Widmo Superligi zaciążyło nad obecnym formatem Ligi Mistrzów. Choć bunt tzw. wielkich klubów udało się szybko spacyfikować, gdy ogłosiły one swój projekt niezależnych rozgrywek, to wciąż tli się w Madrycie czy Barcelonie nadzieja, że projekt nie jest jeszcze martwy.
W odpowiedzi na rebelianckie pomysły niektórych klubów UEFA wprowadziła nowy format Ligi Mistrzów. Szef UEFA Aleksander Ceferin zachwalał, że rozgrywki będą ciekawsze i bardziej nieprzewidywalne.
Efekt tej nieprzewidywalności mamy teraz w fazie barażów o awans do 1/8 finału. Z rywalizacji odpadnie albo zwycięzca Ligi Mistrzów z 2024 roku, albo triumfator z 2023 roku. W pierwszym meczu Real wygrał na wyjeździe z Manchesterem City 3:2.
UEFA zadbała jednak, by i w takim wypadku pokonany zespół nie odchodził z Ligi Mistrzów z niczym. Wręcz przeciwnie. Manchester City, choć w fazie ligowej radził sobie tak kiepsko, że zabrakło dosłownie 28 minut, by zakończył rywalizację na tym wstępnym etapie, zarobił więcej niż Aston Villa, która zajęła ósme miejsce i awansowała bezpośrednio do 1/8 finału.
W fazie ligowej ta druga z angielskich drużyn wywalczyła na boisku aż 32 mln euro: 11,2 mln za punkty, 10,5 mln za 8. miejsce i 11 mln premii za udział w 1/8 finału. Manchester City na boisku wywalczył jedynie 12,1 mln euro: 7,7 mln za punkty, 4,4 mln za 22. miejsce i milion za udział w barażu o awans do 1/8 finału. I mimo tak rażącej dysproporcji w walce o premie za zwycięstwa i punkty i tak to City zakończyło fazę ligową o 4,7 mln euro bogatsze niż drużyna z Birmingham.
A wszystko dlatego, że UEFA postanowiła tak dzielić pieniądze, by tzw. wielkie kluby nie straciły zbyt wiele nawet przy kiepskim występie. Dlatego postanowiła, że z ogólnej sumy przeznaczonej na nagrody w Lidze Mistrzów (2,44 miliarda euro), 27 procent podzieli po równo na wszystkich uczestników Ligi Mistrzów, 37,5 procent podzieli według wyników uzyskanych na boisku, a 35,5 procent według tzw. filaru wartości.
To nowy termin w słowniku UEFA. Ów filar wartości ma właśnie za zadanie, by kluby, które etatowo grają w Lidze Mistrzów, miały na starcie zapewnione wysokie wynagrodzenie za sam udział w rozgrywkach. Wysokość tego wynagrodzenia uzależniona jest od trzech rankingów. Pierwszy to ustawienie drużyn według sum, jakie nadawcy z ich krajów płacą za prawa do transmisji Ligi Mistrzów. Liderami tego zestawienia są Francuzi. Canal+ płaci 480 mln euro za sezon. Co prawda nadawcy brytyjscy płacą 567 mln za sezon, ale w tym są nie tylko Anglicy, ale też Szkoci. Muszą się więc podzielić i ustąpić pozycję lidera. Trzeci są Niemcy, a potem Włosi i Hiszpanie.
Drugi ranking, który decyduje o podziale pieniędzy, to klubowy ranking UEFA na podstawie wyników z ostatnich pięciu lat. Trzeci to ranking obejmujący ostatnich 10 lat. Za każdy z tych rankingów drużyny dostają określony udział w puli nagród przeznaczonej dla uczestników Ligi Mistrzów. Podział preferuje więc zespoły z najbogatszych lig i etatowych uczestników rozgrywek. Na starcie PSG miało już zagwarantowane 63,6 mln bez wysilania się na boisku. W poprzednich rozgrywkach, aby zapewnić sobie taką sumkę, trzeba było awansować co najmniej do 1/8 finału.
