Arsenal bliżej półfinału. Kanonierzy imponowali wszechstronnością na tle słabego Napoli

Cudów nie ma. Napoli jest bez formy, zawodzi w Serie A, ale w Lidze Europy z Arsenalem zagrało jeszcze słabiej niż w ostatnich tygodniach. Przez cały mecz stworzyli raptem dwie dobre okazje. "Kanonierzy" zasłużenie wygrali 2:0.
Zobacz wideo

Arsenal zajmuje piąte miejsce w Premier League i jeszcze zimą odpadł z obu krajowych pucharów. Napoli też nie ma już szans na zdobycie mistrzostwa, a z Pucharem Włoch pożegnało się w ćwierćfinale. Ich bezpośrednie spotkanie reklamowano jednak jako największy hit Ligi Europy, mecz ostatniej szansy na zdobycie trofeum, pojedynek utytułowanych trenerów. Szybko okazało się, że w obecnej formie tylko Arsenal może myśleć o wygraniu tych rozgrywek.

W Napoli mnożą się problemy

- W tym momencie nie bronimy dobrze, nie gramy agresywnie w pressingu. Zostawiamy rywalom zbyt dużo otwartej przestrzeni, co niestety sporo nas kosztuje. Widziałem lenistwo u piłkarzy i to mnie martwi. Nawet Genoa strzeliła nam bramkę, mimo że grała w osłabieniu – mówił Carlo Ancelotti po ostatnim ligowym meczu. Po czterech dniach gra jego zespołu wcale nie była lepsza, doszły za to kolejne problemy: łatwo oddany środek pola, olbrzymie trudności w wyprowadzeniu piłki, mało stworzonych sytuacji i fatalni boczni obrońcy, którzy zawodzili i w grze do przodu i gdy przychodziło im bronić.

Arsenal tradycyjnie zagrał trójką obrońców z dwoma wahadłowymi i to z ich upilnowaniem Napoli miało największe problemy. Bo kto miał odpowiadać za podłączających się do ataku Seada Kolasinaca z lewej i Ainsley’a Maitland’a-Niles’a? Najczęściej było tak, że boczni pomocnicy – Piotr Zieliński i Jose Callejon za nimi nie wracali, a skrajni obrońcy nie podchodzili wystarczająco blisko, dzięki czemu Arsenal wypracowywał przewagę na bokach boiska. Po akcji prawą stroną otworzył wynik spotkania i powinien zdobyć jeszcze kilka bramek, gdyby lepszą skutecznością wykazali się napastnicy.

Oba gole strzelali środkowi pomocnicy – Aaron Ramsey na 1:0, a Lucas Torreira na 2:0. Właśnie centralna część boiska była kolejną kluczową strefą, którą zawładnęli piłkarze Unaia Emery’ego. Rozgrywający Napoli nie mieli sekundy na zastanowienie się co zrobić z piłką, nie radzili sobie z pressingiem Arsenalu i popełniali sporo błędów. Schowany był Fabian Ruiz, spanikowany Allan, którego od początku meczu z łatwością ogrywał Ramsey.

Tak grające Napoli przez cały mecz zdołało stworzyć raptem dwie dobre sytuacje do zdobycia bramki – pierwszą zmarnował Lorenzo Insignie, drugą Piotr Zieliński. Polak dostał dobre podanie na piąty metr od bramki Petra Cecha, zaatakował piłkę wślizgiem, ale nie trafił w bramkę. Chybił przy wyniku 2:0 dla Arsenalu i było to smutne, ale trafne podsumowanie gry Napoli tego wieczoru.

Arsenal imponował wszechstronnością

Za Unaiem Emerym 70. mecz w Lidze Europy. Żaden trener nie ma w tych rozgrywkach takiego doświadczenia jak Hiszpan, i żaden nie wygrywał ich trzy razy z rzędu. On i Carlo Ancelotti w podobnym momencie zaczęli pracę w obecnych drużynach, ale to w grze Arsenalu zdecydowanie bardziej widać rękę trenera. Kanonierzy nie są już drużyną jednowymiarową. I nawet na przestrzeni tego meczu z Napoli potrafili kilka razy zmieniać swój sposób gry w zależności od wyniku, zmęczenia i tego, co prezentował rywal. Zaczęli wysokim pressingiem, bramki zdobyli po przechwytach w środku pola i szybkich kontrach, a pod koniec pierwszej połowy niemal nie wychodzili z połowy Napoli atakując pozycyjnie. Po zmianie stron natomiast, największe zagrożenie stwarzali dośrodkowując piłkę z bocznych sektorów. Zabrakło tylko skuteczności.

Do Włoch pojadą z dwubramkową zaliczką, bez straconego gola i z wielkimi nadziejami na awans do półfinału. Ich przewaga była widoczna w każdym aspekcie – Kanonierzy byli szybsi, dokładniejsi i lepsi taktycznie. Rewanż już za tydzień, więc Ancelotti może nie zdążyć zareagować. Do poprawy jest zbyt wiele aspektów.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.