Napoli chce zwyciężyć w Lidze Europy. "Tylko nieznacznie różni się od Ligi Mistrzów"

Carlo Ancelotti trzy razy wygrał Ligę Mistrzów, ma mistrzostwo Włoch, Anglii, Niemiec i Francji. W Hiszpanii zdobył krajowy puchar. Ale trenując Napoli odpadł już z pucharu Włoch, a szanse na zdobycie Scudetto ma tylko teoretyczne, bo do Juventusu traci 11 punktów. Bagatelizowana przez Włochów Liga Europy staje się jego głównym celem. Z kilku powodów.
Zobacz wideo

Dla Ancelottiego będzie to debiut w tych rozgrywkach. Ten sezon też miał potoczyć się inaczej i przynieść dłuższą przygodę w Champions League, ale Napoli wylądowało w najtrudniejszej grupie z PSG, Liverpoolem i Crveną Zvezdą. Szanse na awans straciło dopiero po porażce z Liverpoolem 0:1 w ostatniej kolejce. - Nie mogliśmy zrobić więcej niż zrobiliśmy, wynik PSG z Manchesterem United potwierdza, że mogą wygrać ten puchar – powiedział Ancelotti na konferencji prasowej. - Liga Europy może sprawić, że to będzie niezapomniany sezon, jeśli wygramy te rozgrywki. Do tego długa droga, ale stać nas, żeby walczyć w nich do samego końca – dodał.

Napoli potraktuje Ligę Europy poważnie

W Neapolu panuje przekonanie, że ich drużyna była zbyt dobra w ostatnich pięciu sezonach, by nie zdobyć żadnego trofeum. W Lidze Europy wreszcie są faworytem – wg bukmacherów razem z Chelsea i Arsenalem, mimo że w XXI wieku żaden włoski klub nie zagrał w finale tych rozgrywek. Tamtejsze media przypominają jednak, że w latach ’90 w pucharze UEFA (obecnie Liga Europy) drużyny z Serie A odnosiły spore sukcesy i warto byłoby do tych czasów nawiązać. Przez jedenaście sezonów – od 1988/1989 do 1998/1999 – tylko raz w finale zabrakło ich przedstawiciela. Aż cztery razy zdarzały się finały wewnątrzwłoskie. Dominacja była więc absolutna.

Poprzedni sezon w wykonaniu Napoli wyglądał podobnie do obecnego - odpadnięcie z LM i łatka faworyta w mniej prestiżowych rozgrywkach. Skończyło się na pierwszej rundzie i przegranym dwumeczu z RB Lipsk. Ale skupionemu na walce z Juventusem Maurizio Sarriemu było to wręcz na rękę. Podejście „Carletto” jest zgoła odmienne. – Wszyscy mówią, że Napoli ma przyszłość, ale ten rok jest przejściowy. Ja tak nie sądzę. Zostało wiele meczów w następnych miesiącach i chcemy je wygrać. Liga Europy nieznacznie różni się od Champions League. Masz jeden dzień więcej na przygotowanie od meczu pucharowego, a odchodzi ci dzień przed meczem ligowym w weekend. Tyle. Nasi gracze są do tego przyzwyczajeni – powiedział.

Po odpadnięciu z LM, do Napoli wreszcie uśmiechnęło się szczęście w losowaniu. W 1/16 LE zagrają z FC Zürich, aktualnie czwartą drużyną ligi szwajcarskiej. W kadrze Napoli zabraknie na pewno Raula Albiola, Simone Verdiego i Mario Ruia. Środkowy obrońca musiał poddać się operacji kolana i w tym sezonie już nie zagra. Z kolei Rui naciągnął ścięgno podkolanowe, a Verdi ma problem z prawym kolanem. Włosi przewidują za to, że w Szwajcarii powinni wystąpić obaj Polacy - Piotr Zieliński i Arkadiusz Milik.

Dla punktów, prestiżu i pieniędzy

Włoski portal „Panorama” podaje kilka powodów, dla których włoskie kluby znów powinny poważnie traktować Ligę Europy. Zaczynają dość gorzko – od stwierdzenia, że to są właśnie rozgrywki na ich poziomie. Tylko tutaj Napoli, Lazio i Inter mają szansę na wygranie trofeum.

Następnie uderzają w patriotyczne tony i wspólną odpowiedzialność wszystkich klubów za renomę Serie A i przede wszystkim pozycję w rankingu UEFA. Żeby w dalszym ciągu mieć przywilej wystawiania czterech drużyn w Lidze Mistrzów potrzebne są punkty zdobywane również w LE.

Wygrana w tych rozgrywkach pozwoli też zarobić zwycięscy 13,5 miliona euro samej podstawy i dodatkowe bonusy – 3,5 miliona euro za udział w Superpucharze Europy i idące za tym zyski z transmisji telewizyjnych. „Ręka do góry, który prezes może sobie pozwolić sobie na nieschylanie się po takie pieniądze” – piszą Włosi. Patrząc na zwycięzców Ligi Europy w ostatnich latach trudno zarzucić tym rozgrywkom brak prestiżu – puchar trafiał do Atletico Madryt, Chelsea, Sevilli i Manchesteru United. „Jose Mourinho, Diego Simeone, Franck Lampard czy Radamel Falcao, raczej nie wyglądali na smutnych podczas ceremonii wręczenia nagród. Czas schować butę do kieszeni” – czytamy w „Panoramie”.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.