Ten samobój przejdzie do historii Ligi Mistrzów. Absolutne kuriozum!

To jest wieczór kuriozalnych sytuacji w Lidze Mistrzów! Najpierw pudło sezonu w starciu Sturmu Graz z Gironą, a teraz coś takiego. Koszmarny błąd Camerona Cartera-Vickersa dał Clubowi Brugge prowadzenie w Glasgow z Celtikiem 1:0. Amerykanin zaliczył gola samobójczego, który spokojnie może kandydować do absurdu roku. Pocieszać może się jedynie tym, że jego zespół ostatecznie nie przegrał.

Niesamowite rzeczy dzieją się w środę 27 listopada w Lidze Mistrzów. Najpierw w starciu Sturm Graz - Girona zobaczyliśmy pudło, które niemal złamało prawa fizyki. Zawodnik gości Ivan Martin nie trafił w 23. minucie do pustej bramki z metra! W dodatku to nie było tak, że Hiszpan ledwo dotknął w piłkę, czy się z nią w ogóle minął. Dotknął. I to tak, że przeniósł ją nad poprzeczką. Niemożliwe? Otóż możliwe. 

Zobacz wideo Rafał Sobański komentuje porażkę z Warszawą. "Szanse były, ale ich nie wykorzystywaliśmy"

Bardziej absurdalnie niż w Grazie się nie da? A jednak!

Wtedy jednak nie wiedzieliśmy jeszcze, że to wcale nie będzie największy absurd wieczoru. Martina przebić postanowił Cameron Carter-Vickers. Amerykański środkowy obrońca wyszedł w podstawowym składzie Celtiku Glasgow na mecz z Clubem Brugge. W 26. minucie zrobił jednak coś, czego absolutnie nikt nie mógł się spodziewać, na czele z bramkarzem.

Warto wiedzieć komu się podaje i jak

Naciskany przez graczy z Brugii stoper postanowił wycofać piłkę do golkipera. Problem w tym, że nie upewnił się jak ustawiony jest Kasper Schmeichel, a ten nie znajdował się wówczas w świetle bramki. Carter- Vickers posłał jednak podanie w ciemo i skończyło się to dokładnie tak, jak powoli można się domyślić.

Piłka wpadła do siatki, bo "strzał" okazał się wręcz nad wyraz precyzyjny. Schmeichel nie zdążył jej wybić, a Amerykanin zanotował jednego z najbardziej komicznych goli samobójczych, jakie Liga Mistrzów kiedykolwiek widziała. Wyprowadził tym samym rywali na prowadzenie 1:0. Ostatecznie Amerykanina przed kompletnym zawaleniem meczu uratował w 62. minucie Daizen Maeda, a Celtic zremisował 1:1. Coś nam się jednak wydaje, że to nie pomoże defensorowi zapomnieć o wpadce, która nieraz mu się w koszmarach przyśni.

Więcej o: