Kamil Wilczek: W poprzednich latach brakowało nam szczęścia. Przegrywaliśmy w trzeciej lub w czwartej rundzie kwalifikacji. Panathinaikos, Genk, Hajduk Split – lista jest długa. Większość moich kolegów nie pamięta tych porażek, ale ja to przeżyłem. Dlatego nadszedł czas na odmianę. Broendby potrzebuje sukcesów, w ostatnich latach klub miał problemy z których dopiero się otrzepuje. Stać nas na to, aby przebrnąć eliminacje i powalczyć w grupie. Nie będzie to proste zadanie, Lechia nie podda się na starcie, ale w Gdańsku od pierwszej minuty będziemy chcieli udowodnić, że awans się nam należy. Motywację mamy ogromną.
- Trudno powiedzieć inaczej. Mamy zawodników, którzy grali w silnych ligach europejskich, mamy doświadczenie z pucharów – oczy kibiców będą zwrócone właśnie na nas. Na boisku takie atuty mogą jednak nie mieć znaczenia. Tak samo to, że w Danii Lechia jest zespołem anonimowym. Umówmy się: nikt tu nie ogląda Ekstraklasy, tak jak nikt w Polsce nie ogląda ligi duńskiej. Ale Lechię trzeba szanować, to groźny rywal. W poprzednim sezonie widziałem wiele ich meczów, w tym – dwa. Mam świadomość, że każdy błąd może kosztować awans.
- To pokazuje, że respekt trzeba mieć do każdego rywala. Nie powiem, że nie szanowaliśmy Finów, ale w tym meczu czegoś zabrakło. Nie ma znaczenia ile wygrywasz w pierwszym spotkaniu – w pucharach powinieneś być skupiony do ostatniej sekundy. W eliminacjach, gdy o wszystkim może decydować detal, często nie wygrywa lepszy czy gorszy, a mądrzejszy.
- To bez znaczenia. Kiedyś na wyjeździe przegraliśmy z Herthą Berlin, a później pokonaliśmy ich 3:1 u siebie. Mam jednak nadzieję, że sytuacja po pierwszym meczu będzie na tyle dobra, że w rewanżu nie będziemy zmuszeni do harakiri. Z Gdańska chcemy wywieźć trzy punkty.
- Miałem rozmowę z trenerem i analitykiem. Mogę przyznać, że nasze spostrzeżenia pokrywały się. Lechia prezentuje styl prosty, ale efektywny. Na początku meczu jest agresywna, szybko strzela bramkę, tak, jak w meczu z Piastem w Superpucharze. Później zaczyna się bronić, dzięki temu potrafiła długo utrzymywać się na szczycie ligi. Dlatego też gra na dużym ryzyku będzie istotna. Ważna będzie też organizacja gry w defensywie, bo mamy jeszcze drugi mecz.
- Kilka starszych osób z klubu pamięta tamten dwumecz, ale nie emocjonują się nim za bardzo. Pewnie dlatego, że przegrali. Ja – jeśli mam być szczery – też nie oglądałem tej rywalizacji, choć oczywiście znam słynne słowa redaktora Tomasza Zimocha „Kończ Turku ten mecz!”.
- Emocje są inne niż w meczu Pucharu Danii z drużyną z trzeciej ligi, ale bez przesady. Staram się do tego meczu podejść jak do każdego innego. Nie będę złościł się po każdej złej decyzji.
- Znam wiele osób z tej drużyny, Sławek Peszko to mój kolega z kadry, ale to nie zobowiązuje mnie do tego, żebym przed meczem przybijał wszystkim piątki i się uśmiechał. Po meczu jasne, jesteśmy kumplami, możemy miło pogadać, ale najpierw muszę wykonać swoją robotę. Kibicuję polskim drużynom, wiem, że Ekstraklasie brakuje sukcesów, ale w tym przypadku nie chcę, żeby Lechia awansowała kosztem Broendby. Nie będę więc płakał, jeśli odpadnie.