Miało być siedem, a było... Po agresywnym początku zespół Vukovicia znów wyglądał słabo [SPOSTRZEŻENIA]

Miało być siedem, a było... tylko trzy. I kolejki pod kasami. Legia Warszawa w rewanżowym meczu z Europą FC wygrała 3:0 i awansowała do II rundy eliminacji Ligi Europy - spostrzeżeniami z tego spotkania dzielą się Bartłomiej Kubiak i Konrad Ferszter ze Sport.pl.
Zobacz wideo

Agresywny początek

Czwartkowe spotkanie przy Łazienkowskiej zaczęło się dokładnie tak, jak powinien wyglądać dwumecz Legii z Europą FC. Wicemistrzowie Polski zaatakowali przeciwników z Gibraltaru wysokim i agresywnym pressingiem, zmuszają ich do błędów. W pierwszych minutach meczu w Warszawie zespół Aleksandara Vukovicia stworzył więcej okazji bramkowych niż przez cały pierwszy mecz. I to przyniosło efekt w postaci goli. Już w 6. minucie bramkę dla Legii zdobył Carlitos, a siedem minut później na 2:0 podwyższył Sandro Kulenović. W międzyczasie w słupek trafił także Dominik Nagy.

Wicemistrzowie Polski byli zespołem kilka klas lepszym. Grali szybko, na jeden kontakt, co chwilę zagrażali bramce Dayle'a Coleinga. O ile Europa FC na własnym stadionie potrafiła oddawać strzały na bramkę Radosława Majeckiego, o tyle w Warszawie miała problemy z wymienieniem kilku podań na połowie Legii. Mocny początek gospodarzy sprawił, że kibice zaczęli oczekiwać bardzo wysokiego zwycięstwa..

Miało być siedem, a było...

- Jeszcze siedem! Jeszcze siedem! - krzyknął cały stadion w 14. minucie. Legia prowadziła wtedy już 2:0 - chwilę wcześniej bramkę zdobył wspomniany Kulenović. Siedmiu nie było, ale być mogło. A przynajmniej tylu goli domagali się kibice, którzy już przed meczem rozwiesili na płocie wzdłuż „Żylety” transparent z pytaniem: „czy leci z nami pilot?”. Kiedy piłkarze wychodzili na boisko, z góry trybuny rozwinięta została sektorówka z podobizną Dariusza Mioduskiego. Ale może na razie tyle o kibicach (więcej TUTAJ), napiszmy o piłkarzach. Nawet nie tyle o tych z Legii, ile o tych z Gibraltaru, którzy po kwadransie ewidentnie mieli dość. Po drugim straconym golu wyglądali na całkowicie pogubionych. No i przestraszonych - dobry przykład to 22. minuta, kiedy Jayce Olivero tak bardzo wystraszył się będącego kilka metrów dalej Marko Vesovicia, że nie opanował piłki w prostej sytuacji (ta wyleciała na aut). Szkoda tylko że Legia nie chciała (nie potrafiła?) tego wykorzystać.

... niskie tempo i czerwona kartka

Kibice, którzy liczyli, że legioniści utrzymają wysokie tempo strzelania goli, stadion musieli opuszczać rozczarowani. Po zdobyciu drugiej bramki piłkarze Vukovicia wyraźnie spuścili z tonu, a bez agresywnego pressingu i biegania nie potrafili znaleźć sposobu na zagrażanie gościom z Gibraltaru. Przy Łazienkowskiej z pewnością byli tacy, którzy liczyli na to, że warszawiacy rozbiją rywali sposobem i wyższymi umiejętnościami piłkarskimi. To jednak nie miało miejsca. Długimi momentami znów można było zastanawiać się nad stylem, jaki ma prezentować w tym sezonie Legia, bo mniej więcej od 20 minuty, zespół Vukovicia znów wyglądał słabo. Grę wicemistrzów Polski nieco ożywiła czerwona kartka, jaką w 52. minucie obejrzał Sergio Jimenez Sanchez. Nieco, bo legioniści nie potrafili zdominować rywala, nie potrafili nawet sprawić, by biegał za piłką. Nie było też tak, że grając z przewagą jednego piłkarza, warszawiacy znów zaczęli tworzyć dużo okazji bramkowych. Nie. Te można było policzyć na palcach jednej ręki. Jedną z nich na trzeciego gola zamienił Carlitos.

Legia wygrała pewnie, a jej awans ani przez chwilę nie był zagrożony. Styl i sposób, w jaki to zrobiła, pozostawia jednak wiele do życzenia. I daje do myślenia tuż przed startem ekstraklasy (w niedzielę o 17.30 Legia podejmie Pogoń) oraz II rundą eliminacji Ligi Europy, w której wicemistrzowie Polski zagrają z fińskim Kuopionem Palloseurą.

Słaby Novikovas

Bardzo kiepsko wypadł oficjalny debiut Avrydasa Novikovasa przed warszawską publicznością. Litwin, który latem przyszedł do Legii z Jagiellonii Białystok, ma być wzmocnieniem osłabionych skrzydeł wicemistrza Polski. Ma, i być może będzie, ale by tak się stało, będzie musiał grać kilka razy lepiej, niż przeciwko Europie FC.

W czwartek Litwin rozegrał cały mecz, choć boisko powinien opuścić już w przerwie. Wtedy Vuković zdecydował się jednak na zmienienie Dominika Nagy'a, pozostawiając Novikovasa na boisku do końca. Nie była to najlepsza decyzja trenera Legii, bo dobre zagrania 28-letniego skrzydłowego można policzyć na palcach jednej ręki. Litwin miał problemy z dokładnymi dośrodkowaniami, przegrał sporo pojedynków z bocznymi obrońcami gości. Niby to po jego zablokowanym strzale na 3:0 podwyższył Carlitos, ale debiutu w nowych barwach przy Łazienkowskiej, skrzydłowy nie zaliczy do udanych.

Problemy z biletami

- Słuchaj, jesteś w Sports Barze, kupisz nam dwa piwa? - Aaa, nie ma kolejek. - No dobra, to jesteśmy za trzy minuty. To rozmowa, a w zasadzie telefon jednego kibica do drugiego na godzinę przed meczem. Fakt, pod stadionem i w barze tłoku wtedy nie było. Ale to nie znaczy, że nie było kolejek. Kilkadziesiąt osób stało bowiem pod kasami, ale też POK (Punktem Obsługi Kibica), gdzie próbowało wyrobić sobie nową kartę kibica, bo akurat tak się złożyło, że wiele tych starych przestało być w ostatnim czasie ważnych.

Czy w czwartek na stadion weszli wszyscy? Tego nie wiemy. Wiemy za to, że Legia w ostatnim dniach próbowała wdrożyć nowy system biletowy. Z mocnym akcentem na „próbowała”, bo od kolejnego meczu wrócić ma ten stary. Ale więcej napiszemy o tym w najbliższych dniach. Dziś tylko wspomnimy o frekwencji, która jak na pierwszy mecz sezonu przy Łazienkowskiej, wcale nie była taka zła - na stadion przyszło 14 839 kibiców. Z czego pewnie kilka tysięcy za darmo, bo taki przywilej - w ramach rekompensaty za ostatnie problemy techniczne z systemem biletowym - mieli wszyscy posiadacze karnetów na nowy sezon.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.