Lech Poznań - Szachcior Soligorsk. Lech walczy do samego końca [SPOSTRZEŻENIA]

To był ciekawy mecz z kilku względów. Na stadion przy Bułgarskiej wrócili kibice i z pewnością byli usatysfakcjonowani tym, co zobaczyli. Trzy gole Christiana Gytkjaera pozwoliłby Lechowi wygrać po dogrywce 3:1 z Szachciorem Soligorsk i awansować do III rundy kwalifikacji Ligi Europy. W niej lechici zmierzą się z belgijskim KRC Genk. Oto kilka spostrzeżeń z tego rozegranego w czwartek spotkania.

Spotkanie oglądał z trybun Jerzy Brzęczek

Wreszcie na domowym meczu Lecha Poznań pojawiali się kibice. Wśród tłumu ludzi był gość specjalny – nowy selekcjoner reprezentacji Polski. Jerzy Brzęczek od początku meczu mógł oglądać tylko czterech Polaków – Janickiego, Cywkę, Gajosa i Makuszewskiego. Łatwo zgadnąć, że najpilniej obserwowany był Maciej Makuszewskiego, którego do reprezentacji zaczął powoływać Adam Nawałka.

„Maki” po raz kolejny zagrał jako prawy wahadłowy i niezmiennie wykorzystywał swoją dynamikę do przeprowadzania ofensywnych akcji. Przygotowaniem fizycznym na pewno mógł ująć nowego selekcjonera. Makuszewski nie był w stanie pokazać pełni swojego potencjału, bo rywale otoczyli go specjalną opieką. W dodatku, grali przeciwko niemu bardzo agresywnie. Można było to przewidzieć po słowach trenera Szachciora na przedmeczowej konferencji. Taszujew przyznał, że w pierwszym meczu jego zespół nie miał pomysłu na zatrzymanie wahadłowego Lecha. W rewanżu plan był prosty i stary jak świat – piłka może przejść, ale zawodnik nie.

Mimo to, Makuszewski i tak przeprowadził akcję, która mogła dać Lechowi awans bez konieczności grania dogrywki. W swoim stylu przedarł się prawą stroną i dograł piłkę wprost pod nogi Joao Amarala. Portugalczyk przyjął ją w polu karnym, ale jego strzał obronił bramkarz.

Po meczu Jerzy Brzęczek rozmawiał z Ivanem Djurdjeviciem.

Lech znowu rozstrzyga mecz w końcówce

Nie ma mowy o przypadku. To kolejny mecz, w którym Lech zdobywa bramkę w ostatnich minutach. Przeciwko Szachciorowi dwa gole padły już w dogrywce. Pierwszy przesądził o tym, że nie będzie rzutów karnych. Drugi natomiast dał Lechowi awans na trzy minuty przed końcem dogrywki i tak rozwścieczył rywali, że ci zobaczyli jeszcze dwie czerwonej kartki i kończyli mecz w ósemkę, bo jeszcze wcześniej sędzia wyrzucił z boiska Balanovicha.

- Od „Djurdjević time” wolę określenie „Lech Poznań time”, bo te gole z ostatnich minut meczu to efekt pracy całego zespołu. Teraz nikt nie traci głowy, gdy coś nam nie idzie. Umiemy zachować spokój i wrócić do swojej gry – tłumaczył po meczu trener Djurdjević.

We wcześniejszych meczach Lech, dzięki golom strzelanym w końcówce wywalczył zwycięstwo z Wisłą w Płocku, przesądził o wygranej z Cracovią, uniknął dogrywki w Armenii przeciwko Gandżasarowi i w pierwszym meczu z Szachtiorem doprowadził do remisu.

Po czwartkowym meczu Djurdjević znów chwalił piłkarzy za wytrzymałość, bo mimo dogrywki nikt nie poprosił go o zmianę. Przygotowanie fizyczne chwalił debiutujący w meczu z Białorusinami, Maciej Orłowski: - Było widać, że rywali łapią skurcze, że w każdej kolejnej minucie walczą po prostu o przetrwanie. Dodatkowo nas to napędzało, bo czuliśmy, że pod koniec spotkania jesteśmy od nich szybsi i tych sił mamy więcej – komentował po spotkaniu.

Orłowski pojawił się na boisku po przerwie. W szatni został Rafał Janicki, który miał zawroty głowy i źle się czuł – lekarze podejrzewają wstrząs mózgu.

Christan Gytkjaer najlepszym strzelcem Lecha w pucharach

Duńczyk znakomicie czuje się grając w eliminacjach Ligi Europy. Przeciwko Szachciorowi zdobył trzy bramki, dzięki którym Lech wywalczył awans. We wszystkich swoich występach w eliminacjach LE uzbierał ich już siedem – co czyni go najlepszym strzelcem „Kolejorza” w europejskich pucharach. W czwartek Gytkjaer drugim golem dogonił, a trzecim wyprzedził takich piłkarzy jak Robert Lewandowski, Hernan Rengifo, Sławomir Peszko i Manuel Arboleda.

Przeciwko Szachciorowi miał tyle okazji, że wynik bramkowy powinien być jeszcze okazalszy. Duńczykowi brakowało skuteczności przy finalizacji dośrodkowań Kostewycza. Raz obił poprzeczkę, innym razem uderzył prosto w Klimowicza. W bramkarza trafił też po dograniu Darko Jevticia.

Kibice wrócili na stadion, ale doping nie

Bramy poznańskiego stadionu zostały otwarte po raz pierwszy w tym sezonie. Poprzednie spotkania Lech rozgrywał bez udziału publiczności, ponieważ po skandalu w meczu z Legią, karę na klub nałożył wojewoda wielkopolski. Później swoją bardzo ostrą, bo ośmiomeczową karę złagodził do trzech spotkań bez udziału kibiców i dzięki temu fani Lecha mogli z trybun obejrzeć rywalizację Lecha z Szachciorem.

Mimo obecności widzów, na meczu nie był prowadzony zorganizowany doping. To przez protest, jaki prowadzą kibice w związku z aresztowaniem przez policję ich gniazdowego. „Klimie” postawiono zarzuty podżegania pozostałych kibiców do wbiegnięcia na murawę podczas spotkania z Legią, które kończyło poprzedni sezon.

Meczu nie oglądało się przez to gorzej. Zamiast chóralnych śpiewów z trybun słychać było naturalne reakcje kibiców na to, co dzieje się murawie. Gdy Lech ruszał z kontratakiem, kibice przeżywali akcję razem z nim – wstając z krzesełek, potęgując napięcie i wreszcie głośno wzdychając albo krzycząc „goool”.

W czwartek przy Bułgarskiej atmosfera przypominała tą z angielskich stadionów, gdzie kibice przytomnie reagują na każdą decyzję sędziego, wślizg piłkarza czy ciekawe zagranie.

Hildeberto odszedł z Legii Warszawa

Transfery. Manchester United nie odpuszcza. Robert Lewandowski częścią dużej wymiany?

Leszek Ojrzyński: Jestem gotów na Legię

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.