Oto co się stało, kiedy pokazali Szczęsnego. "Muszą nam państwo uwierzyć"

Dawid Szymczak
Łatwo, gładko i przyjemnie. Robert Lewandowski strzelił dwa najłatwiejsze gole w karierze, a Barcelona pokonała Young Boys 5:0 i dopuściła ich zaledwie do jednego celnego strzału. Siedzący na trybunach Wojciech Szczęsny zmęczył się więc tak samo, jak stojący w bramce Inaki Pena.

Już jedna z pierwszych akcji Barcelony nadawała się do oprawienia w ramkę, a dzieło zwieńczył Robert Lewandowski. Zanim jednak dołożył nogę do piłki i z dwóch metrów wbił ją do pustej bramki, Barcelona wymieniała siedem podań w zaledwie dziewięć sekund. Grała niezwykle efektownie - bez przyjęcia, w tempo, niemal wyłącznie do przodu. Na koniec Lamine Yamal podał w pole karne do Raphinhi, a on wstrzelił piłkę na dalszy słupek, gdzie dobiegł do niej polski napastnik. Reszta była formalnością. 

Zobacz wideo Wielu piłkarzy wracało z emerytury, ale powrót Szczęsnego może być wyjątkowy

Robert Lewandowski strzelił najłatwiejsze gole w karierze

Przy zdobyciu drugiej bramki poziom trudności nie wzrósł ani odrobinę. Tym razem Pedri dośrodkował piłkę z rzutu rożnego, a Inigo Martinez zgrał ją tuż przed bramkę. Lewandowski nadbiegł w idealnym momencie i z metra, może dwóch, wbił ją do pustej bramki. Komentujący to spotkanie Tomasz Ćwiąkała uśmiechał się, że Lewandowski strzela tego wieczoru najłatwiejsze gole w karierze. Warto jednak zauważyć, że Polak w obu tych akcjach był dokładnie tam, gdzie być powinien. W ostatnich tygodniach to zresztą norma. Napastnicy nie lubią określenia, że piłka szuka ich w polu karnym, bo w istocie to zawsze oni szukają jej. Jeśli przychodzi im to tak naturalnie i lekko, tym bardziej zasługują na szacunek. Przeciwko Young Boys - w dziesiątym meczu tego sezonu - Lewandowski strzelił ósmego i dziewiątego gola. To bezwzględny dowód jego wysokiej formy.

Ale Lewandowski rozkwitł pod okiem Hansiego Flicka także dlatego, że świetnie grają niemal wszyscy piłkarze, którzy go otaczają. Raphinha jeszcze nigdy nie był tak skuteczny, do wysokiej formy wraca Pedri, a żadnego piłkarza na świecie nie obserwuje się dziś z większą przyjemnością i podziwem niż Yamala, który niemal co mecz strzela gole lub ma asysty (dziewięć na dziesięć ostatnich spotkań Barcelony z udziałem przy bramce). Z Young Boys grał tak, jakby chciał, żeby lewemu obrońcy - Jaouenowi Hadjamowi zakręciło się w głowie. Mijał go raz, a za chwilę zawracał, by okiwać go raz jeszcze. I jedynym sposobem, by go zatrzymać, wydawał się faul. Mógł się tak bawić, bo przewaga Barcelony była absolutna, a wynik nawet przez chwilę nie wydawał się zagrożony. Jeszcze przed przerwą Raphinha strzelił gola na 2:0, a Inigo Martinez po dośrodkowaniu z rzutu wolnego podwyższył prowadzenie na 3:0. 

Szczęsny na trybunach, Pena w bramce. Zmęczyli się tak samo, czyli wcale

- Muszą nam państwo uwierzyć, że akurat, jak zniknęliśmy z anteny na reklamy, realizator pokazał nam Wojciecha Szczęsnego, który jutro ma podpisać kontrakt - powiedział już w pierwszych sekundach transmisji komentator "Canal+". Ale "dzień Szczęsnego" wypada w Barcelonie dopiero w środę, gdy ma podpisać kontrakt i oficjalnie dołączyć do nowego zespołu. We wtorkowy wieczór najważniejsza była piłka i odrobienie strat do najgroźniejszych rywali po zaskakującej porażce w pierwszej kolejce przeciwko AS Monaco.

Choć Hansi Flick wydawał się po tamtym meczu bardzo spokojny i powtarzał w wywiadach, że dzięki reformie Ligi Mistrzów jego zespół ma przed sobą jeszcze siedem szans, by wyprostować sytuację, to jednak wpadka w Księstwie wyraźnie wpłynęła na jego decyzje w ostatnich dniach. W weekend, przeciwko Osasunie, wystawił niemal wyłącznie rezerwowych. I przeszarżował, bo Barcelona przegrała (2:4) pierwszy ligowy mecz w tym sezonie. - Wprowadziliśmy zmiany w składzie ze względu nam mecz Ligi Mistrzów - nie ukrywał Niemiec. Kolejna strata punktów w tych rozgrywach nie wchodziła w grę. 

Barcelona podeszła do sprawy poważnie. Zwycięstwo przyklepała już w pierwszej połowie. Po przerwie szansę mogli więc dostać zmiennicy - m.in. chcący się odbudować Ansu Fati i wracający po kontuzji Frenkie De Jong. To był dla nich idealny mecz - czterobramkowe prowadzenie, pełna kontrola i wyraźnie słabszy rywal. Piłkarze Young Boys odstawali od Barcelony pod każdym względem. A zwieńczeniem tego był samobójczy gol na 5:0 Mohameda Camary. Właściwie siedzący na trybunach Wojciech Szczęsny i stojący w bramce Inaki Pena spędzili ten wieczór identycznie - przyjechali na stadion, obejrzeli mecz i nawet się nie spocili. 

Więcej o: