Gdyby nie rak, skończyłby w II lidze. Zagra w finale Ligi Mistrzów. To on ma powstrzymać Haalanda

Dawniej pogrążał się w alkoholu i depresji po śmierci ojca. Dwa zwycięstwa w walce z rakiem odmieniły jego życie, pomogły odbudować karierę i porzucić demony. Dziś Francesco Acerbi staje przed szansą zdobycia Ligi Mistrzów z Interem. I niestraszny mu nawet Erling Haaland, bo wie, jak stawiać czoła wyzwaniom.

- Nie obchodzi mnie to, jak zagramy, po prostu chcę podnieść trofeum. Jakkolwiek wygrasz, wygrywasz - mówił Francesco Acerbi w trakcie dnia medialnego przed finałem w Stambule. Włoski obrońca 10 lat temu nie mógł przypuszczać, że przyjdzie mu jeszcze zagrać mecz o taką stawkę. Wówczas bowiem jego życie doszczętnie się zawaliło.

Zobacz wideo Lukas Podolski wprost do kibiców Legii Warszawa

Walczył przez miesiące z demonami. I wygrał. Mógł pobić wielki rekord

Acerbi usłyszał pierwszy raz o nowotworze jądra w lipcu 2013 r. na testach medycznych przy okazji przenosin do Sassuolo. Wtedy guz usunięto, ale pięć miesięcy później stwierdzono nawrót. Doszło do tego przypadkiem, podczas kontroli antydopingowej. Okazało się, że pozytywny wynik testu był spowodowany nie nielegalną substancją, a obecnością hormonu gonadotropiny kosmówkowej (hCG), który jest wytwarzany przez guzy nowotworowe. Na początku Acerbi został zawieszony przez ligowe władze, a potem poddał się trzymiesięcznej chemioterapii. Z rakiem toczył nierówną walkę, ale ostatecznie ją wygrał.

Okazało się, że rak jądra wyciągnął go z trudnej życiowej sytuacji. Acerbi mocno przeżył śmierć ojca Roberto w 2012 r. (zmarł przez problemy z sercem) i zmagał się z depresją, która wciągnęła go w alkohol i imprezowe życie. Pokonanie nowotworu pomogło mu na dobre odstawić alkohol i skupić się na piłce. - Gdyby nie rak, przeszedłbym na emeryturę w wieku 28 lat. Możliwe, że zagrałbym gdzieś w Serie B, ale nowotwór rozpoczął moje prawdziwe życie - mówił w rozmowie z "La Gazzettą dello Sport". To też zmieniło jego postrzeganie świata, a Bóg stał się ważną częścią jego życia. W mediach społecznościowych wysłał obrazek z podobizną Jana Pawła Ii i cytatem: "Weź życie w swoje ręce i uczyń z tego arcydzieło". Kiedy wraz z reprezentacją Włoch odwiedził szpital dziecięcy w Rzymie, nie wrócił do autokaru, tylko cierpliwie rozmawiał z każdym dzieckiem. Był gotowy dołączyć do kolegów później, przyjechał taksówką.

 

Aby bardziej uświadomić ludzi w sprawie badań, w 2015 roku wydał książkę pt. "Wszystko dobrze", która miała zachęcić, nie tylko mężczyzn, do tego, by się regularnie badali. "Weź chłopca, zaprowadź go na boisko i każ mu biegać za piłką. Potem tego samego chłopca zabierz do szpitala i każ mu się położyć na łóżku, gotowego do operacji. To wzruszające i szczere przesłanie od Francesco dla tych, którzy każdego dnia walczą z chorobą, którą można pokonać, jeśli ma się wiarę i wolę zwycięstwa" - czytamy w opisie książki.

Wracając jednak do futbolu, był moment, w którym Acerbi zagrał 149 meczów z rzędu we wszystkich rozgrywkach, zaczynając od października 2015 r., a kończąc w styczniu 2019. Serię przerwała czerwona kartka, którą zobaczył w meczu Napoli - Lazio. W tym czasie nie odniósł żadnej kontuzji, która zabrałaby mu możliwość gry. To nie tylko dzięki pokonaniu swoich demonów, ale też dzięki lepszemu odżywianiu, co Acerbi podkreślał w wywiadach. Tym samym rekord ustanowiony przez legendę Interu Mediolan Javiera Zanettiego, czyli 162 rozegrane spotkania z rzędu, wciąż pozostaje niepobity.

