UEFA zrobiła to już po północy. Szczęsny może być dumny. No i co hejterzy?

Michał Kiedrowski
Wojciech Szczęsny po tym, jak skończył karierę, zdążył ograć Real Madryt, zgarnąć z Barceloną puchar, a teraz przeszedł do historii Ligi Mistrzów. Pół żartem pół serio można pogratulować formy na emeryturze. A całkiem na poważnie - wbrew wielu kibicom, którzy już Szczęsnego pogrzebali, to zdał on egzamin u Hansiego Flicka i będzie pojawiał się w bramce Barcelony częściej.

Tuż przed pierwszą w nocy z wtorku na środę oficjalne konto UEFA Champions League na portalu X  wrzuciło najlepsze obrony bramkarzy w pierwszej serii siódmej kolejki Ligi Mistrzów. Top 3 bramkarskich fajerwerków otworzył Wojciech Szczęsny. Polak przy stanie 4:4 zatrzymał atak Benfiki Lizbona i w sytuacji sam na sam pięknie obronił strzał Angela Di Marii. Dzięki tej interwencji Barcelona dostała szansę, by rozstrzygnąć mecz na swoją korzyść. I prezent od Szczęsnego Barcelona wykorzystała. Nawiasem mówiąc, parada polskiego bramkarza klubu ze stolicy Katalonii nie była jedynym polskim akcentem w poście UEFA. Zaraz po Szczęsnym można było obejrzeć świetną interwencję bramkarza Monaco, Radosława Majeckiego, w meczu z Aston Villą.

Flick podsumował występ Szczęsnego na konferencji po meczu

Wracając do Szczęsnego, nie powinien też nam umknąć fakt, że to właśnie po jego interwencji w doliczonym czasie gry Barcelona przeprowadziła kontrę, którą zwycięską bramką zakończył Raphinha. Bilans meczu nie jest więc tak niekorzystny, jakby chcieli niektórzy. Możemy tylko ubolewać, że wideo z paradą Szczęsnego miało tylko niecałe 750 tys. wyświetleń, choć profil UEFA Champions League obserwuje ponad 53 mln użytkowników. 

Zobacz wideo

Niemniej jednak, choć Szczęsny ma na sumieniu fakt, że mecz Barcelony z Benficą był tak dramatyczny, to jednocześnie w poważnym stopniu przyczynił się do tego, że goście wywieźli z Lizbony trzy punkty. Polak twórczo zastosował pragnienie wielkiego Johana Cruyffa, byłego piłkarza i wieloletniego trenera Barcelony, który mawiał: - Wolę wygrać 5:4 niż 1:0.  

Na mecz z Benficą nie można patrzeć tylko z punktu widzenia błędów Szczęsnego. I doskonale sobie z tego zdawał sprawę trener Hansi Flick, gdy po meczu mówił dziennikarzom o Polaku: - Popełniał błędy, ale wszyscy zawodnicy w pierwszej połowie popełniali błędy! Uratował nas w drugiej połowie. Razem wygrywamy i razem przegrywamy!

Nie chodzi o to, jakie błędy Szczęsny popełnił, ale jak na nie zareagował

Z perspektywy Flicka Szczęsny zdał egzamin z Ligi Mistrzów. Nie chodzi przecież o to, jakie błędy popełnił, ale jak na nie zareagował. I choć nie brakuje kibiców Barcelony, którzy już Szczęsnego pogrzebali, to jednak wygląda na to, że Polak wciąż będzie pojawiał się w bramce Barcelony. Kolejną okazję będzie mieć za tydzień, gdy drużyna ze stolicy Katalonii będzie podejmować Atalantę. Dla gospodarzy to będzie już tylko mecz o prestiż i premię od UEFA, podstawowe zadanie w Lidze Mistrzów już wykonali. Zajęli miejsce w pierwszej ósemce i dostaną wolny los w pierwszej rundzie play-off. 

Trudno jednak oczekiwać, że nawet najlepszy występ Szczęsnego w Lidze Mistrzów zachwieje rankingiem bramkarzy w Barcelonie. Na razie Inaki Pena jest niekwestionowanym numerem jeden. I choć Barcelona przeżywa bardzo trudny okres w lidze (jedno zwycięstwo w ostatnich dziewięciu meczach), to on jest ostatnim, którego można za ten kryzys winić. Z drugiej strony Flick wie, że jakby co, to musi mieć w zanadrzu przygotowanego do gry Szczęsnego. Dlatego dał Polakowi grać w meczach, w których ewentualne jego błędy nie miałyby dojmujących skutków dla pozycji klubu. Puchar Króla czy Superpuchar, choć prestiżowe są na pewno, dla Barcelony znaczą mniej niż ligowe punkty. Nawet mecz z Benfiką był dla klubu z Katalonii z gatunku tych, w których na stratę punktów można sobie od biedy pozwolić. Nawet bez zwycięstwa w Lizbonie Barcelona wciąż miałaby szansę zapewnić sobie miejsce w top 8 na koniec fazy ligowej Ligi Mistrzów. 

Barcelona wygrała wszystkie mecze, w których bronił Szczęsny

Najbardziej zabawni są wszyscy ci, którzy grzebią już Szczęsnego. Wypada odpowiedzieć im, że Polak już był pogrzebany, ale sobie z tego grobu wstał i dalej pisze swoją legendę, o której nawet nie marzył. Teraz grzeje się w słonecznej Katalonii, występuje w znanej na całym świecie drużynie u boku swojego kumpla Roberta Lewandowskiego i jeszcze za to mu płacą. Dość niewiele co prawda jak na standardy europejskiej czołówki, ale wciąż. W dodatku jak ktoś chciałby go skrytykować, to może wyciągnąć statystyki i powiedzieć: hola, hola, hejterzy, jak na razie Barcelona wygrała wszystkie mecze, w których broniłem. 

Nie mieli racji ci, którzy widzieli w Szczęsnym etatowego bramkarza, gdy Polak przychodził do klubu, nie mają racji ci, którzy uważają, że były zawodnik Arsenalu i Juventusu swoją szansę na kolejne mecze stracił. A rola Polaka w klubie wciąż pozostaje ta sama. Jest drugim bramkarzem, który daje drużynie pewność, że gdy mało doświadczony pierwszy golkiper zanotuje obniżkę formy, zespół na miejscu będzie miał godnego zastępcę.  

Więcej o: