Wieczór z Ligą Mistrzów w środę 27 listopada rozpoczął się m.in. w Austrii, a konkretnie w Grazie. Tamtejszy Sturm był w gronie zespołów bez choćby punktu po czterech kolejkach. Przegrywali zarówno mniej (Sporting Lizbona, Borussia Dortmund), jak i nieco bardziej (Brest, Club Brugge) zaskakująco. Tak czy inaczej, tylko ogranie Girony mogło ich jeszcze podłączyć do realnej walki o Top 24. Katalończycy z kolei wcześniej ograli wyłącznie Slovan Bratysława (2:0) i z trzema punktami także mocno potrzebowali następnego triumfu, by zwiększyć swe szanse na awans.
Tutaj do przerwy nie obejrzeliśmy ani jednego gola. A powinniśmy byli! Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie zna Ivan Martin. Piłkarz Girony miał w 23. minucie 1000-procentową okazję na bramkę. Mianowicie znalazł się z piłką metr przed pustą bramką. I przeniósł futbolówkę nad poprzeczką. Jak to w ogóle fizycznie dało się wykonać? Nie wiadomo.
Kimś, kto nie spudłował w świetnej sytuacji był za to Mika Biereth. Duński napastnik Sturmu w 60. minucie skutecznie dobił z kilku metrów piłkę "wyplutą" przez bramkarza Paulo Gazzanigę i dał gospodarzom prowadzenie. Prowadzenie, które Sturm dowiózł do końca meczu. Girona próbowała na wszelkie sposoby, ale podobnie jak wilk z bajki o trzech świnkach, chuchała i dmuchała, ale nijak nie potrafiła sforsować defensywy rywali.
Sturm wygrał i nadal jest w grze o awans do Top 24. Ich sytuacja jest nadal bardzo trudna, bo trzy punkty to niewiele. Jednak z zerem byliby już praktycznie poza Ligą Mistrzów. Przed nimi jeszcze wyjazdowe starcia z Lille oraz Atalantą i domowy mecz z Lipskiem. Girona? Znacznie utrudniła sobie dalszą walkę, a Ivan Martin będzie się bardzo długo zastanawiał, jakim sposobem złamał prawa fizyki i nie trafił z metra.