Wyglądało to okropnie. Już w pierwszym kwadransie czwartkowego spotkania garstka kibiców gości świętowała zdobycie rzutu rożnego, jakby już trafili do siatki. Piłkarze FC Midtjylland mieli pretensje, gdy sędzia nie przyznał im kornera po ledwie widocznym rykoszecie. Auty wrzucane w pole karne Legii Warszawa - za każdym razem. I dużo kopaniny.
- Nie daliśmy z siebie wszystkiego - mówił Jess Thorup, trener Midtjylland. - Decyzje, które podejmowali moi zawodnicy nie były odpowiednie z taktycznego punktu widzenia. Nie każdy grał tak, jak sobie to zakładaliśmy, panował chaos. Mimo bardziej agresywnej postawy w drugiej połowie nadal widziałem po piłkarzach, że wahają się przy kluczowych decyzjach, nie wiedzieli: podawać czy strzelać?
Zresztą czwartkowy mecz trochę przypominał to pierwsze spotkanie obu drużyn w Danii - nie było zbyt wiele interesujących aspektów, schematy były do bólu proste, a ograniczenie techniczne czy ogólnie jakościowe aż nazbyt widoczne. - Nic dziwnego, że wielkie kluby nie chcą występować w Lidze Europy - przeczytałem taki komentarz obserwatora meczu Legii z Midtjylland. I pewnie wiele osób dziwiło się, jak to możliwe, że o Duńczykach pisano tak wiele dobrego, dlaczego nazywano ich innowatorami, skoro o ich postawie można mówić tylko negatywnie?
Tymczasem warto wyjaśnić, że Midtjylland to projekt w który Matthew Benham zainwestował ledwie rok temu. Rasmus Ankersen, prezes klubu, otwarcie przyznaje, że wciąż nie robią wszystkiego idealnie, a i tak świętowali już pierwszy tytuł mistrzowski. W dwumeczach obecnego sezonu w europejskich pucharach byli wyraźnie gorsi jedynie od Napoli (dwie porażki, bilans bramkowy 1-9). Nawet odpadając z Ligi Mistrzów z APOEL-em potrafili ich pokonać, potem zwyciężyli z dużo mocniejszym piłkarsko Southamptonem, wreszcie z Legią mają równy bilans i przed ostatnim meczem niezłą zaliczkę nad Club Brugge.
A brzydka gra? Może nie chodzi o proste mylenie efektowności z efektywnością - w Midtjylland stawiają na to drugie - ale zrozumienie, że klub o tak małym budżecie i reputacji nie może rywalizować na obu polach nawet we własnej lidze. W grupie LE Legia ma lepszy skład, podobnie Brugia - jednak cały model piłkarski Duńczyków polega na wykorzystaniu słabości przeciwników i jednoczesnym ściągnięciu ich na bardziej im znajomy poziom. W takiej walce, niemal kopaninie i wymianie ciosów przy stałych fragmentach oni czują się doskonale, mają to opanowane. Według obliczeń ekspertów z Midtjylland, czy raczej firmy Benhama Smartodds, przy takiej grze jest bardziej prawdopodobna szansa na wynik.
Mecz czwartkowy nie był jednak jedynym, jaki obejrzałem w tym tygodniu z udziałem Legii oraz Midtjylland. Dwa dni wcześniej w Nowym Dworze Mazowieckim drużyny juniorskie zagrały rewanż w ramach eliminacji UEFA Youth League. Tam Duńczycy okazali się o klasę lepsi od Polaków (wynik 1-3), choć z rozmów z młodymi piłkarzami Legii dowiedziałem się, że w Herning, w pierwszym spotkaniu dopiero było widać jak wielką przewagę ma Midtjylland (2-0).
- To lepszy zespół niż Legia - mówił po wtorkowym spotkaniu trener juniorów Legii, Piotr Kobierecki. - Wygrali zasłużenie, wyglądali na bardziej doświadczonych na boisku. Można powiedzieć, że to było spotkanie mężczyzn z chłopcami. Mieli większy spokój w grze. Ciekawi jesteśmy, jak będą wyglądali na tle tych topowych zespołów - dodał.
