Choć rozgrywany w Brugii, mecz Club Brugge z Aston Villą mógł mieć tylko jednego faworyta. Zespół z Anglii wygrał wszystkie trzy dotychczasowe mecze w tej edycji Ligi Mistrzów. Udało im się pokonać nawet sam Bayern Monachium (1:0), więc jak dotąd zdecydowanie byli rewelacją całych rozgrywek. Belgowie z kolei wygrali na wyjeździe ze Sturmem Graz 1:0, ale już Borussia Dortmund (0:3) i AC Milan (1:3) okazywały się lepsze od zespołu Michała Skórasia.
Drużyna z Brugii tanio jednak skóry sprzedać nie zamierzała. Do przerwy pozwolili rywalom na oddanie tylko jednego celnego strzału i na tablicy wyników utrzymywał się wynik 0:0. Za to kilka minut po rozpoczęciu drugiej połowy stało się coś, czego w pełni racjonalnie wytłumaczyć się nie da. Jednak co ciekawe coś podobnego już widzieliśmy i to niedawno. Choć niekoniecznie w Lidze Mistrzów.
W 50. minucie meczu grę od bramki wznawiał golkiper Aston Villa Emiliano Martinez. Argentyńczyk wypuścił sobie piłkę i podał ją w stronę stopera Tyrone'a Mingsa. Nie mógł się jednak spodziewać, że Anglik... nagle złapie ją w ręce i ustawi na piątym metrze! Gracze Club Brugge natychmiast zaczęli protestować, domagając się rzutu karnego. Sędzia przez chwilę sprawiał wrażenie, jakby sam nie wiedział, co tu się właściwie stało, ale chwilę później podyktował jedenastkę.
Mings był skołowany, piłkarze Aston Villi też nie mogli w to uwierzyć, ale rzeczywistość była nieubłagana. Martinez podał Mingsowi piłkę poza linię piątego metra, czyli wedle przepisów wznowił grę. Anglik jednak najwyraźniej uznał, że akcja nie została wznowiona (a przynajmniej tak można założyć) i postanowił poprawić futbolówkę, ustawiając ją na piątym metrze. Tak oto zostaliśmy świadkami jednego z najbardziej absurdalnych rzutów karnych w historii całych rozgrywek. Jedyne szczęście Anglika polegało na tym, że nie dostał za to żółtej kartki. Gdyby tak się stało, byłaby to jego druga w meczu i do wyjątkowo głupiego karnego, dorzuciłby jeszcze głupszą czerwoną kartkę.
Co ciekawe, coś identycznego ujrzeli na początku października fani w 2. Bundeslidze w meczu Magdeburga z Greuther Furth (2:2). Tyle że wtedy taka sytuacja miała miejsce aż dwa razy w jednym starciu, po razie w każdej z drużyn. Ostatecznie karnego dla Club Brugge wykorzystał Hans Vanaken, a Belgowie wyszli na prowadzenie 1:0, które dowieźli do końca, odnosząc niespodziewane zwycięstwo, w jeszcze mniej spodziewanych okolicznościach.