Bardzo rzadko miał okazję do interwencji. Być może takiego „rozgrzania” zabrakło mu przy straconym golu. W pewnym momencie trzymał piłkę między kolanami, ale nie zdołał jej złapać i rywale po chwili wcisnęli ją do bramki. Pozytywnie należy ocenić jego grę nogami. Po dalekim wybiciu Buricia blisko zdobycia bramki był Joao Amaral.
Dobrze odbierał piłkę na początku meczu. Imponował siłą i dobrym ustawieniem. Dobrze radziło sobie z Kovalevem. To on zmienił kierunek lecącej w światło bramki piłki i sprawił, że ta przeszła obok słupka. Przy straconym golu interweniował wślizgiem, ale piłka pechowo „została mu pod stopą.”
Tym razem to na jego ramieniu wylądowała opaska kapitańska. Trema go nie zjadła. Drygował defensywą, której był centralną postacią i dobrze radził sobie w pojedynkach główkowych. Przy straconej bramce desperacko wybił piłkę z linii bramkowej, ale dobitki już nie zdołał zablokować.
W pierwszej połowie Szachcior ani razu nie zagroził bramce Lecha. Janicki nie popełniał błędów w ustawieniu, dobrze współpracował z kolegami, ale nie zaliczył tak efektywnych i efektownych interwencji jak De Marco. Na drugą połowę nie wyszedł ze względu na uraz.
Ostatni raz Kostewycz tak dobrze bawił się paręnaście lat temu, gdy do znajdującej się w obwodzie lwowskim Derewni przyjechało dobrze wyposażone wesołe miasteczko. Ukrainiec, pierwszą połowę powinien skończyć z czterema asystami, ale wobec nieskuteczności partnerów do szatni zszedł z jedną – i to „drugiego stopnia”. Był nie do zatrzymania i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Zdecydował się nawet założyć przeciwnikowi „siatkę” zagrywając piętą. Do jego postawy w defensywie też nie można się przyczepić. Za Kostewyczem najlepszy dotychczas mecz w Lechu Poznań, choć w drugiej połowie dostosował się do słabszego tempa gry i znacząco obniżył loty.
Sporo mówił o nim na konferencji prasowej trener Szachciora – Siergiej Taszujew. Musiał też przedstawić Makuszewskiego swoim piłkarzom i powiedzieć, że to najgroźniejszy piłkarz Lecha. Wahadłowy był więc niemiłosiernie faulowany. Już w 17. minucie żółtą kartkę obejrzał Max Ebong, który nie zdążył za przyspieszającym Makuszewskim. W pierwszej połowie był w cieniu Kostewycza, bo Lech częściej zdecydowanie częściej atakował lewą stroną. Makuszewski nie dał rady wbić piłki wślizgiem po jednym z dośrodkowań Ukraińca. Pod koniec spotkania sam dostarczył piłkę meczową Amaralowi, ale ten okazję zmarnował.
Przerywał, odbierał i podawał do najbliższego. Asekurował ofensywniej grających Tibę i Gajosa. Zarobił żółtą kartkę na początku drugiej połowy. Solidny występ udowadniający, że jego miejsce jest w środku boiska, a nie na prawej obronie.
Krytykowany w poprzednich tygodniach asystował w meczu z Cracovią, ale w czwartek znów nie imponował formą. Grał dość zachowawczo. W zderzeniu z Tibą wypada blado.
Kolejny bardzo dobry występ Portugalczyka. Znowu dobrze wyglądała jego współpraca z Kotewyczem – to głównie on dostarczał piłkę Ukraińcowi w pierwszej połowie. Imponuje wyszkoleniem technicznym i bardzo dużo widzi na boisku. Choć niedawno dołączył do zespołu zdążył już stać się kluczowym zawodnikiem w rozegraniu piłki. Drugą połowę rozpoczął od przerwania groźnie zapowiadającej się kontry Szachciora. Wślizgiem zatrzymał przeciwnika, odebrał mu piłkę i podaniem rozpoczął atak Lecha. Ta akcja to występ Tiby w pigułce.
Świetnie podał do Gytkjaera przy pierwszym golu. Wydawało się, że sam odda strzał, ale Szwajcar wybrał inaczej – lepiej. Brał grę na siebie i miał kilka niezłych podań. Przy lepszym wykończeniu duńskiego napastnika mógł mieć na koncie drugą asystę.
Trudno krytykować napastnika, który kończy mecz z trzema strzelonymi golami dającymi zespołowi awans. Przy lepszej skuteczności mógł jednak mieć tych bramek pięć albo i sześć. Piłka szuka go w polu karnym, a i sam Gytkjaer świetnie czuje grę i wie, gdzie powinien się ustawić. Wszystkie gole strzelił bowiem z pola bramkowego.
Wszedł na boisko po przewie w miejsce kontuzjowanego Janickiego. Zaczął nerwowo od niepewnego wybicia przed pole karne, a przy straconym przez Lecha golu, najpierw dał się minąć, a później pozwolił rywalowi dośrodkować. Z każdą kolejną minutą był coraz pewniejszy i błędów już nie popełniał.
Przykuwa uwagę kibiców – to na pewno. Świetnie panuje nad piłką, potrafi dobrze dryblować i boleśnie przekonali się o tym obrońcy Szachciora. Mimo że wszedł na boisko w drugiej połowie skończył mecz z dwoma asystami. Szwankuje natomiast skuteczności. Gdyby lepiej wykończył swoje sytuacje mógłby strzelić dwa gole i mieć w nogach kilka minut mniej. W doliczonym czasie gry nie wykorzystał bowiem świetnej okazji wykreowanej przez Makuszewskiego.
Grał krótko, ale zdołał świetnie podać do Amarala. To podanie zapoczątkowało akcję Lecha, która skończyła się zdobyciem drugiej bramki. Zrobił więcej od Gajosa, za którego wszedł.
Pojawił się na boisku w dogrywce, gdy Lech wyszedł na prowadzenie. Miał wzmocnić defensywę i uporządkować grę. Zrobił to bez zarzutu.
***
>> Trzy gole Gytkjaera, trzy czerwone kartki i awans Kolejorza
>> "Jaga" remisuje, ale gra dalej
>> Kolejna kompromitacja polskiego klubu. Górnik wysoko przegrywa na wyjeździe
>> Legia, Lech i Jagiellonia poznały rywali w kolejnej rundzie eliminacji do Ligi Europy