Postawa młodzieży z Midtjylland była zupełnie inna od seniorów w czwartek. Proste, ale skuteczne schematy gry po skrzydłach. Bardzo dobre współprace poszczególnych formacji i między dwójkami, trójkami piłkarzy. Inteligencja oraz szybkość podejmowania decyzji - pod tym względem między nimi a legionistami była przepaść. Zupełnie jakby do zespołu grającego na minimum pięć kontaktów z piłką przyjechała drużyna z ograniczeniem maksimum trzech. Nie było to spektakularne, ale... klasowe.
Może nie powinienem być zdziwiony, bo akurat akademia Midtjylland już od początku istnienia (2004 rok) imponuje jakością dostarczanych piłkarzy. Pomaga skauting, ale też to, jak przygotowują piłkarzy. Pracują nad każdym elementem, zwracają uwagę na jakość przekazu oraz to, kto szkoli. - Musimy zbudować kulturę wokół naszego klubu. Nie mamy pieniędzy Kopenhagi czy Brondby, więc patrzymy na inne aspekty szkolenia. Patrzymy i pracujemy nad nimi jeden po drugim - mówił poprzedni trener Midtjylland, Glen Riddersholm.
Efekty? Jednym z nich jest Pione Sisto, który w Warszawie rozegrał słabe 45 minut. Jednak 20-latek jest na celowniku wielu angielskich i hiszpańskich klubów. Został wybrany najlepszym piłkarzem Danii w 2014 roku. - Niewielu piłkarzy w tym kraju posiada takie umiejętności jak on. Przypomina mi Christiana Eriksena. Pracuje bardzo ciężko i ma fantastyczną mentalność - zachwalał Sisto Morten Olsen, do niedawna selekcjoner reprezentacji Danii.
Mentalność to ważna sprawa w Midtjylland. Doskonałym przykładem jest kapitan drużyny z czwartkowego meczu i najlepszy zawodnik zespołu rywali, Erik Sviatchenko. 24-letni środkowy obrońca wskazywał kiedyś na rolę Rene Petersena, który jest w klubie już od dłuższego czasu w roli psychologa, coacha dla zawodników akademii. - Bardzo mi pomógł. Jako 19-latek pytałem siebie: "jakim typem obrońcy jestem? Czy w stylu Johna Terry'ego, czy Davida Luiza? Kiedy gram dobrze, a kiedy źle?". I on mi pomógł znaleźć odpowiedzi - tak Sviatchenko chwalił Petersena.
- Wielu młodych piłkarzy ma zdefiniowane cele, ale nie zawsze są świadomi drogi na szczyt. Czasem osiągają sukces, innym razem zawodzą, ale nie wiedzą dlaczego. Stąd musimy rozwijać ich świadomość, a jednym ze sposobów jest rozpoznawanie oraz rozumienie dobrych i złych momentów - mówił Petersen. Tworzą więc piłkarzy inteligentnych, którzy wiedzą, co należy robić w danej chwili, by nie złapać dołka, nie popełnić błędu. We wtorek mądrość widać było zwłaszcza po Gloirem Rutikandze, 18-letnim Kongijczyku. Ofensywny pomocnik strzelił Legii w sumie trzy gole, wyróżniał się na tle kolegów dojrzałością, zwinnością i... luzem. Gospodarze takiego piłkarza po prostu nie mieli.
A jednak zastanowiły mnie słowa trenera Legii o różnicy w dojrzałości. Z czego to wynikało? Z doświadczenia? Ale po stronie Midtjylland wcale nie tak wielu zdążyło już zadebiutować w seniorach. Jonas Gemmer, który już dwa lata temu to osiągnął, jest raczej wyjątkiem. Mads Thychosen zagrał ledwie 11 minut w lidze, Rasmus Lauritsen - siedem. Alexander Munksgaard pojawił się dwa razy.
Zrozumiałem to dopiero patrząc na kartki ze składami przed czwartkowym meczem. Wpisując obok nazwisk piłkarzy Legii i Midtjylland ich wiek uświadomiłem sobie, jak wiele różni te dwa kluby i nawet porażka w rewanżu czy styl gry mistrzów Danii tego nie zmieni. Z dziesięciu najmłodszych zawodników w obydwu "osiemnastkach" meczowych Legii i Midtjylland aż dziewięciu było z zespołu gości. Tylko jeden Ondrej Duda ratował twarz wicemistrzów Polski. Zresztą on jest chlubnym przykładem tego, jak skauting powinien funkcjonować - od pierwszych obserwacji, wynajdywania talentu, przekonywania go do przejścia do Legii, a nawet wyciągania go z kryzysu w jakim znalazł się w 2015 roku.
Różnic jest więcej niż to, że Midtjylland miało zdecydowanie większą liczbę zawodników z akademii, choć to ta Legii działa o kilka lat dłużej. Mimo to Duńczycy mogą chwalić się zapleczem, a nie najbogatszy klub w Polsce, który wciąż myśli o tym, jak i gdzie zbudować bazę treningową. System Midtjylland jest jasno określony, uporządkowany do tego stopnia, że raport każdego piłkarza akademii jest oznaczony odpowiednim kolorem oznaczającym poziom rozwoju. W Warszawie z kolei zastanawiają się w którym kierunku ma iść ich szkolenie, np. do którego roku życia zawodników uznać, że będzie ono wyłącznie komercyjną działalnością Legii. U Duńczyków spójność istnieje, u Polaków jest coraz częściej poddawane w wątpliwość. Przytoczone słowa Sviatchenki czy Petersena najlepiej o tym świadczą.
Patrzmy szerzej - jeden klub ma wizerunek innowatorów, drugi sprawiającego problemy, czy też dostarczającego pieniędzy do kasy UEFA za kolejne kary. Midtjylland ma model pozwalający osiągać wyniki ponad ich możliwości, Legia na pewno wypada poniżej oczekiwań. Gdy Thorup bierze na rezerwę w meczu europejskich pucharów sześciu zawodników w wieku do 21 lat, Czerczesow odsuwa grupkę obiecującej młodzieży od pierwszego zespołu. W Midtjylland (tymczasowym) kapitanem jest wychowanek klubu, w Legii w czwartek był piłkarz, którego większość kibiców miesiąc temu lekką ręką by oddała.
Szefowie mistrza Danii zapewniają, że nigdy nie zwolnią trenera ze względu na pozycję w tabeli, z kolei dla prezesów warszawskiego klubu mistrzostwo na stulecie jest absolutnym priorytetem. Pierwsi trenera dopasowują do modelu funkcjonowania Midtjylland, drudzy gotowi są poświęcić stworzone częściowo i równające do zachodnich standardów struktury zaplecza, byle tylko nowy szkoleniowiec był zadowolony. Skauting Duńczyków to ogromna, ponoć zawierająca zawodników z sześćdziesięciu krajów baza danych. W Legii zdarzyło się, że zawodników do zespołu wybrał prezes.
W czwartek 21-letni Paul Onuachu i rok młodszy Awer Mabil nie zrobili szału, ale zdobyli doświadczenie. Do tego Midtjylland wciąż rozdaje karty w grupie i teoretycznie wystarczy im remis do awansu z grupy, czyli historycznego sukcesu klubu. Jeśli wszystko potoczy się tak, jak powinno, to Pione Sisto wkrótce zmieni klub za kilka milionów euro, by zastąpił go Glorie Rutikanga. Wraz z napływem wychowanków zmieni się też styl dorosłej drużyny Midtjylland, choć efektywność nadal będzie wyżej stawiana od efektowności.
Wkrótce pełnoprawnym liderem zespołu zostanie wspomniany Sviatchenko. On ma już za sobą debiut w reprezentacji Danii, niedawno strzelił też pierwszego gola. Gdy w barwach narodowych występował po raz pierwszy, tym drugim stoperem był Simon Kjaer - pierwszy słynny wychowanek Midtjylland oraz bohater wstępu do książki prezesa klubu, Rasmusa Ankersena ("Kopalnie Talentów"). Zresztą nie dziwi nikogo fakt, że Ankersen tak bardzo dba o akademię swojego klubu. W końcu sam był jej wychowankiem.
Dyskutuj z autorem na jego blogu "Zachodny do tablicy"
Baaaardzo trudne pytania piłkarskie. Tylko dla zapalonych kibiców [QUIZ]