Robert Lewandowski pomimo 36 lat na karku rywalizuje o koronę króla strzelców Ligi Mistrzów i po pięciu kolejkach był jej liderem. Na tej pozycji został także po wtorkowych spotkaniach, a sam wkroczył do gry w środę. Czy Polakowi udało utrzymać się tę pozycję?
Po wtorkowej rywalizacji powody do niezadowolenia mogło mieć kilku kandydatów do wygrania korony strzelców Ligi Mistrzów. Harry Kane nie zagrał z powodu kontuzji, Viktor Gyokeres nie zdobył gola w meczu Sportingu Lizbona z Club Brugge, a Florian Wirtz z Bayeru Leverkusen nie był w stanie pokonać bramkarza Interu Mediolan. Przez to obaj pozostali z dorobkiem pięciu trafień.
Dogonił ich z kolei Vinicius Junior, który zdobył bramkę w meczu Realu Madryt z Atalantą i również miał na koncie pięć goli. O jedno trafienie mniej miał Michael Olise z Bayernu Monachium po dublecie z Szachtarem Donieck. Wszyscy ci zawodnicy znajdowali się więc w ścisłej czołówce strzelców.
Do tego grona w środę dołączyli Julian Alvarez i Antoine Griezmann z Atletico Madryt. Pierwszy zdobył jedną, a drugi dwie bramki przeciwko Slovanowi Bratysława, dzięki czemu powiększyli swój dorobek do czterech goli.
O 21:00 do gry wskoczyli z kolei Lewandowski i Erling Haaland, czyli absolutni faworyci do wygrania korony króla strzelców. Obaj jednak nie trafili do siatki rywali. Bramkę jako pierwszy strzelił jednak nieoczywisty kandydat - Raphinha, dla którego był to szósty gol. Brazylijczyk tym samym zbliżył się do Lewandowskiego na zaledwie jednego gola. Gorszy nie chciał pozostać Serhou Guirassy z Borussii Dortmund, który w tym samym meczu ustrzelił dublet i również ma na koncie sześć trafień. Raphinhi jednak nie wyprzedził, bo ma na koncie mniej asyst niż Brazylijczyk.
W środowy wieczór bramkę dołożył też Dusan Vlahović i wskoczył do czołowej dziesiątki klasyfikacji. Podobnie jak Bukayo Saka, który dwoma golami zrównał się z Serbem i Jonathanem Davidem. Z całej trójki Anglik ma jednak więcej asyst, dlatego zrównał się z Griezmannem, a nie z Davidem i Vlahoviciem.