Raków może zazdrościć swojemu rywalowi w LM. "Wstydliwe porównanie"

Kacper Sosnowski
Estoński koszmar przypomina się polskim drużynom, ilekroć w europejskich pucharach trafią na ekipę z Tallina. Kiedyś z Levadią blamażu doznała Wisła Kraków. We wtorek Raków w 1. rundzie el. Ligi Mistrzów zagra z Florą. Rywalem słabszym, choć wyżej rozstawionym, ostatnio ogranym w Europie, z piłkarzami rozpoznawalnymi w Polsce. Rywalem, któremu częstochowianie mogą zazdrościć co najmniej kilku rzeczy.

14 lat temu dla mistrza Polski też był to pierwszy mecz sezonu w walce o Europę. Wówczas w 2. rundzie el. Ligi Mistrzów mocna Wisła Kraków nieoczekiwanie tylko zremisowała w meczu z Levadią Tallin (1:1). Ze słabego wyniku drwiono, tym bardziej że kibice w telewizji kończyli oglądać mecz przy niekorzystnym wyniku "Białej Gwiazdy". Gdy ta nieporadnie goniła wynik, przez burzę i ulewę zerwany został przekaz satelitarny spotkania, co spotęgowało wrażenie abstrakcyjności całej sytuacji. Rewanż już bez transmisyjnych problemów też oglądało się na smutno, bo Wisła przegrała w Tallinie 0:1 i doznała jednej z największych kompromitacji w swej współczesnej, europejskiej historii.

Zobacz wideo Spotkanie na szczycie w Rakowie. "Rywale aż kipieli"

Flora napisała historię estońskiej piłki, znają ją na Cyprze i w Serbii

Tę historię przywoływano w późniejszych latach jako przestrogę dla innych polskich klubów mierzących się ze słabszymi rywalami. Temat powracał, gdy znów dochodziło do polsko-estońskich rywalizacji. Pierwszy mecz z Estończykami przegrał zresztą kilka lat później jeszcze Lech (z Nomme Kalju), ale w rewanżu odrobił straty z nawiązką. Dwa zwycięstwa z estońską ekipą (Paide Linnameeskond) zanotował dwa lata temu Śląsk Wrocław (choć z trudem). Legia Warszawa w tym samym sezonie w 2. rundzie kwalifikacji LM pokonała Florę Tallin (2:1, 1:0). W meczu u siebie mistrz Polski zwycięską bramkę strzelił w ostatniej minucie spotkania. Rewanż też długo był na remis, a to pokazuje, ile sił kosztowały polską ekipę te spotkania.

Flora Tallin rywalem Rakowa

Flora Tallin w sezonie 2021/22 pokazała, że jest dobrą drużyną, być może najlepszą w swojej historii. Co prawda w el. Ligi Europy Estończycy nie dali rady Omonii (po wygranej i przegranej do wyłonienia triumfatora potrzebne były karne zakończone na korzyść Cypryjczyków), to już w 4. rundzie kwalifikacji Ligi Konferencji Europy Flora dwa razy wygrała z Shamrock Rovers (Irlandia). W nagrodę pierwszy raz w historii nie tylko swojej, ale też całej estońskiej piłki, Flora awansowała do fazy grupowej europejskich pucharów. Drużyna mogła grać tam z mocniejszymi rywalami i zbierać cenne międzynarodowe doświadczenie. Dwa razy zremisowała z cypryjskim Anorthosisem, a nawet wygrała z Partizanem Belgrad (Serbia). Biła się też z belgijskim Gent i z pięcioma punktami zajęła ostatnie miejsce w swojej grupie, ale wstydu nie przyniosła.

Te wyniki zapewniły jej zresztą cenne punkty do rankingu UEFA. To dzięki nim Flora w tym roku była rozstawiona w 1. rundzie el. LM, choć punkty do tego rankingu ciułała od pięciu lat. To jest kolejna rzecz, której może zazdrościć jej Raków. Europejskie przetarcia przełożyły się na tegoroczny współczynnik Estończyków 10,5, czyli niemal tyle ile obecnie ma Legia. Raków uzbierał tu tylko 5 punktów, na które pracował przez dwa ostatnie sezony. Europejski wynik Flory w poprzednim roku jest mylący i pechowy. Ekipa ze stolicy przegrała na początku dwumecz z fińskim SJK w el. LKE. Warto jednak dodać, że w tym dwumeczu prowadziła już 3:0. W dowiezieniu wyniku przeszkodziły jej m.in. żółte kartki, które zamieniły się na czerwone. Rywalowi udało się odrobić straty, wygrał po dogrywce i odprawił Florę z kwitkiem już na początku eliminacji.

