Liga Mistrzów. Bayern czy Inter - kto lepszy?

Gdybyśmy mierzyli, ile umie każdy piłkarz z osobna i ile zebrał doświadczeń, odkrylibyśmy ogromną dysproporcję sił między finalistami. Tyle że oboma dowodzą wielbiciele pracy grupowej, którzy zdobywali już Puchar Europy z graczami bez żadnej renomy. Relacja Z Czuba i na żywo w sobotę już od 20.30 na Sport.pl

Śledź relację na żywo na blogu Rafała Steca ?

Sport.pl na Facebooku! Sprawdź nas ?

BRAMKARZE

Julio Cesar utracił nieomylność, a po lutowym wypadku, w którym rozbił lamborghini i zdrowo się poturbował, dawał nawet powody, by się zastanawiać, czy nie podzieli losu również grającego na San Siro rodaka - Dida uchodził swego czasu za jednego z najlepszych w swoim fachu na świecie, aż dostał w głowę rzuconą z trybun petardą i równie znienacka, jak bezpowrotnie obsunął się w przeciętność. Julio Cesar na razie miewał "tylko" słabsze wieczory i na mundial poleci jako pierwszy bramkarz Brazylii.

Rafał Stec przed finałem Ligi Mistrzów: Wszyscy czekają na skandal

36-letni Hans-Jörg Butt turniej w RPA obejrzy prawdopodobnie z trybun, on sam raczej nie spodziewał się powołania. Ani tego, że zostanie wpuszczony między słupki Bayernu. Awans zawdzięcza rozczarowaniu Michaelem Rensingiem, ale latem klub poszuka piłkołapa dającego większe poczucie bezpieczeństwa na tyłach. Choć Butt wszystkich pozytywnie zaskoczył (co bezcenne, nie traci zimnej krwi pod presją, prędko zapomina o swoich nieudanych zagraniach), to monachijczycy już w półfinale byli drużyną z najsłabszym bramkarzem, dlatego na tej pozycji...

zdecydowaną przewagę ma Inter.

DEFENSYWA

Monachijczycy wystawiają tutaj jednego wybitnego, nigdy nieopuszczającego drużyny Philippa Lahma, który swobodnie czuje się we wszystkich kątach boiska - przyjmie rolę i lewego, i prawego obrońcy, na obu flankach co rusz wyrywa do przodu, by ostrzeliwać bramkę wroga. W środku są Martin Demichelis i wydajny przede wszystkim na cudzych polach karnych Daniel Van Buyten (obaj chimeryczni, solidniejszy ten pierwszy), wspierają ich młodzi debiutujący w dorosłym futbolu na początku tego sezonu (Holger Badstuber) bądź tej wiosny (David Alaba, Diego Contento).

Choćby nie wiem, jak szybko się rozwijali, daleko im do argentyńsko-brazylijskich twardzieli z Mediolanu - fenomenalnego Maicona (dwa razy szersza w barach wersja Lahma), stalowego Javiera Zanettiego oraz Waltera Samuela i Lucio, najbardziej niezawodnej pary stoperów w LM. W fazie pucharowej dali się przechytrzyć tylko kuglarzom barcelońskim (Chelsea zdobyła bramkę po strzale z dystansu), tymczasem monachijczycy tracili gole częściej niż jakikolwiek finalista rozgrywek od czasów Monaco, rewelacji sezonu 2003/04. I choć z czasem uszczelnili grę na tyłach (w półfinale Lyon ani ich tknął), to nawet mimo wymiany w Interze Cristiana Chivu na Zanettiego trudno uznać, że stać ich na wzniesienie przed bramką fortecy tak monumentalnej i zniechęcającej do ataku jak mediolańska. Znów... wyraźna przewaga Interu.