Manchester City był drugi w tym rankingu kasy na start (63 mln), a Bayern Monachium trzeci (61,9 mln).
Ile drużyny do tej pory zarobiły w Lidze Mistrzów przedstawił profil na portalu X: Football Meets Data:
Ciekawostką tego rankingu jest z pewnością drużyna RB Lipsk, która mimo kompromitujących niemiecką Bundesligę wyników (trzy punkty w ośmiu meczach) zarobiła więcej niż trzynaście wyprzedzających ją w tabeli ligowej drużyn.
Ciekawą refleksję na temat podziału pieniędzy na nagrody w Lidze Mistrzów podzielił się Philippe Auclair z brytyjskiego "Guardiana". Zauważa on, że jeden z celów, który przyświecał UEFA przy tworzeniu nowego formatu Ligi Mistrzów, czyli zachowania znaczenia krajowych rozgrywek, został kompletnie wykoślawiony. Owszem ligi krajowe mają znaczenie, aby uzyskać kwalifikację do Ligi Mistrzów, ale jeden występ w fazie ligowej daje ogromną przewagę klubom, które się tam dostaną. Dotyczy to szczególnie drużyn z Europy B, czyli zespołów spoza wielkiej piątki lig europejskich. Drużyna Young Boys Berno, choć nie zdobyła żadnego punktu, zarobiła w Lidze Mistrzów o 50 procent więcej, niż dostaje cała liga szwajcarska z tytułu sprzedaży praw telewizyjnych. Slovan Bratysława również nie zdobył nawet punktu, a zarobił trzy razy więcej, niż cała słowacka liga zarabia przez cały sezon z tzw. dnia meczowego i transmisji telewizyjnych.
"Te miliony są wystarczające, by kluby mogły sprawować prawie niezwyciężoną kontrolę nad swoimi krajowymi rozgrywkami, ale nie na tyle, by rzucić wyzwanie wielkim bestiom na scenie europejskiej. Wszyscy beneficjenci mają dobre powody, by utrzymać istniejące status quo" - pisze Auclair.
Nowa Liga Mistrzów może więc wytworzyć to, czego chciała uniknąć: elitarną grupę drużyn, która zyska gigantyczną przewagę nad krajowymi rywalami. W ten sposób będące w kryzysie krajowe rozgrywki, który widać choćby po malejących wpływach z tytułu transmisji telewizyjnych, jeszcze bardziej stracą na atrakcyjności.
Dlatego trudno się dziwić, że nawet szef ligi hiszpańskiej Jaiver Tebas mówi: Gdyby dziś odbyło się głosowanie, zagłosowałbym przeciwko nowej Lidze Mistrzów. Średnie i małe ligi w Europie, które sprzedawały ostatnio swoje krajowe prawa telewizyjne, takie jak Belgia, straciły 20 procent swojej wartości. We Włoszech straciły 10 procent, podczas gdy Liga Mistrzów wzrosła. La Liga ma się dobrze, ale straciła na znaczeniu na rynku azjatyckim. Kiedy spotykasz się z nabywcami praw audiowizualnych, mówią: "Mam już Ligę Mistrzów w ciągu tygodnia, więc w weekend kupuję Formułę 1 i motocykle. Nie potrzebuję ligi krajowej".
Te problemy na razie nie dotyczą ekstraklasy. Występ w europejskiej elicie to na razie za wysokie progi dla naszych drużyn. Ciekawie jednak byłoby zobaczyć, czy Lech, Legia, Jagiellonia, Raków czy jakiś inny zespół umiałby odjechać reszcie ligi za pieniądze z Ligi Mistrzów. Jedną okazję Legia już spaprała. W sezonie 2016/17 zarobiła kosmiczną jak na polskie realia kwotę 27,2 mln euro, ale "niezwyciężonej kontroli" nad resztą ekstraklasy po tym fakcie nie sprawowała.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!