Liga Europy. Lech Poznań - Gandzasar Kapan 2:0. Zwycięstwo, lekcja i przestroga

Dla przeciętnego kibica mecz z rodzaju "do zapomnienia", dla sztabu szkoleniowego źródło bardzo cennych wniosków. Obie bramki dla gospodarzy strzelił Christian Gytkjaer.

Kolejorz w budowie

Początek meczu. Musonda i Junior bez większych problemów organizują ataki w bocznych sektorach boiska. Raz, drugi, kolejny. Nie jest to bynajmniej jednorazowy wyskok. Ich zadanie byłoby znacznie bardziej utrudnione, gdyby linia obrony poznaniaków funkcjonowała choć trochę lepiej.

Szybkie akcje ofensywne Gandzasaru odsłoniły sporo problemów, z którymi obecnie borykają się trener i jego sztab szkoleniowy. Nie tylko te związane z dokładnością, brakiem odpowiednich mechanizmów, kilkoma nowymi elementami w drużynie, ale również te, które w przyszłości mogą stać się przewlekłe.

Bo chociaż pierwszemu starciu w sezonie daleko do bycia szczególnie miarodajnym, to na jego podstawie można określić fazę budowy Lecha Poznań imienia Ivana Djurdjevicia. 

Testowa trójka

Szkoleniowiec postawił na formację z trzema obrońcami (Janicki, Rogne, De Marco), którym bezpośrednie wsparcie z założenia miał zapewniać Cywka. „Z założenia”, bo zakres jego obowiązków był znacznie szerszy i jednocześnie szalenie istotny dla ogólnego obrazu gry poznaniaków. W bocznych sektorach zameldowali się Makuszewski i Kostewycz ustawieni raczej niesymetrycznie – ten pierwszy miał zwykle więcej zadań ofensywnych niż kolega z przeciwległej flanki.

Centralnym problemem był, bardzo dobrze znany z poprzedniego sezonu, podział obowiązków. Przede wszystkim trudności sprawiała prosta komunikacja w obronie (samego trio). Zarówno wobec pressingu, jak i przy stałych fragmentach gry.

W samej końcówce meczu Harutjunjan wbiegł między szeroko ustawionych Rogne i Janickiego i oddał strzał na bramkę Buricia po dośrodkowaniu z rzutu wolnego. Nie był to jedyny raz, kiedy lechici w ten sposób zgubili krycie. W tak poskładanej defensywie nie do końca było jasne, kto odpowiada za kogo (w polu karnym Gytkjaer często zostawał w pierwszej linii przed bramką). Podobnie zresztą wyglądała sytuacja w obliczu szybszych kontrataków, gdy między dwójkę stoperów wbiegał Harutjunjan, a tymczasem na skrzydle Junior lub Musonda ściągali na siebie uwagę.

Średni pressing rywala wprowadzał chaos w szeregach Kolejorza. Burić wybił piłkę poza boisko naciskany przez dwóch przeciwników, Janicki kilkakrotnie wykopał ją bez wcześniejszego sprawdzenia, czy wariant jest bezpieczny.

Boczne autostrady

Screen z meczu Lech Poznań - Gandzasar KapanScreen z meczu Lech Poznań - Gandzasar Kapan Polsat Sport

Warto również zwrócić uwagę na organizację środka pola, która miała bezpośredni wpływ na kłopoty linii obrony. Trójka defensorów była zwykle ustawiona dość szeroko, przed nimi pokazywał się jedynie Cywka. W tym czasie Kostewycz i Makuszewski zostawali w wyższych strefach boiska.

Między Cywką a Radutem/Jevticiem/Gajosem wytwarzała się tym samym ogromna wyrwa, którą z powodzeniem mogli opanować goście. Mieli stamtąd łatwy dostęp do odsłoniętych bocznych sektorów. Kilkakrotnie dali próbkę gry w trójkącie nagle przyspieszając tempo przed polem karnym poznaniaków.

Znacznie częściej wykorzystywali jednak szybkość Musondy i Juniora, którzy bez większych trudności organizowali akcje oskrzydlające. Dużym ułatwieniem były opóźniona reakcja lechitów i zawężona linia obrony (inaczej niż na grafice powyżej). W drugiej połowie bezpośrednie wsparcie bocznym pomocnikom zapewniał Cywka, jeszcze bardziej poszerzając swój zakres obowiązków.

Nowy podopieczny Djurdjevicia nie tylko pomagał wprowadzić piłkę do gry, ale także brał czynny udział w działaniach obronnych i w razie potrzeby przesuwał się wyżej (wówczas Radut niżej). Warto zwrócić uwagę przede wszystkim na ten pierwszy element.

Z linii defensywy jedynie De Marco próbował uruchamiać atak długimi podaniami z pominięciem centralnej strefy (bezpośrednio w kierunku Gytkjaera i Jevticia). Kilkakrotnie zdecydował się na wyjście wysoko, wtedy lukę uzupełniał Cywka. Poza tym schemat poznaniaków był bardzo prosty – organizowano atak przez środek, ale przy natychmiastowym poszukiwaniu gry po obwodzie. Tym samym w okolicach koła środkowego piłka była przekazywana w kierunku Makuszewskiego lub Kostewycza.

Ku przestrodze

Lecha Poznań czeka jeszcze mnóstwo pracy w związku z wdrażaniem nowego systemu. Nie tylko w kontekście dokładności, wyrobienia odpowiednich mechanizmów, ale również wykształcenia ról dla poszczególnych zawodników.

W meczu z Gandzasarem nie do końca było jasne, jakie zadania należą do Jevticia, który często ustawiał się obok Gytkjaera, ale zdecydowanie nie skupiał na sobie uwagi przeciwnika. W przyszłości może to być kluczowa kwestia – jeśli oczywiście takie ustawienie nadal będzie realizowane – bowiem duńskiego napastnika w ten sposób da się dość łatwo wyłączyć z gry.

Podobnej przejrzystości brakowało duetowi Gajos-Radut, który raz za razem gasnął. Gajos schodzący niżej, by jedynie przekierować podanie na flankę i Gajos w tych kilku próbach prostopadłego zagrania, to dwaj różni piłkarze, którzy bez płynności w przechodzeniu z jednej roli w drugą nijak nie będą w stanie ze sobą współgrać.

Wreszcie, kwestia asekuracji bocznych sektorów zostawionych całkowicie bez nadzoru. Szczęśliwie dla poznaniaków dokładność zawodników Gandzasaru pozostawiała wiele do życzenia.

Wszystkie te mniejsze i większe kłopoty uczyniły to spotkanie dość męczącym w odbiorze, ale przy tym (szczęście w nieszczęściu) szalenie istotnym dla trenera Djurdjevicia i sztabu szkoleniowego. Błędy zostały wyłożone na nieco zaśniedziałej paterze – nic, tylko je naprawiać.

Więcej o:
Copyright © Agora SA