POMOC

Wspomnianą roszadę wymusiła dyskwalifikacja Thiago Motty, jedynego nieobecnego w Interze. Bliżej środka boiska przesunie się Zanetti i wraz z Estebanem Cambiasso stworzy żywą tarczę chroniącą dostępu do pola karnego - zbyt imponującą, by nie zadumać się nad gonitwą myśli, która skłoniła Diego Maradonę do zignorowania obu przy powołaniach na mundial. Klasy im to nie ujmuje, upewniamy się tylko, że w głowie argentyńskiego selekcjonera dzieją się rzeczy niezwykłe.

Przed duetem defensywnym pobiega Wesley Sneijder, czyli najefektywniejszy rozgrywający tej edycji LM. Przed każdym arcyważnym meczem ciężko choruje, by pięć minut przed rozgrzewką zaszokować nagłym złóżkawstaniem i rozstrzygnąć o wyniku. Bayernie, strzeż się, z obozu Interu dochodzą zdumiewające wieści - Holendra nic nie boli. Byłby Sneijder naturalnym kandydatem na bohatera finału, gdyby monachijskich natarć nie oskrzydlał Arjen Robben - jeszcze skuteczniejszy, ale też podniebnie odlotowy w wywijaniu lewą stopą, dzięki niektórym numerom zdolny wzlecieć i nad Messiego.

Bayern będzie groźniejszy na prawej flance (z Lahmem czającym się za Robbenem) - na przeciwległej Hamit Altintop, który prawdopodobnie zastąpi zawieszonego Francka Ribery'ego, skupi się raczej na pościgu za Maiconem. Zwyczaje mediolańczyków, którzy lubią wypowiadać na murawie wojnę, sprzyjają też wojowniczym naturom Marka van Bommela (momentami bezmyślnie brutalny zabijaka, umie przyłożyć z dystansu) oraz Bastiana Schweinsteigera - wszechstronniejszego w tym duecie, najczęściej dotykającego piłki w Bundeslidze, pożądanego już w czołowych klubach Serie A.

Druga linia to jedyny rejon, w którym Bayern przeciwnikowi dorównuje. A jeśli uznać za nadzwyczajną moc rozpędzonego jak nigdy w całej karierze Robbena i użyć fotokomórki, to może nawet... Bayern Inter odrobinkę dystansuje?

ATAK

Znów wszystko jasne. Choćbyśmy wieloma uzasadnionymi pochlebstwami podsumowali sezon błyskawicznie dorastającego, uniwersalnego Thomasa Muellera oraz nigdy nieodpoczywającego Ivicy Olicia (w półfinale ugodził Lyon hat trickiem idealnym - gole strzelał głową, lewą i prawą nogą), to jednak więcej atutów znajdziemy u napastników Interu. W Serie A Diego Milito uzbierał tyle goli, ile obaj wymienieni razem wzięci w Bundeslidze, Samuel Eto'o wyhamował strzelecko tylko na rozkaz Mourinho - teraz tyra w defensywie, ale to wciąż snajper zabójczo niebezpieczny, w dodatku uwielbiający magię wieczorów przykuwających uwagę całej planety. Jako jedyny obok Raula Gonzaleza strzelał gole w dwóch finałach LM, teraz chce zostać pierwszym w historii graczem, który sezon po sezonie sięgnie po potrójną koronę (z różnymi klubami!).

Gdyby nie koszmarny, pokaleczony kontuzjami sezon Miroslava Klosego oraz niezdolność do zniesienia presji najważniejszych gier (co widać i w reprezentacji, i w klubach) Mario Gomeza, już dziś widzielibyśmy monachijczyków królujących w walce powietrznej - każdy czuje się nad trawami pola karnego jak rekin ludojad w morzu pełnym plażowiczów. Niestety, ostatnio nie polują. I przy przeciętnym na tle partnerów, przejętym zimą za darmo Goranie Pandevie, a także jedynym atakującym rezerwowym Mario Balotellim prezentują się marnie. Ten ostatni - sławny zarówno dzięki talentowi, jak i z powodu chuligańskich wybryków - właśnie spokorniał (albo udaje), próbuje wybłagać przebaczenie kibiców i przełożonych (albo udaje), zaczął uczciwie pracować (nie udaje, przy Mourinho się nie da). I też jest w stanie zadać decydujący cios, choć zniechęceni jego notoryczną niesubordynacją komentatorzy jakoś o tym zapomnieli... Przewaga Interu.

