O mały włos, a Szymon Marciniak zostałby odsunięty od poprowadzenia finału Ligi Mistrzów. Wszystko przez udział arbitra w konferencji biznesowej "Everest", której organizatorem był skrajnie prawicowy polityk, Sławomir Mentzen. Sprawa dotarła do UEFA, a zagraniczne media zestawiły 42-latka z przedstawicielami o skrajnie prawicowych poglądach. Za Marciniakiem murem stanęli m.in. Zbigniew Boniek czy też PZPN. Ostatecznie federacja pozwoliła Polakowi poprowadzić finał w Stambule.
Głos w sprawie zamieszania wokół Marciniaka zabrał Kamil Bortniczuk. Już w piątek minister sportu i turystyki stanął w obronie Polaka i zapowiedział, że podejmie kroki, by przekonać UEFA do pozostawienia nominacji dla arbitra. Po wszystkim wyraził zadowolenie z decyzji federacji, ale jednocześnie stwierdził, że UEFA popełniła poważny błąd, zbyt szybko zawierzając pomówieniom.
- UEFA zgrzeszyła naiwnością w kontekście zaufania do organizacji, która na to zaufanie nie zasłużyła, bo dopuściła się piramidalnej manipulacji. Bogu dziękować, że udało się doprowadzić do sytuacji, że ofiarą tej manipulacji sędzia Marciniak nie został. Przynajmniej w rozumieniu, że nie odebrano mu tego meczu, bo pewnych szkód wizerunkowych nie będzie w stanie szybko odpracować - podkreślił Bortniczuk na antenie Polsat News.
Minister zauważył, że obecnie z łatwością można wystosować pomówienia, które mogą zaważyć na karierze. - Dowiedzieliśmy się jak bardzo łatwo z niewinnego człowieka zrobić ofiarę. Jeżeli nie kieruje się prawdą, dopuszcza się do piramidalnej manipulacji - zaznaczył.
Sam polityk zauważył, że Marciniak nie popełnił błędu, a jego obecność na evencie "Everest" nie była niestosownym zachowaniem. W końcu nie był to wiec polityczny, a konferencja biznesowa. - Gdzie jest granica szczególnej ostrożności, a gdzie zaczyna się absurd? Konferencja nie miała wymiaru politycznego, tylko wymiar gospodarczy. Mało tego, wiem z bezpośredniej rozmowy z Szymonem Marciniakiem, że w kontrakcie dotyczącym wystąpienia miał zapisane, że nie zgadza się na wykorzystanie swojego wizerunku do żadnych spraw światopoglądowych, religijnych i - uwaga - politycznych - zakończył.
Więcej treści sportowych na stronie głównej Gazeta.pl.
Sam Marciniak wydał specjalne oświadczenie, w którym przyznał się do popełnienia nieświadomego błędu. "Chcę wyrazić moje najgłębsze przeprosiny za moje zaangażowanie i wszelkie przykrości lub szkody, które mogło ono spowodować. Po refleksji i dalszym dochodzeniu stało się oczywiste, że zostałem poważnie wprowadzony w błąd i całkowicie nieświadomy prawdziwej natury i powiązań wydarzenia. Nie wiedziałem, że było ono związane z polskim ruchem skrajnej prawicy. Gdybym był tego świadomy, kategorycznie odrzuciłbym zaproszenie" - podkreślał.