Gdy w 69. minucie Robert Lewandowski był ściągany z boiska, wyglądał na zdziwionego. "Ale że ja?!" - zdawało się, że pytała jego mina. Polak schodził w kierunku szatni ze spuszczonym wzrokiem. Nawet specjalnie nie chciał patrzeć na Hansiego Flicka, który stał przy linii bocznej. Trener Barcelony klepnął Lewandowskiego w plecy, a ten od razu poszedł dalej. Nie wyglądał na zadowolonego, ale trudno, żeby był zadowolony, bo to nie był dobry mecz w jego wykonaniu.
W pierwszej połowie meczu Barcelony z Atalantą w Lidze Mistrzów Lewandowski mógł się czuć jak w spotkaniu reprezentacji Polski. 36-letni napastnik harował na całej długości i szerokości boiska, ale jego ciężka praca nie przynosiła wymiernych korzyści dla drużyny.
I o ile zaraz po przerwie pojawiła się nadzieja na lepszą ocenę środowego występu Lewandowskiego, o tyle ta nadzieja równie szybko zgasła. Zwłaszcza po kuriozalnym pudle z 60. minuty. Pudle, które miało wpływ na ostateczny wynik spotkania. Chociaż remis 2:2 nie wpłynął na sytuację Barcelony, która i tak zagra w 1/8 finału Ligi Mistrzów, to krytycy Lewandowskiego otrzymali kolejne argumenty.
Chociaż Lewandowski jest liderem klasyfikacji strzelców La Liga i Ligi Mistrzów, to w ostatnich tygodniach musiał się mierzyć z krytyką mediów i kibiców. Wszystko przez wyraźny spadek formy, którą Polak zachwycał na początku obecnego sezonu.
W ostatnich tygodniach nie było już jednak tak dobrze. Skuteczność Lewandowskiego wyraźnie spadła, a gdy już zdobywał bramki, robił to przede wszystkim z rzutów karnych. Tak jak w Superpucharze Hiszpanii (5:2) przeciwko Realowi Madryt czy dwukrotnie w zeszłotygodniowym meczu z Benficą w Lidze Mistrzów (5:4), w którym zmarnował jeszcze co najmniej dwie dogodne okazje do strzelenia gola z gry.
"Luis Cobos z OKdiario wytykał, że 'Lewandowski wyłącza się w Barcelonie' i krytykował Polaka za ostatni spadek formy. W pierwszych 11 kolejkach La Ligi Lewandowski strzelił 14 goli. W ośmiu kolejnych zaledwie dwa. Zdaniem autora słaba skuteczność napastnika przełożyła się na fatalne wyniki Barcelony, która z pozycji lidera spadła na trzecie miejsce" - pisał na Sport.pl Michał Kiedrowski.
Doszło już nawet do tego, że gdy w niedzielę Barcelona rozbijała w pył Valencię (7:1), czemu Lewandowski przez godzinę przyglądał się z ławki rezerwowych, media społecznościowe zalała fala komentarzy, że drużyna Flicka wygląda lepiej bez polskiego napastnika. Ten potrzebował jednak raptem sześciu minut, by odpowiedzieć i zamknąć usta krytykom.
Lewandowski wszedł na boisko w drugiej połowie i chwilę później cieszył się z 17. gola w La Liga w tym sezonie. I pierwszego z gry od 4 stycznia, kiedy dwukrotnie pokonał bramkarza czwartoligowego Barbastro (4:0). Na bramkę z gry w lidze Lewandowski czekał od 7 grudnia. Po środowym meczu z Atalantą Polak musi być jednak gotowy na kolejną porcję krytyki.
Była 21. minuta spotkania w Barcelonie, kiedy Lewandowski niespodziewanie pojawił się na wysokości pola karnego Wojciecha Szczęsnego. Nie, 36-letni napastnik nie pojawił się tam, by pomóc kolegom w obronie własnej bramki. Lewandowski zszedł tak nisko, by pomóc w rozegraniu ataku pozycyjnego, by w końcu mógł dotknąć piłkę.
To był dopiero jego 11. kontakt z nią w tym meczu. Tylko jeden miał w polu karnym Atalanty. Poza tym Lewandowski rozgrywał na skrzydłach, w środku pola, pod własną bramką. I to rodziło w nim frustrację. Lewandowski dał jej upust po 25 minutach gry, bezradnie rozkładając ręce po tym, jak Alejandro Balde nie podał mu piłki.
Nie można powiedzieć, że Polak był kompletnie niewidoczny, że mu się nie chciało. Wręcz przeciwnie, Lewandowski biegał, starał się pomagać w rozegraniu, ale z tej pomocy niewiele wynikało. Tak samo jak z nielicznych obecności napastnika w polu karnym Atalanty.
W 14. minucie Lewandowski dostał nie najlepsze podanie od Frenkiego de Jonga. Zamiast od razu oddać strzał na bramkę Atalanty, Polak zdecydował się na przyjęcie piłki. I zrobił to tak kiepsko i wolno, że piłkę spod nóg spokojnie wybił mu Sead Kolasinac. 20 minut później Lewandowski mógł zdobyć bramkę głową, ale przegrał decydujący pojedynek z Beratem Djimsitim.
Początek drugiej połowy dał nadzieje na lepszy moment kapitana reprezentacji Polski. Już w 47. minucie Lewandowski zszedł po piłkę do środka pola i zagrał na lewe skrzydło do Raphinhi, który asystował przy bramce Lamine Yamala na 1:0.
Udział przy golu 17-latka mógł być dla Lewandowskiego początkiem dużo lepszej części gry. Ostatecznie okazał się tylko jednym z nielicznych, dobrych momentów w środowy wieczór. Momentów, które z pewnością przyćmi sytuacja z 60. minuty meczu.
To wtedy Lewandowski zaimponował dwójkową akcją z Raphinhą, ale też zadziwił komicznym pudłem. To była sytuacja, którą Polak zwykle zamieniał na bramkę z zamkniętymi oczami. Wydawało się, że po dobrym podaniu Brazylijczyka Lewandowskiemu nie zostało nic, jak tylko uderzyć z bliska i cieszyć się z gola. Ale on tę sytuację utrudnił sobie najbardziej, jak mógł.
Lewandowski, zamiast strzelić, próbował przyjąć piłkę. Ta zaplątała mu się między nogami, powodując upadek napastnika. Polak jeszcze starał się wbić piłkę do bramki w pokracznej pozycji, ale wszystko na nic. Zamiast kolejnego gola było wielkie niedowierzanie.
To wszystko w momencie, w którym Lewandowski mógł podwyższyć na 2:0 i prawdopodobnie zamknąć ten mecz. A skończyło się tylko remisem 2:2. Co gorsza, Barcelona drugą bramkę zdobyła w 71. minucie, czyli raptem 120 sekund po tym, jak Lewandowskiego na boisku zmienił Ferran Torres. Ci, którzy uważają, że drużyna Flicka funkcjonuje lepiej bez Polaka, znów otrzymali argumenty do dyskusji.