REKLAMA
Advertisement

Wstyd i żenada. UEFA odkryła prawdę o Polsce. "Jesteśmy frajerami"

Michał Kiedrowski
Gdyby w europejskiej piłce przyznawano nagrody dla nieudaczników roku, polskie kluby śmiało mogłyby startować w tej rywalizacji. W całej Europie nie ma takiego drugiego kraju, który by tak słabo wykorzystywałby swój potencjał.

Co roku UEFA publikuje raport "The European Club Finance and Investment Landscape". To wielostronicowe opracowanie finansowe, które pokazuje, jak radzą sobie europejskie ligi na polu ekonomicznym. Opracowanie jest dość szczegółowe. Pokazuje ono, jak wiele każda liga zarabia z tytułu praw telewizyjnych, jak dużo z tzw. dnia meczowego, ile z przychodów komercyjnych, a ile dostaje od UEFA za udział drużyn w europejskich rozgrywkach. 

Zobacz wideo

Jeden fakt może zszokować kibiców. Jesteśmy krezusami

Z okazji rozpoczęcia nowego sezonu Ligi Mistrzów, który znów toczy się bez polskiej drużyny w fazie ligowej (dawnej grupowej), zerknąłem do tego raportu, aby porównać polską ekstraklasę do innych lig.  

Opracowanie nie jest nowe. Dotyczy sezonu 2022/23, bo zebranie danych zajmuje jej autorom sporo czasu. Ranking obejmuje bowiem 55 lig, które gromadzą łącznie ponad 700 klubów. Jednakże jest to najnowszy dostępny raport. Ten za sezon 2023/24 zostanie opublikowany w 2025 r. 

I pierwsze wrażenie, jeśli chodzi o dokonania finansowe Ekstraklasy, jest takie, że nasza liga na tle Europy wygląda całkiem nieźle. Mniej zorientowanych kibiców może nawet jeden fakt zaszokować. Jesteśmy 11. najbogatszą ligą w Europie! Tak to wygląda, jeśli chodzi o przychody klubów z tytułu umów na transmisje telewizyjne - pod tym względem Ekstraklasa zarabia 41 mln euro rocznie. W porównaniu do gigantów to oczywiście niewiele i nawet dziesiąta w rankingu Holandia jest o 36 mln euro rocznie bogatsza pod tym względem. Jednak w porównaniu do państw naszego regionu jesteśmy krezusami - Czesi zarabiają za prawa telewizyjne tylko 8,4 mln euro, Chorwaci – 6,7 mln, Węgrzy - 28 mln, Rumunia – 24 mln, Serbia – 4,3 mln, Słowacja - 2,7 mln.  

Polska to ogromny rynek niespełnionych możliwości

Co to mówi o polskim rynku piłkarskim? Mamy ogromny potencjał. Stacje telewizyjne chcą płacić za Ekstraklasę, a polscy kibice chcą ją oglądać. Jak się spojrzy na inne kraje, to okazuje się też, że Polska jest wśród liderów wzrostu. Obecna umowa telewizyjna jest o 34 procent lepsza niż poprzednia. Pod tym względem jesteśmy liderem w Europie. Tak przynajmniej sugeruje UEFA. A tu warto zauważyć, że w wielu krajach nastąpił kryzys na rynku telewizyjnym. W Turcji umowa na sezon 2023/24 była o 67 procent niższa niż poprzednia, we Francji liga dostała o 19, we Włoszech o 14 proc. mniej.  

Nieźle wyglądają też wpływy Ekstraklasy, jeśli chodzi o przychody z dnia meczowego. 18 mln euro rocznie daje 18. miejsce na kontynencie. I tu też warto popatrzeć na inne kraje regionu: Chorwacja ma 8,8 mln, Czesi - 10 mln, Węgrzy - 2,9 mln, Rumunia - 9,4 mln, Serbia - 4,5 mln, Słowacja - 4,2 mln. Jak widać, dzięki wiernym kibicom Ekstraklasa ma kolosalną przewagę nad każdym krajem z regionu. Nic dziwnego. Jesteśmy dużym, ludnym krajem. Innymi słowy, jesteśmy jednym z największych w Europie rynków piłkarskich.

I w tym momencie dochodzimy do trzeciej wielkości, którą wypada porównać do innych krajów - pieniędzy otrzymywanych za udział i wyniki w europejskich pucharach. I tu oblewa nas rumieniec wstydu i zażenowania. Przy tak wysokiej umowie telewizyjnej, przy tak wielkich wpływach z biletów i karnetów, polska Ekstraklasa jest w stanie wyrwać sobie z Europy marne 13 mln euro. I dlatego jedno wyznanie ciśnie się na usta: jesteśmy frajerami. Pozwalamy na to, by na polskich kibicach zarabiali inni. Bo przecież jeśli polskie stacje płacą UEFA około 35-40 mln euro za sezon (co najmniej, kwota może być znacząco wyższa, nigdy nie została ujawniona) za pokazywanie europejskich rozgrywek, to oznacza, że z tych pieniędzy tylko mała cześć wraca do kraju. Za resztę, lekko licząc 100 mln złotych rocznie, fundujemy zabawę innym.

Gigantyczne pieniądze przechodzą Polakom koło nosa

Przypomnę tylko, że gdy Legia grała w Lidze Mistrzów, z tytułu "market pool" zarobiła 10,3 mln euro. Kwota z tego tytułu uzależniona jest właśnie od tego, ile nadawca z danego kraju płaci za prawa telewizyjne. I tu widać, jak wiele tracą polskie kluby, gdy ich nie ma w Lidze Mistrzów. FC Basel zarobiło wtedy z "market pool" 2,57 mln euro, Club Brugge zaledwie 4,35 mln. Jeden mecz klubów portugalskich (Benfica, FC Porto, Sporting) miał marketingową wartość 590 tys. euro, a jeden mecz Legii - aż 1,7 mln. 

Tu jeszcze warto zaznaczyć, że w sezonie 2022/23 wyjątkowo dużo zarobił Lech Poznań, który w Lidze Konferencji awansował aż do ćwierćfinału. 

Wstyd, jaki powinien palić policzki działaczy polskich klubów, powinien być jeszcze większy, gdy spojrzą na dokonania rywali z regionu, którzy mają dużo niższe umowy telewizyjne i o wiele mniej kibiców na trybunach. Chorwacja zarobiła w pucharach 36 mln euro, Czechy – 29 mln, Serbia – 23 mln. Polska - przypomnijmy - 13 mln.

Można się załamać. Polska marnuje rok w rok gigantyczny potencjał. W tym roku Czesi, Słowacy, Chorwaci i Serbowie - oni wszyscy mają drużyny w Lidze Mistrzów. Polakom znowu się nie udało, choć Ekstraklasa jest dużo bogatsza niż ligi czeska, słowacka, chorwacka czy serbska. O przyczynach, dlaczego wciąż się tak dzieje, napisałem po eliminacjach w tym roku. A puenta linkowanego tekstu była taka: "A najgorsze jest to, że właściwie nie ma nadziei, że sytuacji polskich drużyn w europejskich pucharach się szybko się poprawi. Straconych lat nie da się nadrobić w kilka sezonów. W lidze też nie wyrośnie nagle z dnia na dzień hegemon. Nawet jeśli udałoby się nagle wychować gdzieś grupę utalentowanych młodych zawodników, to prędzej wyjadą oni za granicę, niż zbudują swojej drużynie pozycję w rankingu klubowym UEFA. Europa już nam uciekła na dobre."

Więcej o: