Asekuracja, dojrzałość i Broź - spostrzeżenia po wygranej Legii

Jeszcze żadna drużyna, która rozpoczęła fazę grupową Ligi Europy od dwóch zwycięstw, nie odpadła z dalszej rywalizacji. Czy więc możemy już gratulować Legii Warszawa pucharowej wiosny? Wyjazdowe zwycięstwo nad Trabzonsporem (1-0) nie tylko było miłym zaskoczeniem, lecz także pozwoliło na porównanie z zeszłoroczną przygodą mistrzów Polski.

Bo to przecież właśnie w Trabzonie, niemal jedenaście miesięcy temu, Legia męczyła się niemiłosiernie, okupowała połowę gospodarzy, dominowała, częściej dośrodkowywała i strzelała, ale nawet nie wywalczyła punktu. Dziś role się odwróciły, to Turcy mieli 67 proc. posiadania piłki, 35 wrzutek w pole karne gości, aż 25 uderzeń, w tym 7 celnych. Mistrzom Polski wystarczyły trzy i jedno celne Michała Kucharczyka, plus trochę szczęścia w defensywie oraz idealnie wyczutych interwencji Rzeźniczaka, Dossy Juniora oraz Duszana Kuciaka, by mecz wygrać.

To przede wszystkim świadczy o zmianie w grze Legii, bardziej pragmatycznym podejściu Henninga Berga, choć dalekim od desperacji, którą mimo wszystko dało się dostrzec w kilku blokach czy akcjach w obronie. Przede wszystkim Norweg tak ufa swojej wyjściowej jedenastce, że nie ma zamiaru zmieniać, nie chce zaburzać tej wypracowywanej w ostatnich miesiącach współpracy. Dzisiaj to asekuracja była jednym z najlepszych aspektów w grze legionistów, odpowiedzialność przede wszystkim za to, co robi kolega, a nie własne zagrania.

I z czwórki obrońców na największe pochwały zasłużył Łukasz Broź, który zaliczył najwięcej przechwytów oraz odbiorów (w sumie 12), do tego też cztery wybicia. Nic dziwnego, że Trabzonspor jego stroną szybko zniechęcił się do ataków - tylko sześć z ich prawie 30 dośrodkowań z gry zostało wykonanych właśnie w strefie prawego obrońcy Legii. Miał on też dużo wsparcia od Michała Żyry, który jednak zbyt dużo faulował (osiem razy) i za swoje kiepskie interwencje musiał wcześniej udać się do szatni. Skrzydłowy był zbyt pewnym siebie i chociaż można narzekać na brak wcześniejszej zmiany, to w systemie Legii po prostu musi lepiej bronić - a co dopiero w mocniejszym europejskim klubie, do którego niedługo zapewne wyjedzie.

Wracając do stylu i porównań z zeszłym rokiem - Legia gra teraz tak, jak w poprzedniej edycji Ligi Europy pozwalali jej rywale. Teraz to im brakuje cierpliwości, nie mogą wykorzystać swojej przewagi w posiadaniu piłki. Legioniści z Lokeren i Trabzonsporem mieli zdecydowanie mniejsze posiadania piłki od rywali, w porównaniu z poprzednim rokiem procent średniego posiadania spadł aż o 13 punktów. Rzadko aż takie zmiany zdarzają się drużynom w tak krótkim czasie, lecz warszawiakom po prostu wyszło to na dobre. Niejako ta bardziej zachowawcza taktyka po prostu odpowiada umiejętnościom drużyny, zdecydowanie lepiej działa także na pewność siebie piłkarzy. Rok temu byli pokłóceni, zrezygnowani i kompletnie bez pomysłu na pokazanie się w Europie, dziś z pewną dozą szczęścia są o kilkadziesiąt minut od dziesięciu godzin bez straconego gola w rozgrywkach UEFA. To musi imponować.

Łatwo byłoby krytykować Legię za to, że na 90 minut skupiła się wyłącznie na wybijaniu piłki jak najdalej od własnego pola karnego. Jednak, prawdę mówiąc, także w posiadaniu te pomysły były - akcje z własnej połowy z upływającym czasem wychodziły coraz rzadziej, ale za każdym razem pozwalały obrońcom odpocząć. Najczęściej piłkę mieli i podawali ci, którzy od tego są - Duda zagrał najwięcej razy (35), Vrdoljak i Jodłowiec także byli w samej czołówce. Zwłaszcza przed przerwą było widać jasny plan, wykorzystanie wysoko grającej obrony gospodarzy, najpierw wyciąganie ich stoperów z ruchem Radovicia oraz Dudy do środka boiska, by w ich miejsce mogli wbiec Żyro lub Kucharczyk. Ten drugi swoją okazję zamienił na jedynego gola, wystarczającego, by Legia w Turcji sensacyjnie wygrała. I, co znacznie ważniejsze w dłuższej perspektywie, pewnie też awansowała do dalszej fazy rozgrywek pucharowych. Jeśli dalej będzie grać tak konsekwentnie, z takim poświęceniem, dyscypliną, asekuracją oraz skutecznością w ataku, to na przyklepanie wiosny w Lidze Europy długo nie poczekamy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.