33 puchary, środek sezonu i gracze znani z Ekstraklasy 

Flora jest jedną z najsilniejszych drużyn w lidze estońskiej i o mistrzostwo rywalizuje co roku głównie z dobrze znaną polskim kibicom Levadią. Ta rywalizacja idzie jej całkiem nieźle. Klub, który powstał w 1990 roku, już pod koniec pierwszej dekady swego istnienia bił się o najwyższe cele. Mistrzostwo kraju do tej pory zdobył łącznie 13 razy, teraz też po nie zmierza (na półmetku sezonu jest wiceliderem, bo w zeszły weekend dał się wyprzedzić Levadii). W klubowych gablotach Flory stoi też 8 pucharów oraz 11 Superpucharów Estonii. To w sumie 32 trofea! Fakt, że Estończycy są w środku sezonu i niedawno grali mecze z ligową czołówką (Levadią i Vaprus) stanowi ich spory atut. Jednocześnie przed rewanżem z Rakowem u siebie nie mają w planach żadnego spotkania. Częstochowianie w tym czasie zagrają jeszcze wymagające starcie o Superpuchar Polski z Legią.

Flora ma dość stabilny skład. To nadal jest klub, który zatrudnia najlepszych graczy w swym kraju, a w kadrze nie ma zawodnika z zagranicy. Część piłkarzy Flory jest znana z polskiej ligi i z powodzeniem w niej sobie radziła. To choćby pomocnik Konstantin Wasiljew (Piast Gliwice i Jagiellonia Białystok) oraz napastnik Henrik Ojamaa (Legia Warszawa, Miedź Legnica i Widzew Łódź), ale też obrońca Ken Kallaste (Górnik Zabrze, Korona Kielce), pomocnik Sergei Zenjov (Cracovia). W poprzednim roku z Flory odszedł Rauno Sappinen, który trafił do Piasta Gliwice i na wypożyczenie do Stali Mielec. To on jest obecnie jedynym Estończykiem w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce.

Kallaste i Zenjov w meczu w Rakowem nie zagrają, bo pauzują za kartki, które dostali w poprzednim sezonie europejskim. Zresztą ostatnio i tak mają problemy ze zdrowiem. To duże osłabienie Flory, bo Zenjov jest jej najskuteczniejszym piłkarzem w lidze (8 goli w 14 meczach). Zauważyć trzeba jednak, że estońska ekipa zdobywa bramki kolektywnie. Gole zdobywają napastnik Sten Reinkort oraz skrzydłowy Ojamaa (po pięć). Wasiljew, czyli kapitan zespołu, jest też reżyserem jego gry i wsparciem dla młodszych piłkarzy zespołu. 15 graczy Flory to byli lub obecni reprezentanci Estonii. Na ostatnie zgrupowanie zaproszenie dostała niemal połowa z nich.

Oprócz Kallaste i Zenjova w meczu z Rakowem nie wystąpią na pewno podstawowy stoper drużyny Henrik Purga i pomocnik Markus Sommets, za którego ściągnięto już zmiennika. Jeśli jednak Raków narzeka na stratę kontuzjowanego Iviego Lopeza, to Estończycy problemów mają więcej. Konstruktywnie rozwiązuje je Jurgen Henn od 5 lat trener Flory. 36-letni Estończyk z klubem związany jest mocniej od ponad dekady. Wcześniej przez kilka lat był jej piłkarzem, potem jako szkoleniowiec prowadził rezerwy klubu i okazjonalnie pomagał przy pierwszym zespole. Teraz zbiera brawa za pracę z pierwszą drużyną i ma olbrzymie zaufanie zarządu klubu. To historia podobna do tej Marka Papszuna, byłego już trenera Rakowa.

Tego Raków może Estończykom zazdrościć najbardziej

Częstochowianie najbardziej mogą zazdrościć swemu rywalowi jeszcze jednej rzeczy – stadionu. Flora od dwóch dekad gra na Lillekula Stadium znanym w kraju jako A. Le Coq Arena. To największy i najnowocześniejszy obiekt w kraju. To tam w 2018 roku odbyło się starcie między Realem Madryt a Atletico o Superpuchar Europy, przez co obiekt został nieco odrestaurowany i powiększony. To tam swoje spotkania gra reprezentacja Estonii. Stadion ma 14,4 tys. miejsc i 28 lóż VIP. Zwykle świeci jednak pustkami, bo średnia na ligowych meczach Flory to... pół tysiąca kibiców. Obiekt pozwala jednak na organizowanie wszystkich najważniejszych imprez piłkarskich. Obok stadionu są też cztery boiska treningowe, w tym jedno ze sztuczną nawierzchnią i jedno w pełni zadaszone. Flora do swojej dyspozycji ma zresztą 8 boisk. Dla Rakowa jest to wstydliwe porównanie. Przypomnijmy, że obiekt w Częstochowie ma 5 tys. miejsc i nie pozwala na grę nawet w 4. rundzie el. Ligi Mistrzów. Klub z tego powodu podpisał umowę na wynajmowanie większego obiektu w Sosnowcu.

Choć Raków jest zdecydowanym faworytem dwumeczu z Estończykami, to jednak na Florę trzeba uważać. O spotkaniu w 2. rundzie eliminacji z wygranym starcia Lincoln Red Imps FC (Gibraltar) - Karabach Agdam (Azerbejdżan), myśleć można będzie dopiero po wyjeździe to Tallina (18 lipca).

Więcej o: