W Belgradzie naprzeciwko siebie stanęły Crvena zvezda i Stuttgart. Serbowie przegrali wszystkie cztery dotychczasowe mecze, a w dodatku w większości wysoko. Bilans bramek 4:16 mówił sam za siebie. Stuttgart z kolei zaszokował świat, ogrywając Juventus w Turynie 1:0, jednak pozostałe trzy starcia to tylko jeden punkt. Oba zespoły musiały wygrać, jeśli chciały powalczyć o awans do 1/8 finału.
Mecz lepiej zaczęli goście. Już w 5. minucie precyzyjnym strzałem z obrębu pola karnego popisał się Ermedin Demirović. Bośniak dał Stuttgartowi prowadzenie, ale to były jedyne dobre wieści dla tego klubu do przerwy. Dlaczego? Ano dlatego, że Crvena jeszcze w pierwszej połowie odpowiedziała i to dwa razy.
Najpierw w 12. minucie zza szesnastki trafił Silas Katompa Mvumpa. Co ciekawe jest to zawodnik do Crveny wypożyczony. Skąd? Otóż ze... Stuttgartu. Bramka "pół-samobójcza" można powiedzieć, ale dała wyrównanie. W 34. minucie drugiego gola dla gospodarzy zdobył Rade Krunić, idealnie odnajdując się w polu karnym po dośrodkowaniu Seola Young-Woo.
Po przerwie gola numer trzy dorzucili gospodarze. W 65. minucie Mirko Ivanić wykorzystał niezdecydowanie obrońców i bramkarza rywali, z najbliższej odległości głową umieszczając piłkę w siatce. Mało? Serbom mało! Oto bowiem minuta 69., ekspresowa kontra i skuteczne wykończenie Nemanji Radonjicia.
Koniec, zgaszone światło, Stuttgart mógł się pakować. Zresztą nie bardzo mieli już pomysł na choćby próbę cudownego powrotu. Gospodarze jeszcze ich dobili piątym trafieniem, a drugim Radonjicia w 88. minucie. Crvena zvezda wygrała ostatecznie 4:1 i sprawiła, że nadal może marzyć o wejściu do Top 24. Przed nimi starcia kolejno z Milanem, PSV i Young Boys. Łatwo nie będzie, ale po dzisiejszym meczu potencjał jest.