Inter mógł być mu pisany w gwiazdach. Dostał szansę na odbudowę

Drogi Interu z Acerbim mogły złączyć się znacznie wcześniej, bo w 2017 r., gdy defensor był blisko przenosin do drugiego klubu z Mediolanu. Wtedy transfer został zablokowany przez Luciano Spallettiego. Ostatecznie Acerbi trafił na Stadio Giuseppe Meazza pięć lat później, ale nie był pierwszym wyborem Interu. Wtedy klub starał się przez wiele tygodni o Gleisona Bremera z Torino, MVP wśród obrońców w rozgrywkach 21/22, ale do akcji wkroczył Juventus i domknął sprawę w kilka dni. Przy okazji Inter walczył o Trevoha Chalobaha z Chelsea, natomiast w ostatnich dniach letniego okna dogadał się z Lazio w sprawie wypożyczenia Acerbiego. Prezes Zhang nie był przekonany do tego pomysłu, ale postanowił zaufać swoim współpracownikom i odblokować transakcję.

Transfer do Interu był dla niego szansą na odbicie się po słabszym sezonie w Lazio, gdzie grał w formacji z czwórką obrońców. Nie pierwszy raz można było się przekonać, że gra w systemie z trójką stoperów jest jego wymarzonym rozwiązaniem. W Mediolanie szybko wszedł do podstawowego składu, korzystając z faktu, że każdy z dotychczasowego tercetu - Alessandro Bastoni, Stefan De Vrij czy Milan Skriniar - zmagał się z mniejszym lub większym kryzysem formy.

Nie licząc starcia z Lazio (3:1) w rundzie wiosennej, gdzie przyczynił się do straty gola strzelonego przez Felipe Andersona, trudno wyliczyć Acerbiemu wiele błędów w Interze. Wszedł do nowego klubu bez kompleksów i zaczął grać na takim poziomie, z jakiego kibice ligi włoskiej go pamiętają w barwach Lazio, ale też kadry narodowej. Wiele też wskazuje na to, że ostatecznie zostanie wykupiony przez Inter, ale klub nie chce płacić czterech mln euro, których zażądali rzymianie. Patrząc na to, że zarówno Acerbi, jak i Simone Inzaghi chcą kontynuować tę współpracę, dojście do porozumienia wydaje się formalnością.

W Rzymie był w niebie, a skończył w piekle. Odchodził skonfliktowany z kibicami

Acerbi trafiał do Lazio w 2018 roku w roli następcy Stefana De Vrija (Holender odchodził do Interu Mediolan - red.), mając za sobą pięć lat gry dla Sassuolo. Tam szybko stał się ważną postacią w drużynie prowadzonej przez Simone Inzaghiego i przez miesiące pozostawał ligową czołówką. Był też bohaterem nietypowej sytuacji po zakończeniu meczu z Milanem (0:1) w kwietniu 2019 roku. Wówczas przed tym starciem mówił, że Lazio jedzie po wygraną na San Siro, a jego zespół jest silniejszy od przeciwnika. Po meczu Acerbi wymienił się koszulką z Tiemoue Bakayoko, a Francuz udał się w kierunku kibiców, trzymając w ręce jego trykot. Finalnie Bakayoko przeprosił, a trener Gennaro Gattuso potępił zachowanie swojego podopiecznego.

Sytuacja Acerbiego w Lazio pogorszyła się, gdy w 2021 roku zespół objął Maurizio Sarri. Była widoczna zauważalna zniżka formy, a dodatkowo piłkarz nie najlepiej adaptował się do nowego systemu. Poza tym Acerbi wpadł w konflikt z kibicami, gdy w odwecie za krytykę po meczu z Sassuolo (tam był zamieszany w stratę jednego z goli) zaczął ich uciszać po strzelonym golu w starciu z Genoą. Mimo przeprosin z jego strony fani Lazio nazwali go człowiekiem bez honoru i kazali mu odejść. Regularnie był też wygwizdywany na Stadio Olimpico. W trakcie jednego z treningów Sarri musiał uspokajać kibiców wyzywających piłkarza.

Odejście Acerbiego z Lazio stało się jasne latem zeszłego roku, gdy do klubu dołączyło trzech nowych obrońców: Alessio Romagnoli (Milan), Nicolo Casale (Hellas Verona) i Mario Gila (Real Madryt Castilla). Po takich ruchach Lazio było wiadomo, że Acerbi musiał sobie szukać nowego miejsca pracy. Po kilkunastu miesiącach zapewne nie narzeka na to, jak ostatecznie ta historia się zakończyła.

Teraz może być stawiany w jednym szeregu z Marco Materazzim. Do tej pory te dwa nazwiska łączył fakt, że dostawali powołanie na wielki turniej po reakcji selekcjonera na uraz jednego z zawodników - w 2006 r. Materazzi zajął miejsce kontuzjowanego Alessandro Nesty, a w 2021 r. Acerbi wszedł w miejsce Giorgio Chielliniego. Po finale Ligi Mistrzów w Stambule mogą mieć tyle samo wygranych pucharów Ligi Mistrzów. Z tą różnicą, że wtedy Materazzi był rezerwowym i wszedł w końcówce za Diego Milito, a teraz Acerbi będzie jedną z głównych postaci Interu.

Więcej o:
Copyright © Agora SA