Liga Europy. Michał Kucharczyk: Musimy się ocknąć, wreszcie wyjść z marazmu

- Gramy 50-60 meczów w sezonie, a między rozgrywkami mamy 13 dni przerwy. Tu już nawet nie chodzi o odpoczynek fizyczny, bo z tym źle nie jest, ale odpoczynek psychiczny. Czasami czuję się tak, że organizm chce, ale głowa nie jest w stanie za nim nadążyć. W zeszłym sezonie było identycznie, naprawdę nie jest przypadkiem, że po raz kolejny zawalamy początek sezonu - powiedział po meczu z Sheriffem Tiraspol pomocnik Legii Warszawa, Michał Kucharczyk.

W czwartek mistrzowie Polski zaledwie zremisowali 1:1 z Sheriffem Tiraspol w pierwszym meczu IV rundy eliminacji Ligi Europy. Gola dla Legii strzelił Kasper Hämäläinen, bramkę dla gości zdobył Cyrille Bayala. Rewanż już w kolejny czwartek.

Konrad Ferszter, Bartłomiej Kubiak: Kolejny mecz w europejskich pucharach i kolejne rozczarowanie. Dlaczego Legia nie pokonała mistrza Mołdawii?

Michał Kucharczyk: Początek meczu był dla nas udany, mieliśmy dwie dobre sytuacje do strzelenia gola. Później niestety coś się posypało, brakowało z naszej strony uspokojenia gry, akcje przenosiły się spod jednej pod drugą bramkę. Byliśmy częściej przy piłce, ale to w żaden sposób nie przekładało się na okazje do zdobycia bramki. W końcu udało nam się strzelić gola, ale w samej końcówce spotkania popełniliśmy niedopuszczalny błąd przy rzucie rożnym, co kosztowało nas utratę cennego prowadzenia. Trafienie Sheriffa utrudnia nam cel, jakim jest awans do fazy grupowej Ligi Europy.

Gol na 1:3, którego straciliście w końcówce meczu w Astanie, okazał się kluczowy dla wyniku całej rywalizacji.

- Wierzę, że teraz będzie inaczej. Naszym celem jest udział w fazie grupowej LE i w rewanżu musimy zrobić absolutnie wszystko, by tak się stało. Na wyjeździe będziemy musieli uważać na kontrataki rywali. Sheriff ma dobry wynik z pierwszego spotkania i nie przypuszczam, by u siebie rzucił się do ataków od pierwszej minuty. Spodziewam się, że rywale zagrają podobnie, jak w Warszawie. Na naszym stadionie też się cofnęli, czekali na nasz błąd i okazję do skontrowania nas. Kilka razy im się to udało, ale my zatrzymywaliśmy te ataki. Ostatecznie skarcili nas po stałym fragmencie gry. Nie sądzę jednak, by w inny sposób byli w stanie nam zagrozić.

Gdy atakowaliście piłkarzy Sheriffa wysokim pressingiem, to ci gubili się. Podobnej gry możemy spodziewać się w rewanżu?

- To pytanie do trenera. My przede wszystkim musimy zacząć grać to, co nakreśla nam sztab szkoleniowy na przedmeczowych odprawach. Na razie nam to nie wychodzi, gramy źle. Musimy się ocknąć i zacząć prezentować się tak, jak na Legię przystało.

Czwartkowe spotkanie rozpocząłeś na ławce rezerwowych, ale na boisko wszedłeś już w 23. minucie, po kontuzji Guilherme. Jacek Magiera planował pewnie wpuścić cię w końcówce...

- Tak pewnie miało być, w ostatniej fazie meczu mieliśmy jeszcze strzelić gola, podwyższyć prowadzenie, a wyszło, jak wyszło. Gramy słabo, na dodatek nie pomagają nam kontuzje, których jest naprawdę sporo. Część zawodników dopiero wraca po urazach, inni jak Miroslav Radović czy Jakub Czerwiński musieli poddać się zabiegom. Musimy się zebrać, ocknąć, wyjść z tego marazmu póki faza grupowa LE nam nie uciekła. Najlepszym sposobem na to będzie wygrana z Wisłą Płock, bo w ekstraklasie też sporo punktów już pogubiliśmy.

W czwartek miałeś udział w akcji bramkowej. Przy golu Hämäläinena przeskoczyłeś nad piłką. Nie przeszło ci przez głowę, by samemu strzelać?

- Przeszło, przeszło. Pierwsza myśl była właśnie taka, by uderzyć. W ostatniej chwili zobaczyłem jednak kątem oka, że obok stoi Kasper, że jest lepiej ustawiony. I dlatego, w ostatniej chwili, zostawiłem mu tę piłkę. I całe szczęście, że nad nią przeskoczyłem, bo kto wie, jak sam był ją uderzył tą swoją lewą nogą.

Szczerze mówiąc, sami zamarliśmy - myśleliśmy, że będziesz strzelał.

- No właśnie, to rozumiecie.

Za wami 12 meczów w tym sezonie, a my nadal nie wiemy, czy ty jesteś skrzydłowym, czy napastnikiem.

- To kolejne pytanie nie do mnie, tylko do sztabu. Do trenera. Ja tylko wykonuję jego polecenia. I staram się to robić najlepiej, jak tylko mogę.

Jak znosicie trudy związane z natłokiem meczów na początku sezonu?

- Już raz zasugerowałem, że mamy zbyt krótkie urlopy, to zostałem mocno skrytykowany. Spójrzcie jednak na naszych reprezentantów, na całą naszą drużynę. Gramy 50-60 meczów w sezonie, a między rozgrywkami mamy 13 dni przerwy. Tu już nawet nie chodzi o odpoczynek fizyczny, bo z tym źle nie jest, ale odpoczynek psychiczny. Czasami czuję się tak, że organizm chce, ale głowa nie jest w stanie za nim nadążyć. W zeszłym sezonie było identycznie, naprawdę nie jest przypadkiem, że po raz kolejny zawalamy początek sezonu. Zimą, kiedy te przerwy są zdecydowanie dłuższe, takiego kłopotu nie mamy.

Z boku wygląda to dokładnie tak, jak opisujesz.

- Człowiek z zewnątrz tego nie doświadczy, nie pojmie, co to znaczy rozegrać 60 meczów w sezonie. Ok, wiele osób zwraca nam uwagę, że zimą mamy długą przerwę. Ale co to znaczy długą? Bo to, że nie gramy w piłkę przez dwa miesiące, nie znaczy, że w tym czasie nie trenujemy. Tak naprawdę wtedy ta nasza przerwa trwa dwa, może dwa i pół tygodnia. Resztę czasu, czyli bity miesiąc, spędzamy na przygotowaniach. A jak dodamy do tego nasze pozostałe wolne dni w ciągu roku, to wyjdzie z nich może miesiąc odpoczynku. Miesiąc w ciągu roku, kiedy inni ludzie z reguły nie pracują w weekendy, święta itd. Dla nas czerwona kartka w kalendarzu często nic nie znaczy. Ale ja naprawdę nie chcę się tłumaczyć. Chcę tylko wyjaśnić, że jesteśmy nie tyle zmęczeni fizycznie, ile psychicznie. Po ostatnim sezonie - naprawdę ciężkim sezonie - mieliśmy latem 13 dni wolnego. To znaczy, ja nie miałem, bo w tym czasie się leczyłem - przechodziłem rehabilitację po kontuzji.

Nie wyjechałeś latem na żaden urlop?

- A skąd. Nie odpoczywałem od 5 stycznia. Nie miałem trzech dni z rzędu wolnych od pracy. A teraz, jak mamy mecze co trzy dni, to niektórzy nawet nie widują się z rodzinami. Zdążą w nocy wrócić z meczu, później jadą na trening, a następnie znów ruszamy w trasę. Nikt nie widzi, ile musimy poświęcić życia rodzinnego. Rozmawiałem niedawno z Bartkiem Bereszyńskim, który poprzedni sezon w Serie A skończył tydzień przed naszym. A teraz przygotowania zaczął, kiedy my już zaczęliśmy sezon - w dniu naszego meczu z Arką w Superpucharze Polski.

Gracie słabo, źle weszliście w sezon, do tego dochodzi zniecierpliwienie kibiców, którzy w czwartek pożegnali was bluzgami i gwizdami.

- Trudno im się dziwić. Tu jest Legia Warszawa, tutaj zawsze są wysokie wymagania kibiców, zarządu, wszystkich. Oczekuje się od nas wygranych, dobrej gry. My nie możemy się usprawiedliwiać, narzekać, tylko musimy się wziąć do pracy, zebrać się w sobie i zacząć grać na poziomie dopingu, jaki co mecz dają nam nasi kibice. Kiedy wejdziemy na taki poziom, to wspólnie zajdziemy daleko.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.