We wtorek 7 listopada wieczorem, kilkadziesiąt godzin przed meczem Napoli z Unionem Berlin w Lidze Mistrzów, na ulicach Neapolu pojawiło się wielu fanów niemieckiego klubu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że w wielu z nich chodziło w białych bluzach, z założonymi kapturami i zasłoniętymi twarzami, jak gdyby nie chcieli zostać zidentyfikowani.
Później okazało się, że taki był ich cel. W nocy, bez żadnej zapowiedzi, zgromadzili się w dużej liczbie i doprowadzili do starć z lokalną policją. "Na skutek brutalnego i nieuzasadnionego postępowania Niemców niektóre sklepy zostały zniszczone. Zdjęcia i nagrania zrobione przez mieszkańców Neapolu i kamery sklepowe są niepokojące" - czytamy na portalu calciomercato.it.
W związku z wydarzeniami na neapolitańskich ulicach ten sam portal zwrócił się z pytaniem do Antonio De Iesu, byłego komisarza policji, obecnie radnego ds. bezpieczeństwa gminy Neapol o to, co się stało. - Metropolitalne szaleństwo. Podobne epizody miały miejsce także w Mediolanie (przed wtorkowym meczem Milanu z PSG - red.). Uważam, że nadszedł czas na koordynację przepisów na szczeblu europejskim. Celem osób, które uczestniczyły w tej strategii, było wyłącznie nawiązanie kontaktu z innymi lokalnymi kibicami i dokonanie aktów przemocy - powiedział.
De Iesu wyjaśnił, że w tej sytuacji władze lokalne nie mogą wiele zrobić, gdy pilnowanie porządku i stosowanie środków bezpieczeństwa to zadania organów państwowych. Nie można też zakazać niemieckim kibicom wejścia na stadion. - Jesteśmy w państwie demokratycznym. Z wyjątkiem 11 aresztowanych każdy posiadający bilet ma prawo wstępu na stadion. W pewnym sensie zakaz może spowodować zakłócenie porządku publicznego: jedyny moment, w którym nie ma poważnych problemów, to sytuacja, gdy kibice znajdują się na stadionie, oddzieleni od reszty fanów kibiców - wyjaśnił.
Funkcjonariusz pochwalił też działania lokalnej policji, która zapobiegła poważniejszym incydentom. - Na szczęście mamy policję na wysokim poziomie, która z poświęceniem uniemożliwiała (chuliganom - red.) bliski kontakt z lokalnymi kibicami. Nawet ryzykując kontuzję, słyszałem, że było kilku rannych - podsumował.