Lech - Utrecht. Maciej Makuszewski dla Sport.pl: Wrócimy mocniejsi

- Za rok wrócimy mocniejsi - zapowiedział Maciej Makuszewski, pomocnik Lecha Poznań po odpadnięciu z walki o Ligę Europy. Drużyna Nenada Bjelicy zremisowała w Poznaniu z Utrechtem 2:2. W pierwszym meczu goli nie było i do IV rundy eliminacji awansowali Holendrzy.

Dominik Wardzichowski: Nenad Bjelica przyznał na konferencji prasowej, że w swojej trenerskiej karierze jeszcze nigdy nie był tak dumny ze swoich piłkarzy. A co wy czujecie po odpadnięciu z eliminacji Ligi Europy?

Maciej Makuszewski: Nie widziałem konferencji, ale trener w szatni rzeczywiście przyznał, że jest dumny z naszej gry. Podziękował za walkę i zaangażowanie. My czujemy, że daliśmy z siebie wszystko. Serce zostało na boisku. Chcieliśmy wygrać, awansować i dać kibicom radość. Nie pamiętam takiego dopingu i meczu, w którym cały stadion żył meczem do ostatnich sekund. To nas niosło do kolejnych ataków, ale niestety, nie wystarczyło do awansu. Za rok wrócimy mocniejsi.

Czego żałujecie najbardziej?

- Wyniku. Poznań zasłużył na święto. Mecz z Utrechtem był na poziomie fazy grupowej Ligi Europy. Świetne widowisko. Szkoda, że bez szczęśliwego zakończenia.

Utrecht to zespół na poziomie fazy grupowej Ligi Europy?

- Nigdy nie grałem w fazie grupowej Ligi Europy, ale wiem jedno. To Lech Poznań był lepszy w dwumeczu z Utrechtem. Pokazaliśmy piłkarską jakość. Stworzyliśmy mnóstwo sytuacji pod bramką czwartego zespołu Eredivisie. Dominowaliśmy przez całe spotkanie. Zepchnęliśmy Utrecht do defensywy. Brak awansu to dla nas rozczarowanie.

Planowaliście szalone ataki od pierwszych minut, czy szybko stracony gol zweryfikował wasz plan na rewanż?

- Mieliśmy zacząć spokojnie. Wielkiej szarży w planach nie było, ale szybko stracony gol nie pozostawił nam wyboru. Ruszyliśmy do ataku, ale w decydujących momentach brakowało wykończenia.

W ostatnich minutach nie atakowaliście już z takim polotem jak wcześniej. Zapłaciliście za szaloną pierwszą połowę?

- Tempo meczu było bardzo wysokie i to odbiło się na naszej grze w końcówce. Czerwona kartka sprawiła, że Holendrzy bronili się całym zespołem. Wybijali każdą piłkę, grali na czas. To nie jest zachowanie Fair Play, ale udało im się wywalczyć awans do kolejnej rundy dzięki cwaniactwu.

W ostatnich minutach wbiegł pan w pole karne, a obrońca Utrechtu zaatakował pana wślizgiem. Rzut karny?

- Obrońca absolutnie nie dotknął piłki. Trafił mnie w nogi, a sędzia pokazał na rzut rożny. Nie wiem jakim cudem, bo piłkarz Utrechtu nawet nie musnął piłki.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.