TRENERZY

Obaj nie nadawali się do profesjonalnego futbolu jako gracze, obaj naszej metodzie badawczej by nie zaufali - jednostka w oderwaniu od grupy nie ma dla nich wartości, wierzą tylko w pracę zbiorową. Przypomnieliby, z kim zdobywali Puchar Europy. Louis van Gaal dopadł go z dzieciakami Ajaksu Amsterdam (1995), José Mourinho z anonimowymi wtedy graczami Porto (2004). Oba sukcesy oddziela m.in. czas ich współpracy w Barcelonie u schyłku minionej dekady. Ten pierwszy, znany jako fanatycznie skupiony na szczegółach taktyk zrośnięty z notatnikiem, mianował wówczas asystentem tego drugiego, wtedy jeszcze tłumacza, ale już idealnego kandydata na kolejnego fanatycznie skupionego na szczegółach taktyka zrośniętego z notatnikiem. Kiedy Portugalczyk wylądował w Mediolanie, najpierw zezłościł się, że trener Interu nie ma biurka, i zażądał własnego gabinetu.

Van Gaal już przegrywał, Mourinho prawdziwie bolesnej klęski w karierze nie poniósł. Obaj są fachowcami wybitnymi. Podołali wyzwaniom w różnych kulturach piłkarskich, nie tracą głów, gdy sytuacja na boisku robi się trudna. Jeden drobiazg na korzyść van Gaala - jego dzisiejszy rywal reaguje na przebieg gry radykalniej, czasami sprawia wrażenie, jakby chciał zostać bohaterem wieczoru również przez zmianę. Mimo to remis.

JAKI TO BĘDZIE FINAŁ?

Madryccy entuzjaści futbolu, z którymi rozmawiałem, spodziewają się meczu nudnawego, rozstrzygniętego pojedynczą akcją. Nic zaskakującego, w finałach Pucharu Europy najczęściej, bo 15-krotnie, padał wynik 1:0. Gdyby jednak nie paraliżująca, wywołująca lęk przed nieodwracalnym błędem stawka, mielibyśmy powody spodziewać się gry żywej i pełnej wydarzeń. Bayern naciera z zasady, van Gaal - wyrzucający Mourinho dążenie do zwycięstwa kosztem urody spektaklu - nie ma właściwie alternatywy, skoro jego defensywa upodobała sobie posunięcia samobójczo niefrasobliwie.

Inter wbrew stereotypowi też nie wtula się we własne pole karne, lecz uzależnia taktykę od przeciwnika. Nikt inny nie pokonał Barcelony za kadencji Josepa Guardioli przewagą dwóch goli, ale i nikt inny nie oddał tejże Barcelonie piłki na 85 proc. czasu gry na Camp Nou. Wobec nieobecności Ribery'ego Mourinho powinien - choć to czasownik ryzykowny, gdy mówimy o trenerze tak nieprzewidywalnym - wybrać w sobotę opcję bliższą ofensywnej. Nie czekać na swoich włościach, zastosować agresywny pressing na połowie rywala, nie odwlekać ataku zbyt długo, aż do chwili, w której każda akcja, także przypadkowa, może okazać się decydującą. Zwłaszcza że Franz Beckenbauer rozpowiada na lewo i prawo, że Bawarczycy na finiszu sezonu osiągnęli szczytową formę atletyczną i chętnie rozegraliby dogrywkę. A w tej edycji Ligi Mistrzów, co dość niezwyczajne, jeszcze dogrywki nie było...

Typują bukmacherzy

Źródło: Bwin.com

Madryt nie cieszy się z finału Ligi Mistrzównbsp?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.