z Anfield Road, czyli Jona Flanagana oraz wypożyczonych stamtąd Ryana Kenta i Oviego Ejarię.

Gerrard postawił na naturalny, bardziej wyspiarski styl gry. - Moim najważniejszym zadaniem jest dopasowanie stylu gry do zawodników, których posiadam. Naszym celem jest ładna i skuteczna gra, ale jeśli nie będziemy w stanie zdobyć w ten sposób przewagi, to nie będziemy unikać gry długimi podaniami - mówił.

Niedosyt po sezonie na plus

Poprzedni sezon miał być i był lepszy dla Rangersów, jednak mały niedosyt na pewno pozostał. Zespół prowadzony przez Gerrarda po raz pierwszy od ośmiu lat awansował do fazy grupowej europejskich rozgrywek i chociaż w trzech pierwszych meczach z Villarrealem (2:2), Rapidem Wiedeń (3:1) i Spartakiem Moskwa (0:0) zdobył pięć punktów, to w fazie pucharowej nie zagrał. Wszystko przez zaledwie punkt zdobyty w rewanżach i porażkę w decydującym meczu w Austrii (0:1).

W lidze, w porównaniu do sezonu 2017/18, Rangersi zdobyli o cztery punkty więcej, a stratę do Celticu zmniejszyli do 11 punktów. Tak blisko, a przecież wciąż daleko, lokalnych rywali nie byli od dawna. O postępie zespołu Gerrarda względem "the Bhoys" świadczą jednak dwie wygrane z nimi w poprzednim sezonie na Ibrox. Na pierwszą, z 29 grudnia zeszłego roku, Rangersi czekali równo 2470 dni. W marcu 2012 roku, chylący się ku upadkowi zespół, pokonał u siebie Celtic 3:2.

- Byliśmy fantastyczni. Przed meczem prosiłem zawodników, by szczególną wagę przykładali do pojedynków, a oni wygrali je wszystkie! Zagraliśmy kapitalny mecz, jednak dziś najważniejsi są kibice. Cieszcie się nocą, cieszcie się kolejnymi tygodniami. Teraz jest was czas, bo od dawna nie mieliście możliwości do przechwalania się na mieście - uśmiechał się Gerrard po grudniowym zwycięstwie.

Najbardziej ofensywni od lat

Obecny sezon Rangersi rozpoczęli od eliminacji Ligi Europy, w których najpierw wyeliminowali St Joseph's FC z Gibraltaru, a później zrewanżowali się Progresowi Niederkorn. W pierwszym meczu III rundy kwalifikacji zespół Gerrarda bez większych problemów ograł duńskie Midtjylland. W rewanżu dopełnił formalności, zwyciężając po raz drugi. Forma zespołu rośnie, a po awansie do fazy play-off kwalifikacji jego rywalem będzie Legia Warszawa. Zespół Aleksandara Vukovicia czeka bardzo trudna przeprawa, bo Rangersi grają najbardziej ofensywny i radosny futbol od lat. 

W dwumeczu z St Joseph's FC wbili 10 goli, w pierwszym spotkaniu w Danii cztery, a w drugiej kolejce ligowej rozbili u siebie Hibernian 6:1. W rewanżu z Midtjylland dołożyli kolejne trzy gole. Chociaż do czasów, gdy Rangersi seryjnie wygrywali mistrzostwa kraju, regularnie występowali w LM czy dochodzili do finału Pucharu UEFA (2008 r.), jeszcze bardzo daleko, to ostatnie miesiące pokazują, że klub wreszcie postawił duży krok naprzód. Drugi z rzędu awans do grupy europejskich pucharów może okazać się kolejnym, jeszcze większym.

Pobierz aplikację Football LIVE na Androida

Football LIVEFootball LIVE Football LIVE

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.