To był pierwszy od ponad siedmiu lat mecz Rakowa Częstochowa bez trenera Marka Papszuna. Na początek ery Dawida Szwargi wypadły eliminacje Ligi Mistrzów, a w nich w I rundzie mistrzowie Polski mierzyli się z mistrzem Estonii - Florą Tallinn. W tej rywalizacji Raków jest zdecydowanym faworytem, ale polskie drużyny w eliminacjach europejskich pucharów przekonały nas, że tak naprawdę każdy rywal może okazać się groźny.
Ten mecz wyglądał tak, jak można było się tego spodziewać. Raków Częstochowa dominował, szybko odbierał piłkę na połowie przeciwnika, ale miał wielkie problemy ze sforsowaniem skomasowanej obrony przeciwnika, który bronił wieloma zawodnikami nawet we własnym polu karnym.
Można mówić o strzałach z okolic linii pola karnego Frana Tudora, licznych rzutach rożnych, czy próbach z różnych pozycji Fabiana Piaseckiego, ale Raków, choć często znajdował się w polu karnym rywala, nie potrafił dojść do sytuacji stuprocentowej. Najgroźniej pod bramką Flory było tak naprawdę w 16. minucie, gdy uderzenie z ostrego kąta Bartosza Nowaka odbił bramkarz Flory Evert Grunvald, ale to była jedyna wymagająca interwencja dla golkipera mistrzów Estonii przed przerwą.
Co więcej, pod koniec pierwszej części gry gospodarzom zaczęło też brakować koncentracji w defensywie. W 37. minucie dwukrotnie uratował ich bramkarz Vladan Kovacević, który najpierw obronił techniczny strzał Martina Millera, a następnie dobitkę z bliska Stena Reinkorta. Już w doliczonym czasie gry z kolei Bośniak wygrał pojedynek z Rauno Alliku, choć trzeba zaznaczyć, że rywal strzelał praktycznie z zerowego kąta. Do przerwy głównie za sprawą Kovacevicia w Częstochowie był bezbramkowy remis.
Trener Dawid Szwarga się nie patyczkował i w przerwie dokonał dwóch zmian, wpuszczając na boisko Deiana Sorescu i Johna Yeboaha. I od razu Raków zaczął grać znacznie dynamiczniej, przy kilku dośrodkowaniach brakowało niewiele, żeby piłkarze gospodarzy oddali groźny strzał z kilku metrów. Dwukrotnie musiał też interweniować Grunvald, łapiąc piłkę po ostrym wstrzeleniu przed bramkę Frana Tudora, a także płaskim uderzeniu z około 10 metrów Władysława Koczerhina.
Ale Raków dość szybko dopiął swego. W 54. minucie uderzenie z dystansu bardzo aktywnego Johna Yeboaha zostało zablokowane, ale piłka spadła jeszcze przed pole karne pod nogi Władysława Koczerhina - ten uderzył mocno i po rykoszecie zaskoczył bramkarza Flory, otwierając wynik meczu.
Mistrzowie Polski nacierali dalej. Strzał z 20 metrów Marcina Cebuli odbił skutecznie Grunvald, w polu karnym w dobrych sytuacjach blokowani byli Ben Lederman i Deian Sorescu. Już w ostatnim kwadransie po płaskim dośrodkowaniu Frana Tudora Mateusz Wdowiak z kilku metrów trafił w... Fabiana Piaseckiego. Po chwili bardzo ładny strzał zza pola karnego oddał John Yeboah, ale pomylił się dosłownie o centymetry.
W drugiej połowie Flora nie istniała, ale Rakowowi brakowało skuteczności i dobrych decyzji w strefie obronnej przeciwnika. Uderzenie z 17 metrów Łukasza Zwolińskiego poszybowało nad bramką. Minutę później znacznie lepiej przymierzył z dystansu Deian Sorescu, ale wówczas bardzo dobrą interwencją popisał się Evert Grunvald. Już w doliczonym czasie gry, gdy Raków musiał grać w dziesiątkę po problemach ze skurczami Frana Tudora, nieznacznie z 16 metrów pomylił się Milan Rundić.
Ostatecznie Raków Częstochowa pokonał Florę Tallinn 1:0, choć to zwycięstwo mogło być dla częstochowian znacznie wyższe, a tak przed rewanżem w Estonii sprawa awansu wciąż jest otwarta, nawet jeśli na boisku Raków wykazywał znacznie większą jakość od swojego przeciwnika. Rewanż w Tallinnie odbędzie się za tydzień - we wtorek 18 lipca o godzinie 19:00.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!