Raków Częstochowa po porażce 0:1 u siebie pojechał do Kopenhagi, by spróbować odrobić niekorzystny wynik i awansować do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Drużyna Dawida Szwargi na stadionie rywala straciła jednak gola w 35. minucie gry po strzale z dystansu Denisa Vavro i w dwumeczu przegrywała 0:2. Nadzieję na odrobienie strat miała jeszcze w samej końcówce.
Kiedy wydawało się, że wynik dwumeczu jest przesądzony, w 84. minucie gry na boisku pojawił się Łukasz Zwoliński. Już dwie minuty później napastnik Rakowa zdobył bramkę po asyście Frana Tudora i przedłużył nadzieje zespołu i kibiców mistrza Polski.
Na trybunach zrobiło się gorąco zarówno wśród miejscowych, jak i fanów Rakowa. Jedni liczyli na utrzymanie wyniku, a drudzy na jego zmianę. To spowodowało scysję pomiędzy kibicami, która mogła doprowadzić do rozrób i ewentualnego przerwania spotkania. Piłkarze mistrzów Polski z pewnością tego nie chcieli, dlatego też próbowali uspokoić kibiców.
Opowiedział o tym Łukasz Zwoliński w rozmowie z "Dziennikiem Zachodnim". - Kibice Kopenhagi sprowokowali naszych fanów i zaczęły się przepychanki, a nam kończył się czas i ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowaliśmy na boisku po wyrównującej bramce, były przerwy w grze. Podbiegłem więc z kilkoma zawodnikami pod sektor sympatyków Rakowa i poprosiliśmy ich, żeby sytuacja się uspokoiła, bo potrzebowaliśmy ich wsparcia, a nie tego, żeby sędzia przerwał mecz - powiedział napastnik.
Więcej podobnych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Działania piłkarzy przyniosły efekt i szybko gra mogła być kontynuowana. Raków nie zdołał jednak zdobyć bramki i finalnie przegrał dwumecz 1:2. Tym samym pożegnał się z eliminacjami Ligi Mistrzów i jesienią zagra w Lidze Europy.
- Rozegraliśmy osiem spotkań w kwalifikacjach Ligi Mistrzów, co jest bezcennym bagażem doświadczeń. Mam nadzieję, że teraz przełożymy je na Ligę Europy - podsumował przygodę mistrzów Polski Łukasz Zwoliński.