Liga Mistrzów. Messi jak zwykle, Londyn jak nigdy

Zwycięstwo nad Barceloną najhojniejsi recenzenci nazywają najwspanialszym meczem Arsenalu, odkąd półtorej dekady temu objął go Arsene Wenger. Czy w Wojciechu Szczęsnym ten trener znalazł wreszcie kandydata na bramkarza klasy światowej?

Najlepszy serwis o Lidze Mistrzów na Sport.pl ?

Między słupkami londyńska drużyna od dawna miała największy problem. To był jeden z naczelnych zarzutów wobec Wengera - że odmawia obsadzenia bramki kosztownym transferem, nie umie specjalistów od jej chronienia szkolić i w bezrefleksyjnym uporze realizuje swoją pasję stawiania na chłopców nawet tam, gdzie dorosłość jest absolutnie niezbędna. W tym sezonie do meczowej kadry powoływał zazwyczaj 20-letniego Szczęsnego i 25-letniego Łukasza Fabiańskiego (kolejne urodziny obaj będą obchodzić 18 kwietnia).

Tak skromnie doświadczonego duetu bramkarzy nie wystawia żaden czołowy klub na kontynencie (może poza Atletico Madryt), a starszy z Polaków nigdy całkiem do siebie nie przekonał. Bardziej pamięta mu się kardynalne błędy, za które zapłacił przezwiskiem "Flappyhandski", niż mecze dobre i bardzo dobre. Bywał nerwowy, nawet roztrzęsiony, gdy musiał wyfruwać z bramki, by w tłoku łapać dośrodkowywaną piłkę, co rywale skrzętnie wykorzystywali.

Komentatorzy diagnozowali bezlitośnie - bez znaczących inwestycji w bramkarza trofeów, których Arsenal nie zdobywa od 2006 r., nadal nie będzie.

Aż między słupki wtargnął Szczęsny. Wtargnął kilkanaście meczów temu i dyskusja o problemie zamarła. Polak broni z klasą, ale zwrócił na siebie uwagę przede wszystkim pewnością siebie. Pewnością siebie graniczącą z zuchwałością. Koledzy czują się przy nim bezpiecznie, chętnie o tym mówią. - Taki młody, a wygląda, jakby bronił od wieków. Sam mam wrażenie, że stoi za mną od lat. Krzyczy, i to bardzo głośno, informuje o wszystkim, co zauważy. Wspaniały facet - to słowa Johana Djorou, środkowego obrońcy.

Zobacz gole z meczu Arsenal - Barcelona ?

Szwajcar wypowiedział je jeszcze przed środowym wieczorem, w którym Szczęsny nie miał wielu okazji, by ocalić drużynę zapadającą w pamięć paradą. Jeśli się go po meczu z Barcą chwali, to za umiejętne wychodzenie z bramki, by maksymalnie utrudnić strzał rywalowi, za opanowanie, za dojrzałość. W jego wieku do występu w europejskich szlagierach dopuszcza się bramkarzy o talencie wybitnym, na miarę Ikera Casillasa czy Gianluigiego Buffona.

Polak napracował się umiarkowanie, bo cała drużyna nie pozwoliła, by goście po barcelońsku podróżowali z piłką po jej polu karnym. Spełniła obietnicę Samira Nasriego, że Arsenal "nie będzie już tak naiwny jak przed rokiem", gdy u siebie cudem utrzymał remis (2:2) z Katalończykami, a na wyjeździe został znokautowany (1:4). A Wenger odniósł jeszcze jeden osobisty triumf - krytycy jego polityki personalnej żądali nie tylko transferu bramkarza, ale też zaprawionego w bojach środkowego pomocnika, tymczasem w środę bohaterem został edukowany w klubie od dziewiątego roku życia, wciąż nastoletni Jack Wilshere. Najmłodszy piłkarz na boisku działał jak wielofunkcyjna, perfekcyjna w każdym ruchu machina, choć otaczali go najwybitniejsi gracze drugiej linii - mistrzowie świata, mistrzowie Europy, triumfatorzy LM.

Czy Jackowi powiodło się również dlatego, że rywale nie znajdują się w szczytowej formie atletycznej? Kiedy w sobotę Barcelona po 16 zwycięskich kolejkach ligi hiszpańskiej zremisowała w Gijon, wpadkę tłumaczono tzw. wirusem FIFA (jej piłkarze tuż po powrocie ze zgrupowań reprezentacji narodowych zawsze grają słabiej) oraz chwilowym roztargnieniem znużonych wygrywaniem faworytów, którzy wyczekują z niecierpliwością na zbliżające się wyzwanie godne ich sportowej klasy. W środę również jednak zagrała poniżej standardów, do jakich przyzwyczaiła.

Poniżej standardów wypadł nawet Leo Messi, oszałamiający ostatnio snajperską regularnością niewidzianą w futbolu od dekad. Miał szanse strzelić gola, ale nie strzelił, z dystansu uderzał leciuteńko i wprost w rękawice Szczęsnego. W Anglii rozegrał już siódmy mecz, bramki wciąż nie zdobył. W środę jednej nie uznał mu - z powodu spalonego - sędzia. Chyba się pomylił.

Inna hipoteza: barcelończycy zbyt szybko poczuli się zbyt pewnie. Oni wciąż pozostają faworytami, co przyznaje i Wenger, i Josep Guardiola, który wręcz "nie znajduje żadnego powodu", by tracić optymizm. Trener Barcy przywykł, że wiosną w LM na wyjazdach nie wygrywa nigdy, lecz u siebie wygrywa niemal zawsze. A za dwa tygodnie do awansu wystarczy mu drobne 1:0.

Na Camp Nou Szczęsny wolnych chwil już raczej nie wygospodaruje, barcelończycy na swoich trawach ostrzeliwują przeciwników ogniem ciągłym. Będzie wielka gra, wszyscy londyńscy uczestnicy LM są niesłychanie zdeterminowani i wzajemnie się inspirują - we wtorek sensacyjnie wygrał z Milanem Tottenham, potem zwyciężył Arsenal, w przyszłym tygodniu faworytem meczu w Kopenhadze będzie Chelsea. Na trzy miejsca w ćwierćfinałach zasadzają się piłkarze z metropolii, która Pucharu Europy nie zdobyła jeszcze nigdy. A w maju organizuje finał.

Czytaj relację z meczu Arsenal - Barcelona ?

Więcej o:
Copyright © Agora SA